[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stół był uroczyście nakryty, czekali nasi wspólni przyjaciele z otwartym przed chwilą, bardzo drogim szampanem, a Joanna oświadczyła:– Upiekłam dla ciebie specjalnie kurczaka na ostro, bo nie lubisz z owocami.I już żadnej poważnej rozmowy nie musiałyśmy przeprowadzać.Piękna historia zdarzyła się z obrazem Bogdana.Bogdan to mój przyjaciel, artysta-grafik, ilustrator książek, autor czołówek do moich programów i scenograf naszego serialu.Namalował kiedyś obraz, portret kobiety, i pożyczył znajomej w Warszawie.No i chciał go potem odzyskać.Trzeba było przewieźć go do Joanny, a potem do Krakowa.Okazało się to nie takie proste.Joanna wisiała na telefonie, próbując umówić się na odbiór rzeczonego obrazu, ale albo nikt nie odbierał, albo terminy nie te, albo jeszcze coś innego.JOANNA: Epopeja to była ta awantura z panią mecenas, kiedy przez dwie i pół godziny usiłowałam się do niej dodzwonić a ona mówiła, że musi chodzić do toalety.Poradziłam, żeby brała ze sobą telefon.Pani Chmielewska zacięła się, że wyrwie dzieło pazurami.W końcu Witek, siostrzeniec pojechał pod wskazany adres, sam bardzo przejęty odpowiedzialnością swojego zadania, wytachał obraz do samochodu i okazało się, że dzieło sztuki jest tak dużych rozmiarów, że nie mieści się normalnie do samochodu.Z zaciśniętymi ustami jechał więc dwadzieścia km na godzinę, z otwartym bagażnikiem, modląc się, aby nie zgubić obrazu.Jakim cudem wniósł go jeszcze na trzecie piętro, nie wiem.Postawił w przedpokoju „twarzą” do ściany i odmówił dalszej współpracy.Akcja odzyskiwania obrazu była już słynna wśród znajomych, więc natychmiast przylecieli zaciekawieni Lewandowski i Tadzio, i zażądali prezentacji.Walczyli długo, odwracając obraz, w końcu stanęli przed nim i zaczęli prowadzić następujący dialog:– Marta?– Nie Marta, za gruba.– A może Marta, w końcu wizja artystyczna.– Może i Marta.I tak dalej.Joanna pokładała się ze śmiechu i mówiła, że jej to do złudzenia przypomina rozmowę dwóch Duńczyków, którzy szukali określenia na owcę (po polsku), co brzmiało mniej więcej tak:– Koza?– Nie koza.– Koza?– Nie koza.Wątpliwości rozwiał w końcu sam artysta, który wyjaśnił, że obraz malował w czasie studiów na ASP i pozowała mu jakaś ruda modelka.Hasło „Marta? Nie Marta? Koza? Nie koza?” przeszło do naszej historii.Muszę jeszcze dodać, że ja nie odpowiadam za wszystkie przygody Joanny Chmielewskiej z telewizją, na szczęście.Pewnego razu Joanna została zaproszona do udziału w jednym z popularniejszych wtedy talk-show, na żywo.To było duże widowisko.Prowadząca program nie miała chyba specjalnego pojęcia o literaturze Chmielewskiej, ale się bardzo starała nawiązać intelektualny kontakt.Nawiązała do specyfiki języka i neologizmów.Joanna siedziała i pęczniała w sobie, oglądałam to z narastającym zainteresowaniem.Padło pytanie:– Pani Joanno, co to znaczy „rozdyźdany”?Joanna (spokojnie):– Jak się pani rozbije jajko, to jakie jest?Prowadząca:– Rozbryzgane.Joanna (z błyskiem w oku):– A jak pani w nie wejdzie? (z naciskiem na „pani”).JOANNA: Chodziło mi o połączenie rozbryzganego z rozmazanym.Długo dochodziłam do siebie po tym programie, Joanna odmówiła komentarzy i, mówiąc jej językiem, obsobaczyła mnie, że jej nie uprzedziłam, w co się pakuje.Ostatnio pewien recenzent literacki napisał, że książki Chmielewskiej „ociekają brutalnym seksem”.Szalenie mnie to zainteresowało, jakoś tak się stało, że uczyniono mnie bohaterka jednej i pół powieści.Wiem, że to dziwnie brzmi, ale tak to wyliczyłam.„Trudny trup” to jedna, a te pół to „Babski motyw”.W końcu to ja znalazłam trupa baby na śmietniku, no to jestem w połowie bohaterką, nie?Za skarby świata nie dopatrzyłam się nigdzie owego brutalnego seksu, nawet trochę żałuję, byłoby co czytać wnukom.„Trudny trup” to reakcja Joanny na kontakty z telewizją, tam nawet proroczo pojawiły się sylwetki ze świata mediów, goszczące dziś przed Komisją Śledczą.Skomplikowany nad wyraz utwór, jak i praca w instytucji pt.telewizja, stado afer, ja w tym wszystkim jako żądna prawdy dziennikarka u boku dociekliwej pisarki.Miałam mieć na imię Justysia, ale Joanna powiedziała, że ją to rozprasza, mam być Martusia i koniec.No dobrze.I faktycznie, wszystko się zgadzało, poza wychodzeniem za mąż i marzeniami o garstce dzieci.Za to stworzyła mi postać narzeczonego Bartka i mój dużo młodszy kolega o tym imieniu puchł z dumy i mówił:– Wszyscy będą myśleli, że to ja!Nie wiem, z czego się tak żywiołowo cieszył.Jeśli kiedyś ktoś nakręci film z tej książki, Joanna Chmielewska wystąpi osobiście.No, ja też mogę.JOANNA: Cha, cha, film o dwóch wariatkach.Byłam u niej, kiedy pisała „Babski motyw”.Bardzo się ucieszyłam, że to ja zobaczyłam tę nieżywą babę, przeczytałam początek i pojechałam do Krakowa.Za jakiś czas Joanna dzwoni do mnie, relacjonuje rozwiązanie intrygi, w skrócie brzmiało to tak:– No i słuchaj, ja wracam, opowiadam to tobie i co ty na to?Ratunku, przecież nie wiedziałam o co chodzi, zrozumiałam tylko, że winowajczyni upiła się okropnie i wszystko wyznała.Niesamowicie zaciekawiona zapytałam:– A czym ona się tak załatwiła?– Pomieszała koniaczek z piwem – wyjaśniła Joanna, a potem dodała:– No to ja ci potem powiem, co ty na to.I rozłączyła się.Te telefony to ja bym chętnie nagrywała, ale nie umiem uruchomić dyktafonu.Np
[ Pobierz całość w formacie PDF ]