[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale, ponieważ zapisałam, oczywi-ście pamiętam.WXG 6383. I co? Teraz się musimy zastanowić.Urwałam, bo Marcie zadzwoniła komórka.Z rozmowy wynikało, że to coś służbo-wego. O, dobrze, że dzwonisz mówiła Martusia. Przeglądamy kasety z pożaru.Co.? No pewnie, że możesz zobaczyć ten pożar przed montażem, chociaż do scenogra-fii potrzebny ci jak dziura w moście.Jak to, mnie się wydawało, że to ustalone.? Wcalenie tak zaraz, jeszcze tu posiedzimy, możesz przyjechać.Gdzie w ogóle jesteś.? Nowiesz.! Droga do przeglądówki zajmie ci jedną minutę! No dobrze, dwie.Wyłączyłakomórkę, spojrzała na ekrany. To Bartek powiadomiła wszystkich. Jest akurat w sekretariacie.Niech tuprzyjdzie, pokażemy mu całość, bo co nam szkodzi?Zatroskałam się odrobinę. Bartek nam robi scenografię? Bartek.A co.? On jest dobry!Współpracę z Bartkiem pamiętałam doskonale.Pewnie, że był dobry, może zgołanadmiernie, przy czym nadmiar wychodził poza granice zawodu.Dobre serce, ukierun-kowane na cztery strony świata, to cecha nawet szlachetna, choć co najmniej dla jednejalbo i dwóch stron wysoce uciążliwa, bo wszystkiego nie obskoczy, a niepunktualnośćkonkursową przy odrobinie wysiłku da się sobie wyliczyć i przetworzyć na daty i godzi-ny realne.Na upartego nawet niesolidność, a to, że mężczyzna nie umie myśleć do koń-ca i leci na wygodnictwo, jest zjawiskiem najnormalniejszym w świecie.Jako grafik byłznakomity, jako współpracownik nader trudny, zawahałam się w głębi duszy z aprobatą,ale nagle przyszło mi na myśl, że tym razem Martusia będzie się z nim kotłować, a nieja, więc czego mam się czepiać.Ona młodsza, ma więcej siły, da sobie z nim radę.Kiwnęłam głową i przyświadczyłam, że jest bardzo dobry.Zarazem pomyślałam, żeskoro Bartek ma tu być za dwie minuty, mamy jeszcze dużo czasu. Wcale nie jadę stąd do domu powiedziała znienacka Martusia złym głosem. Jadę do kasyna.Spojrzałam na zegarek. Czwarta dochodzi, żadnych kasyn na razie, jedziemy do mnie i uściślamy szkieletprzestępstwa.Mam już myśl.Mafią telewizyjną potajemnie rządzi Pętak, gdzieś tam sie-dzi za plecami Tycia, Grocholski Pętaka szantażuje. Pętaka? Nie Pyłka.?70 Wszystko jedno, i tak go jakoś inaczej nazwiemy.Grocholski to ten podpalony,nie było go w domu, ponieważ padł trupem w Marriotcie, o czym jeszcze nikt nie wie.Trup znikł.Zatrzymałam się w rozpędzie, bo tknęło mnie, że znów mieszam czasy i wydarzenia,a Marta zaczęła się pukać w czoło. Opamiętaj się, trup leży w moim pokoju.Już się do niego przyzwyczaiłam. W twoim pokoju, słusznie.To czekaj, co ten Grocholski może robić w telewizji?Radca prawny, były prokurator. A nie lepiej, żeby Grocholski rządził mafią, a Pętak się spalił.? Chociaż nie, maszrację, taki cichy radca prawny telewizji! Pęta się wszędzie, ze wszystkimi może gadaći tak dalej, ma dostęp. Doskonale, pozorne zniszczenie archiwalnych taśm już mamy, Aukasz dopadatych starych materiałów, jak idiota radzi się Grocholskiego, Grocholski szuka u ciebie,Pętak go tam dopada. Więc mordercą będzie Pętak? ucieszyła się Martusia. No, wreszcie go mamy!Może to i lepiej, że nikt z telewizji. Podwójnym mordercą.Ale jakoś go musimy do tej telewizji wpasować.Kajtek i Pawełek słuchali z wielkim zainteresowaniem, nie wtrącając się wcale, chi-chocząc tylko od czasu do czasu.Kajtek w końcu nie wytrzymał, podsunął zachęcającokandydaturę jakiegoś Wrednego Zbinia.Martusia wpadła w euforię. Kto to jest Wredny Zbinio? spytałam surowo. Ach, taka pluskwa i supergnida! Wymarzony Pętak! Siedzi nad Dominikiem, na-wet nad Tyciem, i judzi, że też mi od razu do głowy nie przyszedł, zdolny do wszystkie-go, to przecież on nam utrącił ten poprzedni scenariusz! Krakowskiej telewizji wyrwałz ręki kasowy serial, w ostatniej chwili, wała zrobił z Dominika, Tycio poszedł na ustęp-stwo, jakby gówno jadł, ale poszedł, i niech się w blondynkę przemienię, jeśli nie za gru-by szmal, bo haka na niego nie mają.! O ile wiem, nie musisz się przemieniać wtrącił delikatnie Pawełek, patrząc najej włosy. Ty głupi jesteś, ja mam rozjaśnione! obraziła się Martusia. Czy ten Wredny Zbinio odwalałby własną ręką mokrą robotę? wtrąciłam się,już usiłując myśleć twórczo. Nie wynająłby jakiegoś?Odpowiedzieli mi wszyscy troje razem, przy czym zdania były podzielone.WrednyZbinio podobno do wysiłków fizycznych się nie pchał, chociaż grywał w golfa i w teni-sa, więc kondycję posiadał, ogólnie lubił wysługiwać się kim popadło, z drugiej jednak-że strony do intryg przejawiał wielki talent i powinien mieć dość rozumu, żeby w swo-je prywatne zgryzoty nikogo obcego nie wprowadzać, zatem mordować mógł zarów-no osobiście, jak i przez posły.Wyszło na to, że otwiera się przede mną szeroki wachlarzmożliwości, używać do różnych czynów mogłam, kogo chciałam.71Zgodnie z moimi wyliczeniami Bartek pojawił się po kwadransie.Usiadł przed ekra-nami, puścili mu pożar od początku.Grzecznie poprosił, żeby mu ktoś mniej więcejstreścił akcję, a przynajmniej wyjaśnił, o co chodzi i czemu mają służyć te piromańskieefekty.Spełniłyśmy jego prośbę tak gorliwie, że zgłupiał z tego doszczętnie, Martusiabowiem kładła nacisk na scenariusz, a ja na tło z dawnych czasów. Nie macie przypadkiem ogólnego konspektu? spytał w końcu żałośnie. TenPudlak.On tu jest, czy go nie ma? Jeszcze nie wiemy odparła jedna z nas. Nie ma, on już leży trupem gdzie indziej odparła druga.Kajtek i Pawełek zachichotali. W konia mnie tu robicie? zdziwił się Bartek. Gdzieżbyśmy, coś ty, w życiu! zapewniła go żarliwie Martusia. Konspekt jest,Joanna ma w komputerze. I nie tylko, ty masz wydruk u siebie przypomniałam. Ale ja nie jadę do domu! Mówiłam, do ciebie, proszę bardzo, a potem na rozpustęi nic mnie od tego nie powstrzyma! Nie ma pożaru uspokoił nas Bartek łagodnie. To znaczy jest pożar, owszem,ale co do konspektu, to niekoniecznie dzisiaj.Jutro, na przykład, wezmę od Marty, umó-wimy się.Jak ty jesteś z zajęciami?Nie wtrącałam się w ich uzgodnienia, ponieważ natchnienie we mnie rozkwita-ło, chciałam już wracać do siebie i siadać przy klawiaturze.Coś tam sobie ustalili.Zażądałam tego całego widowiska na kasetach VHS, bo chciałam mieć do niego stałydostęp, fragmenty mogły się okazać bezcenne, nie musiałabym szczegółowo opisywaćgotowych widoków.Poza tym korcił mnie ten z garbkiem na nosie.Porzuciłam telewi-zję i udałam się do domu, niemal siłą wlokąc ze sobą Martusię.Uwolniłam ją dopiero, kiedy akcja posunęła nam się niezle do przodu i mordowa-nie Słodkiego Kocia stanęło, można powiedzieć, u progu.Podwójny szantaż stał się fak-tem dokonanym, Słodki Kocio, który jeszcze nie miał u nas nazwiska, działał najbar-dziej aktywnie, Grocholski, pośredniczący w tym interesie, gromadził żer dla siebie,Płucek zaś, zagrożony dwustronnie, uprawiał w tle krecią robotę.Mocno to wszystkobyło skomplikowane, więc rozwój akcji zapisałam w punktach, bez wnikania na raziejeszcze w szczegóły.* * *%7łycie prywatne naszych scenariuszowych bohaterów nie nastręczało mi zbyt wiel-kich trudności, tak zwane stosunki międzyludzkie znałam raczej dobrze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]