Home HomeAlfred Assollant Niezwykłe choć prawdzie przygody kapitanaJarry Alfred Ubu król czyli Polacyde musset alfred spowiedŸ dziecięcia wiekuAlfred Hitchcock Tajemnica czlowieka z bliznaAlfred Musset SpowiedŸ dziecięcia wiekuHitchcock Alfred Wladca fortunySzklarski Alfred Sobowtor profesora Rawy (SCAN dSzklarski Alfred Sobowtor profesora RawyAlfred Szklarski Tajemnicza wyprawa Tomka (2)Charles M. Robinson III The Diaries of John Gregory Bourke. Volume 4, July 3, 1880 May 22,1881 (2009)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lwy.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Eukaliptusy przypominały Tomkowi jego pierwszą wyprawę łowiecką do Australii, podczas której chwytał także workowate niedźwiadki koala.Ulubionym pokarmem tych małych misiów były liście eukaliptusowe.W Australii Tomek w niezwykłych okolicznościach zaprzyjaźnił się ze swoją obecną żoną.Tak się wtedy złożyło, że podczas polowania na olbrzymie szare kangury towarzysze Tomka zostali poproszeni o pomoc w poszukiwaniach zaginionej w buszu, wówczas dwunastoletniej, Sally Allan.Szczęśliwym trafem czternastoletni Tomek samodzielnie odnalazł dziewczynkę, która dla upamiętnienia znajomości ofiarowała mu swego psa Dinga.Wilmowscy z humorem opowiadali kuzynostwu o swym oryginalnym zawiązaniu przyjaźni.Dingo, jakby rozumiał, że również o nim jest mowa, wesoło merdał ogonem i zerkał ku klatkom z dzikimi zwierzętami w nowo tworzonym ogrodzie zoologicznym w miejsce rozgrabionego przez Chilijczyków.Czas szybko mijał na wesołej pogawędce.Miało się ku wieczorowi.Tomek wreszcie spojrzał na wschód.Na widocznych ze wszystkich ulic Limy szczytach skalistych Andów lśniły płaty wiecznego śniegu w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca.– Pora wracać do hotelu – odezwał się Tomek.– Ani się spostrzegłem, że już tak późno!– Niech sobie będzie późno! – przekornie powiedziała Sally.– Kto wie, czy to już nie ostatni nasz wspólny spacer po Limie.– Obyś miała rację! – dodał Zbyszek.– Siedzimy jak na szpilkach czekając na wujka! Mam już dość walk byków i kogutów uzbrojonych w ostrogi!– To dlaczego tak często chodzisz na nie?! Obłudnik! – oburzyła się Natasza.– Dotrzymuję tylko towarzystwa Tomkowi – usprawiedliwił się Zbyszek.– Coś kręcisz, Zbyszku! – ze śmiechem zaoponowała Sally.– Tommy nie lubi widowisk, na których dręczy się zwierzęta!– Nic nie kręcę! – bronił się Zbyszek.– Przecież nie powiedziałem, że Tomek chodzi ze mną na walki kogutów!– Właśnie powiedziałeś, że dotrzymujesz mu towarzystwa! – potwierdziła Natasza.– Bo też tak jest naprawdę – przytaknął Zbyszek.– Tomek częsta chodzi popatrzeć na Dos de Mayo, ten najpiękniejszy z limeńskich pomników.– Czy masz na myśli tego Anioła Zwycięstwa?! – zaciekawiła się Sally.– Na płaskorzeźbie na piedestale znajduje się Polak, Ernest Malinowski[72].– Tak, o ten właśnie pomnik chodzi! – odpowiedział Zbyszek.– Wiecie przecież, że mój brat entuzjazmuje się wszystkim, co upamiętnia działalność wybitnych Polaków.Toteż gdy Tomek zadumany wpatruje się w pomnik, ja wstępuję do leżącego w pobliżu amfiteatrzyku na walki kogutów.Wilmowscy i Karscy wkrótce wyszli z ogrodu.Przed zapadnięciem wieczoru na ulicach było gwarno i rojno.Limeńczycy wracali z pracy do domów, uliczni handlarze zwijali kramy, tłoczno było w fondach i jadłodajniach.W barwnym tłumie przechodniów, który stanowił mieszaninę wszystkich ras, wyróżniały się piękne limenki otulone w przewiewne, czarne manty.Środkiem ulic toczyły się dwukołowe wozy, podążały juczne konie i muły, tu i tam widać było jeźdźców dosiadających rączych rumaków.W pobliżu hotelu, Dingo, prowadzony na smyczy przez Sally, zaczął okazywać niepokój.Węszył, strzygł uszami, warknął raz i drugi, wreszcie musnął wilgotnym ozorem dłoń idącego obok Tomka.– Sally, spójrz na nasze poczciwe psisko! – odezwał się Tomek.– Zapewne dziwi się, że nie odprowadzamy go do Haboku.– Spokój, Dingo, spokój! – powiedziała Sally.– Późno już, więc dzisiaj przenocujesz z nami.Dingo jednakże stawał się coraz bardziej niespokojny.Znów szczeknął chrapliwie, spoglądając to na Sally, to na Tomka.– Tommy, on naprawdę dziwnie się zachowuje – zauważyła Sally.– Wciąż węszy, jakby natrafił na znajomy trop! Och, Tommy, trudno mi w to uwierzyć, czyżby jednak.Tomek natychmiast odgadł, co jego żona miała na myśli.Pobladł z wrażenia.Dingo tymczasem, wciąż węsząc, zerkał na Tomka i coraz szybciej podążał wprost do hotelu.Tuż przed otwartymi na oścież drzwiami warknął i machnął ogonem.– Mogę się założyć o sto butelek jamajki, że ojciec przyjechał! – zawołała rozpromieniona Sally, mimo woli naśladując sposób mówienia kapitana Nowickiego.Serce żywiej uderzyło w piersi Tomka.Bez jednego słowa wbiegł do hollu.Zarządzający hotelem usłużnie poderwał się na jego widok i oznajmił:– Ma pan gości, senor Wilmowski! Nareszcie przybył oczekiwany senora ojciec! Jest z nim jeszcze jeden senor.Na szczęście miałem i dla niego pokój.– To naprawdę wspaniała wiadomość! – odparł wzruszony Tomek.– Czy ojciec długo już na nas czeka?– Obydwaj goście przybyli wkrótce po obiedzie – wyjaśnił zarządzający.– Obecnie są w swoich pokojach.– Ha, kochany Dingo nie zapomniał ojca! – triumfowała Sally.Spuściła psa ze smyczy i poleciła: – Dingo, szukaj pana, szukaj!Pies wbiegł na schody, Wilmowscy i Karscy szybko podążyli za nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •