[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Eukaliptusy przypominały Tomkowi jego pierwszą wyprawę łowiecką do Australii, podczas której chwytał także workowate niedźwiadki koala.Ulubionym pokarmem tych małych misiów były liście eukaliptusowe.W Australii Tomek w niezwykłych okolicznościach zaprzyjaźnił się ze swoją obecną żoną.Tak się wtedy złożyło, że podczas polowania na olbrzymie szare kangury towarzysze Tomka zostali poproszeni o pomoc w poszukiwaniach zaginionej w buszu, wówczas dwunastoletniej, Sally Allan.Szczęśliwym trafem czternastoletni Tomek samodzielnie odnalazł dziewczynkę, która dla upamiętnienia znajomości ofiarowała mu swego psa Dinga.Wilmowscy z humorem opowiadali kuzynostwu o swym oryginalnym zawiązaniu przyjaźni.Dingo, jakby rozumiał, że również o nim jest mowa, wesoło merdał ogonem i zerkał ku klatkom z dzikimi zwierzętami w nowo tworzonym ogrodzie zoologicznym w miejsce rozgrabionego przez Chilijczyków.Czas szybko mijał na wesołej pogawędce.Miało się ku wieczorowi.Tomek wreszcie spojrzał na wschód.Na widocznych ze wszystkich ulic Limy szczytach skalistych Andów lśniły płaty wiecznego śniegu w promieniach chylącego się ku zachodowi słońca.– Pora wracać do hotelu – odezwał się Tomek.– Ani się spostrzegłem, że już tak późno!– Niech sobie będzie późno! – przekornie powiedziała Sally.– Kto wie, czy to już nie ostatni nasz wspólny spacer po Limie.– Obyś miała rację! – dodał Zbyszek.– Siedzimy jak na szpilkach czekając na wujka! Mam już dość walk byków i kogutów uzbrojonych w ostrogi!– To dlaczego tak często chodzisz na nie?! Obłudnik! – oburzyła się Natasza.– Dotrzymuję tylko towarzystwa Tomkowi – usprawiedliwił się Zbyszek.– Coś kręcisz, Zbyszku! – ze śmiechem zaoponowała Sally.– Tommy nie lubi widowisk, na których dręczy się zwierzęta!– Nic nie kręcę! – bronił się Zbyszek.– Przecież nie powiedziałem, że Tomek chodzi ze mną na walki kogutów!– Właśnie powiedziałeś, że dotrzymujesz mu towarzystwa! – potwierdziła Natasza.– Bo też tak jest naprawdę – przytaknął Zbyszek.– Tomek częsta chodzi popatrzeć na Dos de Mayo, ten najpiękniejszy z limeńskich pomników.– Czy masz na myśli tego Anioła Zwycięstwa?! – zaciekawiła się Sally.– Na płaskorzeźbie na piedestale znajduje się Polak, Ernest Malinowski[72].– Tak, o ten właśnie pomnik chodzi! – odpowiedział Zbyszek.– Wiecie przecież, że mój brat entuzjazmuje się wszystkim, co upamiętnia działalność wybitnych Polaków.Toteż gdy Tomek zadumany wpatruje się w pomnik, ja wstępuję do leżącego w pobliżu amfiteatrzyku na walki kogutów.Wilmowscy i Karscy wkrótce wyszli z ogrodu.Przed zapadnięciem wieczoru na ulicach było gwarno i rojno.Limeńczycy wracali z pracy do domów, uliczni handlarze zwijali kramy, tłoczno było w fondach i jadłodajniach.W barwnym tłumie przechodniów, który stanowił mieszaninę wszystkich ras, wyróżniały się piękne limenki otulone w przewiewne, czarne manty.Środkiem ulic toczyły się dwukołowe wozy, podążały juczne konie i muły, tu i tam widać było jeźdźców dosiadających rączych rumaków.W pobliżu hotelu, Dingo, prowadzony na smyczy przez Sally, zaczął okazywać niepokój.Węszył, strzygł uszami, warknął raz i drugi, wreszcie musnął wilgotnym ozorem dłoń idącego obok Tomka.– Sally, spójrz na nasze poczciwe psisko! – odezwał się Tomek.– Zapewne dziwi się, że nie odprowadzamy go do Haboku.– Spokój, Dingo, spokój! – powiedziała Sally.– Późno już, więc dzisiaj przenocujesz z nami.Dingo jednakże stawał się coraz bardziej niespokojny.Znów szczeknął chrapliwie, spoglądając to na Sally, to na Tomka.– Tommy, on naprawdę dziwnie się zachowuje – zauważyła Sally.– Wciąż węszy, jakby natrafił na znajomy trop! Och, Tommy, trudno mi w to uwierzyć, czyżby jednak.Tomek natychmiast odgadł, co jego żona miała na myśli.Pobladł z wrażenia.Dingo tymczasem, wciąż węsząc, zerkał na Tomka i coraz szybciej podążał wprost do hotelu.Tuż przed otwartymi na oścież drzwiami warknął i machnął ogonem.– Mogę się założyć o sto butelek jamajki, że ojciec przyjechał! – zawołała rozpromieniona Sally, mimo woli naśladując sposób mówienia kapitana Nowickiego.Serce żywiej uderzyło w piersi Tomka.Bez jednego słowa wbiegł do hollu.Zarządzający hotelem usłużnie poderwał się na jego widok i oznajmił:– Ma pan gości, senor Wilmowski! Nareszcie przybył oczekiwany senora ojciec! Jest z nim jeszcze jeden senor.Na szczęście miałem i dla niego pokój.– To naprawdę wspaniała wiadomość! – odparł wzruszony Tomek.– Czy ojciec długo już na nas czeka?– Obydwaj goście przybyli wkrótce po obiedzie – wyjaśnił zarządzający.– Obecnie są w swoich pokojach.– Ha, kochany Dingo nie zapomniał ojca! – triumfowała Sally.Spuściła psa ze smyczy i poleciła: – Dingo, szukaj pana, szukaj!Pies wbiegł na schody, Wilmowscy i Karscy szybko podążyli za nim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]