[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiesz, że na nim można polegać.Nie było czasu na pożegnania, choć mogli już więcej się nie ujrzeć.Nowicki i Tomek co tchu biegli po stromych schodach.Już byli przy ścianie z ukrytym wejściem do mieszkania Smugi.Wpadli do komnaty.Nowicki przyskoczył do okna.– Ejże, brachu! Smuga górą! Wodzowie i kapłani kłaniają mu się w pas.Niech go rekin połknie, upadł na cztery łapy jak kot.Ciekaw jestem, co on im takiego powiedział?– Niezwykły człowiek! – szepnął Tomek.– Słuchaj, brachu! Myśmy szli mu na pomoc, a tymczasem to on uratował nas wszystkich.Cóż tu pocznie sam wśród tych kąśliwych os? Zostaję, we dwóch łatwiej stąd czmychniemy.Zorganizuj nową wyprawę i czekaj na nas za dwa miesiące w umówionym miejscu.– A może ja pozostanę ze Smugą? – odparł Tomek.– Ty pewniej odnajdziesz drogę.Musisz wyprowadzić z matni nasze kobiety.Zuch baby! Najpierw ocal tamtych, a potem spiesz nam z pomocą.Idź już! Opowiem Kampom, jak to bogowie zaopiekowali się wami!Kapitan Nowicki uśmiechnął się na samą myśl, że zadziwi Smugę i Kampów.Mocno uścisnął Tomka, wypchnął go na schody, po czym starannie zaryglował przejście.Znów podszedł do okna.Smuga otoczony wodzami wracał do pałacu.Nowicki uśmiechnął się i legł na matach.Był śpiący.Przez pierwsze trzy dni uciekinierzy wciąż przystawali i nasłuchiwali.Tomek lub wierny Haboku co pewien czas wspinali się na szczyty gór i z niepokojem spoglądali ku wulkanowi.Zdawało się im, że wybuchy nieco osłabły i następowały w coraz dłuższych odstępach czasu.Choć sami znajdowali się w ciężkiej sytuacji, wciąż powracali myślami do dwóch przyjaciół, którzy musieli pozostać w mieście wolnych Kampów.Wkrótce jednak bezpośrednie niebezpieczeństwo całkowicie pochłonęło myśli uczestników niefortunnej wyprawy.Skromne zapasy żywności wyczerpały się po dwóch dniach.Cubeowie wyszukiwali jadalne korzenie i rośliny, czasem upolowali strzałami z łuków kilka papug.Głód dokuczał wszystkim.Za radą Haboku pokrzepiali się ożywczymi liśćmi koki, ale wędrówka po bezdrożnych górach coraz bardziej wyczerpywała siły.Noce były bardzo chłodne.Zimny wiatr dął od zaśnieżonych szczytów.Na każdym noclegu uciekinierzy musieli budować szałasy, a mimo to zimno dawało się im porządnie we znaki.Kuźmy, w które zaopatrzył ich Smuga, były jedynym ciepłym odzieniem, jakie posiadali.Toteż każdej nocy z utęsknieniem oczekiwali wschodu słońca.Na szczęście w dzikiej głuszy górskiej nie napotykali ludzi.Coraz śmielej szli na południowy wschód, a szóstego dnia Tomek odważył się na rozpalenie ogniska.Rosół z papug i ryby upieczone na rozgrzanych kamieniach pokrzepiły nadwątlone siły uciekinierów.Dziesiątą noc spędzili w opuszczonym szałasie pasterzy, a następnego dnia natknęli się po raz pierwszy na osadę Keczuanów, czyli górskich Indian.Mieszkali w chatach zbudowanych z dużych kamieni, przysypywanych ziemią.Zajmowali się hodowlą lam i owiec.Porozumienie się z Keczuanami nie było łatwe.Nie znali hiszpańskiego ani portugalskiego, nieufnie spoglądali na białych.Tomek kupił od nich jagnię, które upiekli w całości.Przenocowali w chacie pasterzy.Rankiem przyszedł z pastwiska młody Keczuanin, który znał sporo słów portugalskich.Od niego Tomek dowiedział się, że o dwa dni drogi doliną znajduje się chata mulnika, wynajmującego podróżnym muły i konie.Droga, przy której mieszkał ów mulnik, wiodła do Tarmy.Za rewolwer i kilka naboi pasterz zgodził się doprowadzić uciekinierów do drogi.Był to piętnasty dzień od ucieczki z fortecy wolnych Kampów.Tomek jechał na mule tuż za poganiaczem.Co chwila oglądał się na Sally i resztę towarzyszy wyprawy.Z wyjątkiem Haboku wszyscy drzemali w siodłach.Muły postękiwały, lecz wytrwale szły wyboistym traktem.Tomek wychudł, był zmęczony tak jak inni, lecz ani na chwilę nie przymknął oczu.W pobliskiej Oroyi mieli już wsiąść w pociąg do Limy.Tomek przestał kłopotać się o Sally, Nataszę i Marę.Były bezpieczne.Teraz już układał plan wyprawy ratunkowej dla Smugi i Nowickiego.Od czasu do czasu wydobywał z kieszeni mapę.Przypomniał sobie wszystko, co wiedział o Boliwii.Czekało go sporo kłopotów.Musiał szybko wyposażyć nową wyprawę.Miał nadzieję, że pieniądze za sprzedany jacht już nadeszły do banku w Iquitos.Jak przewidująco postąpił Nowicki, upoważniając go do dysponowania pieniędzmi!Tomek wiedział, że nie zazna chwili spokoju, dopóki znów nie będzie razem z Nowickim i ze Smugą.Czyżby dotychczasowe trudy były całkiem bezcelowe? Nie, tak nie można powiedzieć.Zamyślony nawet nie spostrzegł Oroyi wyłaniającej się przed nimi.* * *[1] Selva – wilgotny las międzyzwrotnikowy, porasta olbrzymie obszary dorzecza Amazonki.[2] Cykady (Cicadidae) – piewiki właściwe, należą do grupy pluskwiaków.Żyją głównie w cieplejszych krajach.Żywią się sokami roślin.Długość rozpostartych skrzydeł niektórych gatunków dochodzi do 18 cm.Właściwością cykad jest zdolność wydawania dźwięków za pomocą narządu u nasady odwłoka.[3] Kauczuk jest jednym z najważniejszych surowców roślinnych.Wprowadzenie go do użytku miało ogromne znaczenie dla rozwoju przemysłu, zwłaszcza w motoryzacji, lotnictwie, elektrotechnice, technice sanitarnej.Ojczyzną kauczuku naturalnego są puszcze brazylijskie, w których wśród wielu gatunków roślin zawierających sok kauczukowy (lateks – latex) duże drzewo Hevea brasiliensis zyskało znaczenie światowe; niższej jakości lateksu dostarczają również rosnące tam drzewa Mnihot glaziovii i Hancornia speciosa.Brazylijski monopol na kauczuk naturalny został złamany ok.1880 roku, kiedy wywieziono nasiona Hevea i zasiano je w ówczesnych koloniach angielskich w Azji (Cejlon, Malakka), a potem w Indiach Holenderskich, upłynęło jednak z górą 30 lat, zanim kauczuk plantacyjny zyskał przewagę.Około dwustu gatunków drzew, krzewów i roślin zielnych dwuliściennych w strefie międzyzwrotnikowej i podzwrotnikowej zawiera sok mleczny służący do wyrobu kauczuku.W Ameryce Środkowej i północnej części Ameryki Południowej lateksu dostarczają rodzime drzewa Sapium i Castilloa, w Azji oprócz kauczukowca brazylijskiego uprawia się drzewo Ficus elastica, a w Afryce Futumia elastica.[4] Rio Putumayo – rzeka w północno-zachodniej Ameryce Południowej.Posiada źródła w północno-wschodniej Kolumbii, przepływa Peru i Brazylię, gdzie wpada do Amazonki.[5] Sim, senhor (port.) – Tak, panie.[6] Capanga (port
[ Pobierz całość w formacie PDF ]