Home HomeWiktor Krawczenko Wybrałem wolnoœć. Życie prywatne i polityczne radzieckiego funkcjonariuszaWiktor Suworow AkwariumSuworow Wiktor AkwariumSuworow Wiktor Kontrola (2)Suworow Wiktor Kontrola (3)Carroll Lewis Po drugiej stronie (2)Gamedec. Obrazki z Imperium. Cz 1 Marcin Sergiusz PrzybylekCornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 3 Excalibur (2)Robert Jordan Kamien LzyKatarzyna Berenika Miszczuk Szeptucha
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • loko1482.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Pędzą prosto przed siebie.Pewnie i zdecydowanie.Bez postojów.Nie ustępując nikomu.W plątaninie możliwych tras i połączeń odnajdują tę jedną jedyną wiodącą do celu.Wszędzie na trasie wita ich zielone światło, wszystkie semafory pozdrawiają uniesionym ramieniem.Rozległo się pukanie, konduktor uchylił drzwi przedziału.Rozłożył wykrochmalony obrus.Ciech Ciechowicz w roli czarodzieja.Stoliczku nakryj się: zjawia się oszroniona karafka, lśniące czarki, talerzyki z lodem, na lodzie miseczki pokryte mgiełką rosy.Kawior z jesiotra.Kawior z bieługi.Kawałeczki masła w kształcie morskich muszelek.Cieniutkie plasterki cytryny.Ogóreczki małosolne.Pomidorki.Grzybki.I jeszcze jakaś sałatka.I jeszcze jakieś miseczki.I pasztet na talerzyku.I jakieś wędzone plasterki z zielonym groszkiem.Wszystko na srebrze.A czarki ze złota.Czas je napełnić.Ciech Ciechowicz postawił wazonik z długą, cienką szyjką, a w nim jeden cudowny kwiat.Życzył smacznego i oddalił się, zamykają za sobą drzwi.- No, Nastiu, za spokój duszy Kati.Wiem, że nie pijesz, ale za to nie odmówisz.Za oknem przelatują w ciemnościach podmiejskie letniska.Perony.Stacje.Pędzi pociąg techniczny.Wyprzedza wszystkie ekspresy.XVOtworzyła oczy, gdyż coś dziwnego wisiało w powietrzu.Pociąg stał.Zawsze tak jest.Kiedy koła stukają miarowo, pasażerowie mocno śpią.Ledwie pociąg stanie, wszyscy się budzą.Nie może zrozumieć, gdzie się znajduje.Po chwili dochodzi do niej, że śpi wtulona w kącik skórzanej sofy.Że śpi w ubraniu.Że kolana ma podciągnięte pod brodę.Tyle, że ktoś włożył jej poduszkę pod głowę i przykrył wełnianym kocem.Stolik posprzątany.Chołowanowa nie ma.Uchyliła zasłonkę, wyjrzała na zewnątrz.Sosnowy las, zasieki, żołnierze, psy.Jest widno, koło szóstej rano.Jakiś starszy sierżant krzyknął coś do maszynisty.Pociąg ruszył z miejsca.Dwaj wartownicy zamknęli wrota.Pociąg znowu nabierał prędkości.Za oknami pojawiły się letniska okolone zielonymi płotkami, brzeziny, rzeczka zarośnięta sitowiem i naraz ogromny biały monaster.Wieżyczki i zielone dachy.Zgrzytnęły hamulce.Podróż dobiegła końca.Nastia wyjrzała na korytarz.Z sąsiedniego przedziału uśmiecha się Chołowanow:- Wyspana? Czas do roboty, towarzyszko księżniczko.XVIW okolicach Moskwy w każdej wiosce stoi cerkiewka.Rozwalona, rozgrabiona, porzucona, ale zawsze czarowna.A pojedziesz brzozowymi zagajnikami, polami i nagle, nad brzegiem wielkiego jeziora - ściana monasteru.Tory kończą się przed samym murem.To był cel ich podróży.Klasztor jest jak miniaturowa twierdza.W środku cerkiew.Otacza ją trzymetrowy mur z wielotonowych bloków granitu, wąskie strzelnice, w rogach kaponiery i wieżyczki o czterospadowych daszkach.W potężnym murze - sklepiona dębowa brama.Przy bramie wartownik.Trzasnął kolbą w granitową płytę.Oddał honory Chołowanowowi i Nasti.Otworzyły się potężne, okute wrota.ROZDZIAŁ 6INastia wstąpiła na kamienne płyty dziedzińca.Było jasne, że to nie jakiś zwykły klasztor, ale żeński.Ściślej mówiąc - dziewczęcy.Dziewczęta nie miały na sobie czarnych habitów, tylko krótkie dopasowane spódniczki i skórzane kurtki.Jak komisarki w latach wojny domowej.Pistolety przy pasie.Jest ich cały tłum.Śmieją się, zerkając na Chołowanowa.Najzwyklejsze pod słońcem radzieckie komsomołki, o najzwyklejszych, otwartych radzieckich twarzach.Tutaj każdy mężczyzna jest im towarzyszem, kolegą i bratem.Kobieta mężczyźnie - towarzyszką, koleżanką i siostrą.Dlatego komsomołki uśmiechają się do Chołowanowa po koleżeńsku.I rzucają w jego stronę koleżeńskie spojrzenia.Może trochę za długie, jak na koleżeńskie.Ale nikt nie zwraca na to uwagi.W monasterze obowiązuje przepisowy ubiór: zielone kombinezony, wysokie buty na grubych miękkich podeszwach, spadochronowe hełmy.Nastię i Chołowanowa mija pluton, wlokąc się resztkami sił.Dziewczynom nie do śmiechu.Powłóczą grubymi podeszwami po płytach dziedzińca, pot leje się strużkami, męczy zadyszka.Babsztyl o wyglądzie kapitana drużyny koszykarek całą noc ganiał je po okolicznych lasach, ciągle zrzędząc, że guzdrają się jak muchy w gównie.Dlatego nie w głowie im chichoty.Tylko babsztyl-kapitan koszykarek obdarza Chołowanowa powłóczystym, koleżeńskim spojrzeniem.Jeszcze jeden pluton wraca z nocnych ćwiczeń: cztery dziesięcioosobowe drużyny z cholerną babką na czele, tym razem niewysoką.Wiadomo, wśród kurdupli o zołzę nietrudno.Pokrzykuje w marszu.Zrównała się z Chołowanowem.Twarz jej się rozjaśnia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •