[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzwonki zagrały szyderczo, prowokująco.Mary przestała się uśmiechać.- Jasne, że potrafię - sapnęła, otwierając szeroko usta.Blask księżyca zajrzał jej do paszczęki, ukazując czerwone poduszeczki dziąseł najeżone kościanymi igłami zębów.- Potrafię i.W górze coś warknęło.Z początku cicho, potem coraz głośniej, a po chwili przeszło we wściekłe ujadanie.Mary obróciła się w lewo na sekundę przed tym, jak warcząca istota wyłoniła się zza skały, na której stała.Roland dojrzał zaskoczenie malujące się na twarzy Wielkiej Siostry.Coś rzuciło się na nią - ciemny kształt na tle gwiazd, z łapami wyciągniętymi jak u osobliwego nietoperza - ale nim jeszcze stworzenie dopadło kobiety, uderzyło ją w piersi i wgryzło się w szyję, Roland wiedział już, co to właściwie jest.Padając pod impetem napastnika, siostra Mary krzyknęła przenikliwie, aż Rolandowi zadzwoniło w głowie niczym po koncercie Ciemnych Dzwonków.Wstał, dysząc ciężko.Ciemna sylwetka rozdzierała babę, oparłszy przednie łapy po obu stronach jej głowy, tylne zaś zagłębiwszy w klatce piersiowej dokładnie tam, gdzie niegdyś widniała róża.Roland złapał Jennę, która zastygła, patrząc z fascynacją na powaloną siostrę.- Dalej! - krzyknął.- Zwiewamy, zanim i nas postanowi zagryźć! Pies nie zwrócił na nich uwagi.Rozprawiał się wciąż skuteczniez głową siostry Mary.Jej ciało zdawało się jakoś zmieniać, chyba rozpadać, ale cokolwiek się z nim działo, Roland nie miał ochoty tego oglądać.Wolałby też oszczędzić podobnego widoku Jennie.Na wpół odeszli, na wpół zaś odbiegli na grań wzgórza, a gdy stanęli w blasku księżyca z opuszczonymi głowami i złączonymi dłońmi, by zaczerpnąć nieco powietrza, oboje dyszeli głośno.Powarkiwanie za nimi przycichło, ale dawało się jeszcze słyszeć, gdy siostra Jenna uniosła wreszcie głowę.- Co to było? - spytała.- Po twojej minie widziałam, że poznajesz to coś.Jak mogło ją zaatakować? Mamy władzę nad wszystkimi zwierzętami, na dodatek ona jest.była w tym najlepsza.- Nie nad tym zwierzęciem - odparł Roland, przypominając sobie pechowego chłopaka z sąsiedniego łóżka.Norman nie wiedział, dlaczego medalion trzyma siostry na dystans: bez względu na to, czy chodziło o złoto czy o Boga.Teraz sprawa się wyjaśniła.- To był pies, miejski kundel.Widziałem go wcześniej na placu, zanim jeszcze zielony lud mnie ogłuszył i zabrał do sióstr.Podejrzewam, że wszystkie inne zwierzaki, które tylko mogły uciec, dawno to już zrobiły, ale nie ten.Nie miał powodu, by bać się siostrzyczek z Elurii i chyba jakoś to pojmował.Nosi na piersi znak jezusowców, krzyż z czarnych włosów na białej sierści.Pewnie znamię, takie z urodzenia.Tak czy owak, załatwił ją.Wiedziałem, że kręcił się w pobliżu; dwa lub trzy razy słyszałem jego naszczekiwanie.- Ale czemu? - wyszeptała Jenna.- Czemu tu przyszedł? I czemu się na nią rzucił?Roland znalazł tylko jedną odpowiedź - uniwersalną odpowiedź na niemądre pytania:- Ka.Idziemy.Oddalmy się jak najbardziej od tego miejsca, zanim będziemy musieli poszukać kryjówki na dzień.Oddalić udało im się na nie więcej niż osiem mil.O ile to było osiem mil, pomyślał Roland, gdy siadali w kępie słodko pachnącej szałwii, która rosła pod skalnym nawisem.Może nie osiem, ale pięć.To on opóźniał marsz, a dokładniej przyprawiona paskudnie zupa, którą zjadł wieczorem.Kiedy pojął, że nie zrobi już sam ani kroku, poprosił Jennę o główkę trzciny.Odmówiła, twierdząc, że przy takim zmęczeniu nagłe pobudzenie mogłoby przeciążyć mu serce.- Poza tym - powiedziała, gdy ułożyli się w tym cichym zakątku - i tak nie pójdą za nami.Te pozostałe, znaczy Michela, Louise i Tamra, spakują się i ruszą dalej.Dobrze wiedzą, kiedy należy odejść.Dlatego przetrwały tak długo.Dlatego w ogóle przetrwałyśmy.Pod pewnymi względami jesteśmy silne, pod wieloma innymi - słabe.Siostra Mary o tym zapomniała i ta arogancja przyczyniła się chyba do jej końca nie mniej niż ten krzyżowy pies.Na grań wzgórza Jenna zdołała przytaszczyć nie tylko buty i ubranie Rolanda, ale także mniejszą z jego sakw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]