[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niemniej postępowanie Aldena było nieuczciwe.Mówię to teraz ja, ponieważ ty wtedy się nie poskarżyłeś.We włosy starca wplątał się kolejny kwiat jabłoni.Jeszcze inny osiadł na wystających kościach obojczyków pod grdyką.Sprawiał wrażenie klejnotu, który jest piękny, ponieważ pewne rzeczy po prostu są piękne; i był wspaniały w swej nietrwałości.W każdej chwili zniecierpliwiony starzec mógł go strzepnąć na ziemię, gdzie płatek przyłączyłby się do tysięcy swoich całkiem anonimowych kolegów.Clivey oświadczył dziadkowi, że Alden, zgodnie z regułami zabawy, doliczył do sześćdziesięciu, więc zupełnie nie rozumie, dlaczego dziadek próbuje mu na boku udowodnić coś innego.Ostatecznie chłopiec przyniósł mu wstyd przez to, że nie zdołał w porę znaleźć kryjówki i dał się “zaklepać".Alden - który w chwilach złości potrafił jak dziewczyna dać komuś w twarz - musiał tylko zawołać: “Raz-dwa-trzy, Baba Jaga patrzy!", od-wrócić się, zobaczyć Clive'a, a następnie poklepać pień uschnię-tego drzewa i wykrzyknąć: “Raz-dwa-trzy, Clive zaklepany!" A może dyskutował z dziadkiem o Aldenie tylko dlatego, żeby nie wracać na podwórko, żeby móc dłużej obserwować zamieć kwiatów jabłoni, których płatki osiadały na włosach starego człowieka, i podziwiać wspaniały klejnot w zagłębieniu jego szyi.- Oczywiście, że tak - odparł dziadek.- Oczywiście, doliczył do sześćdziesięciu.Ale spójrz tylko na to, Clivey! Popatrz i wryj to sobie głęboko w pamięć.W kombinezonie dziadka były prawdziwe kieszenie - aż pięć, licząc wielką jak u kangura kieszeń na piersi - ale na biodrach nie było żadnej -jedynie wycięcia przez które można było sięgnąć do kieszeni noszonych pod kombinezonem spodni (w tamtych czasach pomysł, żeby pod spód nic nie wkładać, nie wydawał się niczym strasznym, a jedynie śmiesznym; oznaczał, że ktoś Ma Nie Najlepiej Pod Sufitem).Dziadek nie-odmiennie nosił pod kombinezonem niebieskie dżinsy.“Żydowskie portki" - mawiał poważnie, podobnie zresztą jak inni farmerzy, których Clive znał i którzy nosili dżinsy.Nazywano levisy “żydowskimi portkami" lub prościej, “żydłakami".Otóż dziadek wsunął prawą rękę w wycięcie w kombinezonie, przez chwilę gmerał w kieszeni spodni, aż w końcu wydobył na światło dzienne zmatowiały, srebrny zegarek kieszonkowy i wsunął go w dłoń zaskoczonego chłopca.Zegarek był tak ciężki, że zdezorientowany Clive o mało nie wypuścił go z dłoni.Popatrzył na dziadka szeroko rozwartymi, brązowymi oczyma.- Tylko nie upuść go na ziemię - ostrzegł dziadek.- Chociaż jeśli nawet to ci się zdarzy, zegarek zapewne nie przestanie chodzić.Kilkakrotnie już wypadł mi z rąk, a raz, podczas jakiejś cholernej popijawy w Utica, ktoś na niego nadepnął.Zegarek jednak nie przestał chodzić.Ale jeśli stanie na dobre, twoja strata, nie moja, ponieważ od tej chwili zegarek należy do ciebie.- Co?Chłopiec chciał powiedzieć, że nie rozumie, ale poskromił język.- Daję ci go - oświadczył dziadek.- Dawno już po-stanowiłem, że ci go zostawię, i niech szlag trafi, jeśli wstawię go do testamentu.Za testament musiałbym zapłacić jakiemuś cholernemu prawnikowi więcej, niż ten zegarek jest wart.- Dziadku.Ja.Jezu!Dziadek tak długo się śmiał, że aż dostał ataku kaszlu.Kaszlał i śmiał się jednocześnie, a jego twarz nabrała koloru dojrzałej śliwki.Radość i zdumienie Clive'a przeszły w niepokój.Pamiętał, że matka, gdy tu jechali, nieustannie go napominała, że nie wolno dziadka męczyć, ponieważ jest ciężko chory.Kiedy przed dwoma dniami Clive zapytał - zapytał bardzo ostrożnie - na co choruje, George Banning odpowiedział jednym, tajemniczym słowem.Dopiero następnej nocy po rozmowie w sadzie, kiedy zapadał już w sen, ściskając w dłoni rozgrzany ciepłem jego ciała kieszonkowy zegarek, Clive nieoczekiwanie pojął, że słowo “tykawa" nie oznacza wcale jakiegoś groźnego robala, ale odnosi się do serca.Lekarz zabronił dziadkowi palić, oświadczając przy tym, że jeśli będzie próbował wykonywać jakiekolwiek cięższe prace, na przykład odgarniać śnieg lub kopać w ogrodzie, skończy przygrywając aniołom na harfie.A chłopiec dobrze wiedział, co to znaczy.- Jeśli tylko nie upuścisz go na ziemię, to zawsze będzie ci chodził i chodził - oświadczył dziadek, ale chłopiec był już na tyle duży, żeby wiedzieć, że zegarek i tak któregoś dnia stanie; wiedział, że zarówno ludzie jak zegarki pewnego dnia stają na zawsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]