[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czemu ten Carvalho tak się ociąga, czemu zwleka?! I nagle płonący-mi z gorączki oczami żeglarz Serrão, znający każdy ruch ręki na statku, poznaje, że łódźwindowana jest na pokład.Zdrada! Zdrada! Zamiast wysłać po niego ratowniczy stateczek,okręty zaczynają szykować się do odjazdu i biorą kurs na otwarte morze.Pierwszy już za-wraca, już wydymają się żagle na bryzie… W pierwszej chwili nieszczęsny Serrão niemoże i nie chce pojąć, że jego, dowódcę, komendanta, właśni towarzysze tchórzliwie po-zostawiają w rękach morderców, i to brata, rodaka! Jeszcze raz na wpół zduszonym głosemwoła ku uciekającym, prosi, rozkazuje, szaleje w ostatecznej opresji i rozpaczy.Zrozu-miawszy wreszcie, iż okręty zawróciły i opuszczają redę, nabiera raz jeszcze oddechu wskrępowanej piersi i przeraźliwym głosem, rzuca za odpływającym Juanem Carvalhostraszliwe przekleństwo: w dniu Sądu Ostatecznego wezwie go przed Sąd Boga za ten nik-czemny postępek!Przekleństwo to jest też jego ostatnim słowem: zdradzieccy towarzysze na pokładzie wi-dzą na własne oczy, jak mordowany jest wybrany przez nich kapitan.I jednocześnie – jesz-cze nie opuścili portu – wśród wrzasków pada na ziemię wielki krzyż… Wszystko, co Ma-gellan ostrożną i cierpliwą pracą, w ciągu tygodni zbudował, marnuje się przez lekkomyśl-ną głupotę jego następców.Okryci hańbą, z okrzykiem przekleństwa umierającego kapitanaw uszach, pędzeni szyderstwami tańczących dzikusów, Hiszpanie uciekają jak przestępcy zowej wyspy, na którą pod wodzą Magellana przybyli jak bogowie.*Smutny to przegląd, jakiego dokonują uratowani, ledwo uciekłszy z nieszczęsnego wybrze-ża Sebu.Z wszystkich ciosów losu, jakie poniosła flota od chwili wyjazdu, pobyt na wy-spie Sebu był najfatalniejszy.Prócz Magellana, niezastąpionego dowódcy, utracono najbar-dziej doświadczonych kapitanów Duarta Barbosę i João Serrão, którzy jako wytrawniznawcy wschodnioindyjskiego wybrzeża, właśnie teraz, podczas rozpoczynającej się po-dróży powrotnej, byliby szczególnie potrzebni, śmierć Andresa de San Martin obrabowałazałogę z eksperta nawigacyjnego, a ucieczka Enrique’a pozbawiła ją tłumacza.Gdy załoga,jeden marynarz po drugim, jest teraz wywoływana, melduje się zamiast 265, którzy zaokrę-towani byli w Sewilli, zaledwie 115, a uszczuplony ten stan osobowy nie pozwala już wy-starczająco obsadzić wszystkich trzech statków.Aby utrzymać chociaż dwa galeony w sta-nie odpowiednim do podróży, lepiej więc będzie jeden poświęcić.Los dobrowolnego za-topienia pada na „Concepcion”, która już dawno przepuszczała wodę i co do której istniejąobawy, że mogłaby nie wytrzymać trudnej przeprawy.Niedaleko wyspy Bohol wyrokśmierci zostaje wykonany.Aż do ostatniego gwoździa, aż do najdrobniejszej liny wszystkozdatne do użytku przeniesione zostaje na pozostałe okręty, a opustoszały drewniany trupstaje się pastwą ognia.Posępnie patrzą marynarze, jak wzbija się płomień, zrazu mały, lecznabierający siły, i ognistymi ramionami obejmuje wreszcie cały statek, który przez dwa latastanowił dom i ojczyznę tych ludzi, a teraz jako nędzny wrak dymiąc i zwęglając się toniew obcym wrogim morzu.W sile pięciu statków z wesoło powiewającymi chorągwiami i zdobrą załogą wyjechano z portu w Sewilli! Pierwszą ofiarą był „Santiago”, który rozbił sięu wybrzeży patagońskich.W Cieśninie Magellana tchórzliwie opuścił ich „San Antonio”,teraz „Concepcion” staje się pastwą płomieni i własną trumną.Pozostały tylko dwa okrętyostatnie, „Trinidad”, niegdyś flagowy statek Magellana, i mała niepozorna „Victoria”, któ-rej sława zaświadczy o słuszności jej nazwy i wyniesie ideę Magellana poza grób jego wnieśmiertelność.*Z niepewnego kursu, jaki biorą okręty, będzie można wkrótce poznać, że mocno uszczuplo-nej flocie brak prawdziwego przewodnika, wytrawnego admirała, Magellana.Jak ślepe,jak błędne tułają się statki wśród Archipelagu Sundzkiego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]