Home HomeChoroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrądzkiegoWitkiewicz Stanislaw Ignacy N niemyte dusze imnPagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (SCANStanislaw Pagaczewski Misja profesora Gabkibrzozowski stanisław legenda młodej polskiGrzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (4)Honda CatĂĄlogo De Peças Cg Titan 125 Ks Es 2000 A 2002Moorcock Michael GlorianaClarke Arthur C Tajemnica Ramy (SCAN dal 1137)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lwy.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .— Nie sądzę, żeby tak było.Ale jeżeli nawet tak jest, na Marsie mieliśmy być już sami.Wiedziałem od początku, że mój mankament fizyczny będzie wisiał nade mną jak miecz Damoklesa, bo przez sześć tygodni w roku, kiedy kwitną trawy, jestem do niczego.Co prawda liczyłem na to, że na Marsie nie ma trawy.to jest zupełnie pewne i moi przełożeni też tak myśleli, w końcu jednak ten katar zepchnął mnie na rezerwową pozycję, na której nie miałem luz szans.— Polecieć na Marsa?— Tak.— Ale pozostał pan w rezerwie?— Nie.— Aut Caesar, aut nihil?— Jeśli pan chce.Rozplótł ręce i zagłębił się w swoim karle.Z wpółopu­szczonymi powiekami zdawał się przetrawiać moje słowa.Poruszył brwiami, uśmiechnął się nieznacznie.— Wróćmy na Ziemię! Czy wszyscy ci ludzie byli aler­gikami?— Prawie na pewno wszyscy.W jednym przypadku nie dało się tego udowodnić.Uczulenia były rozmaite — prze­ważnie na pyłki traw, no i astma.— A można wiedzieć, kiedy pan się bał? Wspomniał pan przed chwilą.— Przypominam sobie dwa takie momenty.Raz w re­stauracji hotelowej, kiedy wywołano do telefonu Adamsa.To pospolite nazwisko, szło o innego człowieka, lecz przez chwilę zdawało mi się, że to nie przypadek.— Wydało się panu, że wywołują do telefonu zmarłe­go?— Nie, skąd.Myślałem, że coś się zaczyna.Że to jest hasło skierowane do mnie tak, ażeby nikt z obecnych nie mógł o tym wiedzieć.— Nie pomyślał pan, że to ktoś z pańskiej ekipy?— Nie.To nie wchodziło w rachubę.Pod żadnym pozo­rem nie wolno im się było ze mną kontaktować.Gdyby za­szło coś likwidującego naszą akcję, powiedzmy wybuph woj­ny, przyszedłby do mnie Randy — kierownik operacji.Ale tylko wtedy.— Przepraszam, że tak wypytuję, ale to ważne dla mnie.Więc wywołano Adamsa.Ale jeśli wywołujący miał pana na oku, znaczyłoby to, że przejrzał pańską grę i daje panu o tym znać, bo nie występował pan przecież jako Adams!— Ależ tak.Chyba dlatego właśnie się zląkłem.Chcia­łem podejść do telefonu.— Po co?— Żeby dostać pierwszy kontakt z tymi — z tą drugą stroną.Taki byłby lepszy niż żaden.— Rozumiem.Ale nie podszedł pan?— Nie, bo znalazł się autentyczny Adams.— A drugi raz?— To było już w Rzymie, w nocy, w hotelu.Miałem ten sam pokój, w którym Adams umarł we śnie.Cóż, powiem panu i to.Rozważano rozmaite role.Nie musiałem konie­cznie kłaść nóg w ślady tego człowieka, mówiło się o in­nych, ale uczestniczyłem w naradach i przeważyłem szalę na rzecz Adamsa.— Urwałem, widząc jak zabłysły mu oczy.— Domyślam się.Ani obłęd, ani morze, ani autostrada — po prostu pewny, zamknięty apartament — samotność, komfort i śmierć.Czy tak?— Być może, ale nie myślałem o tym wtedy.Sądzono, zdaje się, że wybrałem jego marszrutę, licząc na odna­lezienie tych rewelacji, które miał zdobyć i ukryć gdzieś, ale tak nie było.Ten człowiek był mi jakoś sympaty­czny.Chociaż dotknął mnie przed chwilą swoim “Aut Caesar, aut nihil", nadal okazywałem się bardziej wylewny niż w normie, bo tak mi na nim zależało.Nie umiem określić, kiedy ta sprawa stała się moją obsesją.Zrazu traktowałem impersonację jako rutynę, do której musiałem się naginać, bo była stawką gry.Sam nie wiem, kiedy wciągnęła mnie całego, żeby odtrącić.Uwierzyłem w obiecaną grozę, mia­łem wszak dowody, że nie była zmyśleniem, prawie już dostałem się w jej krąg i to właśnie okazało się iluzją.Nie zostałem dopuszczony.Odegrałem Adamsa, jak umia­łem, ale nie dotarłem do jego losu, nie przeżyłem nic ł dla­tego nic nie wiedziałem.Być może słowa Bartha tak mnie poruszyły, bo dotknęły prawdy.Kerr, kolega Pitzpatricka, który był freudystą, powiedziałby pewno, że chciałem po­stawić wszystko na jedną kartę, bo wolałem zginąć niż przegrać, a właściwie zginąć, ponieważ przegrywałem, mój wybór Adamsa całą akcję włożyłby we freudowski sche­mat popędu Thanatosa.Z pewnością by tak powiedział.Wszystko jedno.Pomoc tego Francuza była jak złamanie kodeksu wspinaczki, ustępowałem miejsca, żeby dać się wciągnąć pierwszemu na linie, ale wolałem to od całkowitego fiaska.Nie chciałem, nie mogłem tak tego stracić jak wyrzucony za drzwi.— Porozprawiajmy o metodzie — ocknął mnie głos Bar­tha.— Pierwsze jest zamknięcie zbioru ofiar.Wyodrębnie­nie serii.Postępowaliście w tym nader arbitralnie.— Sądzi pan? Na jakiej podstawie?— Na tejv że to nie wypadki same się porozdzielały, tylko wyście je porozdzielali na istotne i nieistotne.Za wy­różnik istotnych uznaliście obłęd i śmierć, co najmniej obłęd, jeśli nie doprowadził nawet do śmierci.Ale proszę porównać zachowanie Swifta i Adamsa.Swift oszalał, by tak rzec, z jawnym rozmachem, o tym natomiast, że Adam­sa dręczyły halucynacje, dowiedzieliście się dopiero z jego listów do żony.Ileż mogło być wypadków, w których za­brakło wam takiej wskazówki!— Wybaczy pan — powiedziałem — ale na to nie ma rady.To, co pan nam zarzuca, jest klasycznym dylematem badania nieznanych zjawisk.Po to, żeby je porządnie od­graniczyć, trzeba znać mechanizm przyczynowy, a po to, żeby znać mechanizm przyczynowy, trzeba zjawiska dobrze odgraniczyć.Spojrzał na mnie z nie ukrywaną przychylnością.— A, to pan też zna ten język.Ale chyba nie od detek­tywów, co?Nie odpowiedziałem.Tarł podbródek.— Tak, to istotnie klasyczny dylemat indukcji.Poroz­mawiajmy więc o faktach odrzuconych.O tropach, które uznaliście za fałszywe.Czy były dłuższe obiecujące ślady, które wreszcie się urywały? Było coś takiego?Teraz ja spojrzałem na niego z uznaniem.— Tak.Jeden był ciekawy.Spodziewaliśmy się po nim wiele.Wszyscy Amerykanie spośród ofiar przeszli przed wyjazdem do Włoch przez jedną z klinik doktora Stelli.Słyszał pan może o nim?— Nie.— Rozmaicie o nim mówią, że to świetny lekarz albo że szarlatan.Pacjentów z dolegliwościami reumatycznymi kierował na kąpiele siarczane do Neapolu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •