[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jeżeli popłynąłeś gdzie indziej, bardzo prawdopodobne, że niebawem okazało się, że tamtejsze możliwości wyboru są ograniczone przez takie same czynniki.To uczyło człowieka stoicyzmu.- Wygląda dobrze - powiedział Lawler.- Wystrzega się pani słońca, Neyana?- Dokładnie tak.- Nakłada pani maść?- Tak jest.- A zatem nie będzie pani miała z tym więcej kłopotów.- Jest pan diabelnie dobrym lekarzem - powiedziała Neyana.- Kiedyś znałam kogoś na innej wyspie, kto miał takiego raka, który przeżarł mu skórę, i ten człowiek zmarł.Lecz pan opiekuje się nami i strzeże nas.- Robię, co mogę.Lawler zawsze był zawstydzony, gdy pacjenci okazywali mu wdzięczność.W większości przypadków czuł się jak rzeźnik stosujący przeróżne prehistoryczne metody, podczas gdy na innych planetach - jak słyszał od ludzi, którzy przybyli na Hydros skądinąd - lekarze dysponowali wszelkimi, absolutnie cudownymi sposobami leczenia.Stosowali fale dźwiękowe oraz elektryczność i promieniowanie, a także inne sposoby, które ledwie rozumiał, posiadali też leki, które leczyły wszystko w pięć minut.On za to musiał się obchodzić własnej roboty maściami i wywarami z wodorostów oraz prowizorycznymi narzędziami, wykonanymi z drewna, pojedynczych kawałków żelaza i niklu.Jednak przynajmniej powiedział jej prawdę: zrobił, co mógł.- Jeżeli będę coś mogła dla pana zrobić, doktorze, proszę tylko powiedzieć.- To bardzo miło z pani strony - powiedział Lawler.Neyana wyszła, a wszedł Nicko Thalheim.Tak samo jakLawler, Thalheim urodził się na Sorve.Podobnie jak Lawler, on również pochodził z Pierwszej Rodziny, jego rodowód sięgał pięciu pokoleń wstecz, aż do czasów kolonii karnej: należał do przywódców wyspy, był prostodusznym, rumianym mężczyzną, o krótkiej grubej szyi i mocnych ramionach.W dzieciństwie byli z Lawlerem towarzyszami zabaw i wciąż byli dobrymi przyjaciółmi.Jak mówili wszyscy, siedem osób na wyspie to Thalheimowie, jedna dziesiąta całej populacji: ojciec Nicko, jego żona, siostra i troje dzieci.Rodziny rzadko miały troje dzieci.Przed kilkoma miesiącami siostra Thalheima przyłączyła się do grupy kobiet z końca wyspy: znano ją teraz pod imieniem siostry Body.Nie podobało się to Thalheimowi.Lawler spytał:- Czy ropień dobrze się oczyszcza?Thalheim cierpiał na zakażenie pod lewą pachą.Lawler uważał, że prawdopodobnie nabawił się go wskutek użądlenia w zatoce, lecz Thalheim zaprzeczał temu.Wrzód jątrzył się i wciąż płynęła z niego ropa.Już trzy razy Lawler przecinał go i oczyszczał, ale zakażenie za każdym razem odnawiało się.Ostatnio zlecił tkaczowi, Harry Trawisho-wi, wykonanie z plastyku morskiego maleńkiego drenu, który przymocował do boku Thalheima, aby odprowadzał ropę.Teraz Lawler zdjął opatrunek, przeciął szwy podtrzymujące rurkę i zajrzał do rany.Skóra dokoła wrzodu była zaczerwieniona i gorąca w dotyku.- Boli jak cholera - powiedział Thalheim.- Wygląda też okropnie.Czy nakładasz lekarstwo, które ci dałem?- Ależ oczywiście.Nie brzmiało to zbyt przekonująco.- Możesz nakładać lub nie, jak uważasz, Nicko.Jednak jeśli to zakażenie rozejdzie się dalej, może dojść do tego, że będę musiał amputować ci kończynę.Sądzisz, że możesz pracować z jedną tylko ręką?- To tylko lewa ręka, Val - Chyba tak nie myślisz.- Nie.Nie, oczywiście, że nie - mruknął Thalheim, kiedy Lawler ponownie dotknął rany.- Może raz czy dwa nie nałożyłem maści.Przykro mi, Val.- Za chwilę będzie ci o wiele bardziej przykro.Chłodno, bezlitośnie Lawler oczyścił ranę, jak gdyby strugał kawałek drewna.Thalheim nie poruszył się ani nie drgnął.Kiedy Lawler zamocowywał ponownie rurkę odbierającą, Thalheim odezwał się nagle.- Znamy się już od bardzo dawna, prawda, Val?- Tak, prawie czterdzieści lat.- I żaden z nas nigdy nie miał ochoty przenosić się na inną wyspę.- To nigdy nie przyszło mi do głowy - powiedział Lawler.- A poza tym byłem lekarzem.- Tak.A mnie się tutaj podobało.- Tak - odpowiedział Lawler.Do czego on zmierza?- Wiesz, Val - powiedział Thalheim - myślałem w tej sprawie, o konieczności opuszczenia wyspy.Nienawidzę tej myśli.Powoduje, że czuję się całkowicie chory.- Mnie też niezbyt się to podoba, Nicko.- Wiem.Lecz wydajesz się pogodzony losem.- A jaki mam wybór?- Może znalazłoby się jakieś wyjście, Val.Lawler spojrzał na niego wyczekująco.Thalheim powiedział:- Słyszałem, co powiedziałeś na zebraniu.Kiedy mówiłeś, że próba podjęcia walki ze Skrzelowcami byłaby bezcelowa.Nie zgadzałem się z tobą tamtej nocy, ale kiedy przemyślałem wszystko, stwierdziłem, że masz rację.Jednak zastanawiam się, czy nie istnieje jakiś sposób, aby kilkoro z nas mogło tu pozostać.- Jaki?- Powiedzmy, że dziesięcioro lub dwanaścioro z nas ukryłoby się na najdalszym krańcu wyspy, tam gdzie teraz mieszkają siostry.Ty, ja i moja rodzina, Katzinowie, Hai-nowie - to już tuzin.Ponadto, to dość zgrana grupa, żadnych tarć, wszyscy zaprzyjaźnieni ze sobą.Trzymalibyśmy się na uboczu, schodzili z drogi Skrzelowcom, łowili z drugiej strony wyspy i próbowali żyć dalej tak, jak przedtem.Ten pomysł był tak poroniony, że zupełnie zaskoczył Lawlera.Przez moment poczuł prawdziwą pokusę.Mimo wszystko zostać tutaj? Nie rezygnować ze znanych ścieżek, z przyjaznej zatoki? Skrzelowcy nigdy nie zachodzili do tego zakątka.Może nie zauważą, jeżeli pozostanie tylko kilku mieszkańców wyspy.Nie.Bezsens tego pomysłu przytłoczył go jak uderzenie Fali.Skrzelowcy nie musieli zachodzić na kraniec wyspy, aby wiedzieć, co się tam dzieje.Zawsze jakoś wiedzieli, co działo się w każdym miejscu wyspy.Odnaleźliby ich w ciągu pięciu minut i wyrzucili przez falochron do morza, i taki byłby koniec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]