[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jestem wypompowany.Zamknęła oczy, poddając się pieszczocie.- Nie bardziej niż mnie.- Władimir psy na nim wieszał.- Z zazdrości.Bo ma wiele zalet.Jest kłamcą, oportunistą, niewdzięcznikiem i niedotrzymuje obietnic.Kostia wybuchnął śmiechem.- Czy to prawda, że ma swoje wtyczki w studiach filmowych?- Wszystkie sekretarki w dużych wytwórniach.Informują go o wszystkich spra-wach.Płaci im miesięczne pensje.Kosztuje go to sto tysięcy dolarów rocznie, ale każdawiadomość przynosi mu milion, lub więcej, zysku.- A co to za historia z mikrofonami?- To już legenda.Co roku, po ceremonii wręczania Oskarów, Schneiderman zapra-sza całe Hollywood na uroczyste przyjęcie.- Ten sknera?- Wszystko jest sponsorowane! Jeżeli w menu jest ryż, to znaczy, że podpisał umo-wę z firmą Uncle's Ben, która pokrywa wszelkie koszty.Potem sprzedaje prasie zdjęciaz przyjęcia.A mikrofony umieszcza w wazonach z kwiatami.Kiedy goście już sobiepójdą, słucha wszystkich komentarzy.Niezła zabawa!Zadzwonił telefon.Szybko sięgnęła po słuchawkę.- Tak, słucham.Tak, mów.Na jej twarzy widać było pełne oczekiwania napięcie.- Tak.Tak.I co potem?Słuchając, zaciskała pięści, uderzała nimi z entuzjazmem o łóżko, zagryzała wargi.- Tak, tak.Mów dalej!Wreszcie zamknęła oczy, jakby pogrążyła się w modlitwie.- Paulo, nigdy ci tego nie zapomnę! Zrobię dla ciebie wszystko, o co mnie popro-sisz.Słyszysz? Wszystko! Ależ jestem szczęśliwa! Jutro zadzwonię to pogadamy dłu-żej! Dzięki! Dzięki!Odłożyła słuchawkę, wzięła twarz Kostii w dłonie i powiedziała schrypniętym zemocji głosem:- Masz dokumenty!- Nie wierzę - odparł Kostia, zszokowany.- Numer 2 załatwił wszystko od ręki.Miałam rację.Prawdziwym władcą Ameryki291jest mój fryzjer!- Jenny, jesteś pewna?- Czy dokument z Białego Domu ci nie wystarczy? A wiesz, jaką ma adnotację? Oddelegowany do zadań specjalnych !- Chciałbym wiedzieć, jakie to zadania? - parsknął śmiechem Kostia.Osunęła się na niego całym ciałem i pokrywając jego twarz pocałunkami, odpowie-działa:- Abyś mnie nie opuszczał.Bo Schneiderman obawiał się, że Janis będzie go kosztować fortunę.Tymczasemspotkała go miła niespodzianka - zamówiła jedynie sałatkę.Była też na tyle taktowna,że nie uległa argumentom kierownika sali, który próbował ją namówić na wino po dwa-dzieścia dolarów za butelkę.Zadowoliła się kieliszkiem białego lekkiego wina.Bo przyglądał się jej, gdy jadła.Miała klasę.Zadawał sobie w duchu pytanie, w jaki sposób nabierała na widelec akurat tyle sa-łatki, ile mogło się zmieścić w ustach, jemu bowiem nigdy się nie udało tej sztuki opa-nować.Niepewnie zabrał się do swoich gęsich wątróbek.- Czy zażywa pani kokę?To pytanie, które wyrwało mu się mimo woli, było równie niestosowne jak pytanieo markę jej majtek.Zmieszany, zakrył usta serwetką.Spojrzał na Janis.- Przykro mi, naprawdę.Proszę wybaczyć, nie wiem, dlaczego o to zapytałem.Anielski uśmiech Janis podziałał na niego jak balsam.- Równie głupie byłoby spytanie mnie, czy jeżdżę na nartach - stwierdziła.- A czypan zażywa kokę?Spojrzała na niego wyrozumiale jak dobra mateczka, której wszystko można opo-wiedzieć, która wszystko potrafi zrozumieć i nigdy nie wygłasza pochopnych osądów.- Czasami.Tak jak wszyscy.- Moją słabością są słodycze.I chrupiąc skórkę chleba, dodała:- Są oczywiście tańsze, ale niech pan zobaczy, jakie się osiąga rezultaty - ze śmie-chem poklepała się po biodrach.- Sądzę, że w pańskim zawodzie czasami potrzebujesię środków pobudzających.Spojrzał na nią z wdzięcznością.- Nie ma pani pojęcia, jak mi czasami bywa ciężko.292- Przypuszczam.Stresy, konkurencja.Najgorsze jest to, że nie wszyscy potrafią siękontrolować.Niemal wyjmowała mu z ust to, co miał zamiar powiedzieć.- Bez przerwy powtarzam to moim aktorom!- Trzeba jednak starać się ich zrozumieć.Są tacy wrażliwi.- Czy sądzi pani, że rola agenta filmowego jest łatwa?- No tak, ale pan potrafi panować nad sobą.- Oczywiście! Dlatego nie jestem narkomanem.Biorę czasami działkę, tak jak innimuszą się napić kawy.Z jedną różnicą: wiem, kiedy przestać.Nie jestem niewolnikiemkoki.- Nie wątpię.Czy mogę poprosić o jeszcze jeden kieliszek wina?- Ależ oczywiście.W pobliżu przechodził kelner.Bo wskazał na puste kieliszki i wyciągnął w górę dwapalce.- Czy ktokolwiek w tym pieprzonym mieście mógłby się pochwalić, że nie bierzeod czasu do czasu? Tyle by przeżyć.- Gdzie to można dostać?Popatrzył na nią ze zdziwieniem.- Wszędzie! Chce pani? Każdy barman sprzeda pani działkę.Na ulicy, w domu to-warowym, nawet w szkole można kupić.- Kiedyś sądziłam, że Jenny zamierzała się poddać kuracji.Czy tak?- Niestety, nie.To niemożliwe w sytuacji, gdy na ogół o szóstej rano musi już byćumalowana i gotowa do zdjęć.- Co za głupota.- To tragedia.Na szczęście jeszcze tego nie widać na zdjęciach.- Tak, ale za jakiś czas.- zaczęła powątpiewająco Janis, ale przerwał jej:- Ma pani rację.Wcześniej czy pózniej zmarnuje swoją karierę.Miała już kłopoty.Biorą nawet sportowcy - bokserzy, pływacy, koszykarze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]