[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kometa przysiadła z bólu i ze strachu na zadzie, potem ciężko upadła, zrzucając jeźdźca i przygniatając go swym cielskiem.Allran powalił swojego przeciwnika i w tej samej chwili usłyszał śmiertelne rzężenie jelenia Eveleen.Odwrócił się dokładnie w chwili upadku Komety.Z okrzykiem wściekłości rzucił się na wroga, celując mieczem w jego pierś.Cios był tak mocny, że przebił przeciwnika.Śmiertelnie ugodzony jeździec wyleciał z siodła, zabierając z sobą broń, która pozbawiła go życia.Porucznik zeskoczył z jelenia.W tym miejscu bitwy nie było teraz niebezpieczeństwa poza strasznym, miażdżącym ciężarem spoczywającym na kruchym ciele Eveleen.Na pomoc pospieszyło mu kilku innych partyzantów, którzy też zdążyli się pozbyć przeciwników.Razem podnieśli zabite zwierzę i wyciągnęli spod niego Terrankę.Przeciwnik Murdocka padł od pchnięcia mieczem, które zdawało się być zaledwie muśnięciem jego ostrza.Pozostał jeszcze jeden wróg, ale zajął się nim Gordon i jeden z partyzantów, zanim ich dowódca zdążył podjąć wyzwanie.Murdock poczuł się uwolniony przynajmniej od ponurego widma śmierci.Odwrócił się, by ogarnąć wzrokiem nagle dziwnie ciche pole walki.Ross pobladł, jakby sam otrzymał śmiertelny cios.Niedaleko po jego prawej stronie Allran nachylał się nad nieruchomą kobiecą postacią.Jej kasztanowe włosy ujęte w złotą siatkę i nienaturalnie białą twarz widział aż nazbyt wyraźnie.Obok stało kilku innych wojowników, ale Murdock wpatrywał się tylko w dwóch swoich poruczników, nie mogąc nawet wymówić ich imion.Szok zmroził mu serce w piersiach.Byle nie to, pomyślał, zrozpaczony i przerażony.Niech się dzieje, co chce, byle nie to.Nie Eveleen.Lady Gay błyskawicznie podjechała do nich.Murdock zeskoczył z siodła, zanim jego łania się zatrzymała.Klęczący człowiek spojrzał w górę.Twarz miał ponurą.Wypisany był na niej smutek, gniew i poczucie bezsilności.— Kometa upadła na nią.Właśnie przestała oddychać…— Rozejdźcie się! — agent czasu rzucił się do Eveleen, roztrącając wszystkich na boki.Przytknął usta do jej ust i złapał ją za nos lewą ręka, żeby wpompowywane powietrze nie uciekało tą drogą.Czuł, jak rozszerza się jej klatka piersiowa, nacisnął, powietrze wyleciało, znów napełnił jej płuca własnym oddechem.Minęło dziesięć minut, dwadzieścia.Był coraz bardziej zmęczony, kiedy — jak mu się wydawało — usłyszał cichy jęk.Wyobraźnia?Ross przysiadł na piętach.Nie, jej pierś unosiła się już samodzielnie.Zanim zdołał się nachylić, żeby dalej nieść jej pomoc, Evelyn otworzyła oczy i spojrzała na niego.Była oszołomiona i przez moment nie mogła skupić wzroku, potem, gdy odyskała pamięć, jej źrenice rozszerzyły się, kiedy przypomniała sobie chwile grozy, przeżyła.— Spokojnie! — powiedział szybko.— Już po wszystkim.— Kometa? — zapytała słabym głosem po chwili milczenia.— Zginęła niemal natychmiast.Przykro mi.— Źle ją oceniałeś — wyszeptała.— To nie była jej wina…— Wiem — odpowiedział Murdock.— Ale teraz się uspokój, proszę.Gordon tu jest, niech cię obejrzy.Wyraziła zgodę kiwnięciem głową, a Murdock wstał, robiąc miejsce dla partnera.Ross stwierdził, że wszystko jest w porządku.Wiedział, że tak będzie.Ożywiona aktywność, która zawsze łączyła się z liczeniem łupów, nie ustawała, bo konwój należał do wielkich, a każdy wóz musiał być dokładnie przeszukany i wszystkie znalezione dobra załadowane na pojmane jelenie.To, czego nie zabiorą ze sobą, będą musieli spalić.Nie cierpiał tego, ale wozy były zbyt powolne i ciężkie, a poruszanie się z nimi zbyt ryzykowne.Rannym trzeba było poświecić wiele starań.Było ich dużo zarówno wśród wojowników Krainy Szafiru, jak i wśród najeźdźców, z których wielu przed poddaniem się odniosło po trzy lub cztery rany.Niektórzy z rannych byli na granicy życia i śmierci i Ashe był zmuszony zająć się raczej nimi niż Eveleen.Murdock wyprowadził ją już z największego niebezpieczeństwa, a gdyby Gordon zajął się teraz tylko nią, kosztowałoby to życie wielu innych rannych.Dopiero gdy wszystkich opatrzył, mógł zastąpić Rossa i poświęcić się wyłącznie rannej Terrance.Kiedy komendant upewnił się, że po zwycięstwie nie pojawią się żadne niespodziewane komplikacje, odszukał Allrana i odprowadził go na bok.— Przepraszam, że cię tak odepchnąłem.Porucznik potrząsnął głową.— Zapomnij o tym.Powinienem od razu zabrać się do jej ratowania tak, jak ty to zrobiłeś.— I tak byś zrobił, gdybym dał ci na to jeszcze chwilę czasu.Ten wstrząs oszołomił nas wszystkich.Wszystko robiłem instynktownie.Porucznik uśmiechnął się lekko.— Eveleen ma teraz powody, żeby być ci wdzięczną za ten instynkt.— Jeśli nie ma jakichś obrażeń wewnętrznych — odparł ponuro Murdock.— Niewiele by zyskała, gdyby teraz miała umierać powoli i w męczarniach, zamiast bezboleśnie, jak zapewne stałoby się w przypadku, gdybym nie interweniował.To samo pomyślał porucznik i zatroskany pokiwał głową.— Może Gordon już wkrótce powie nam, jak się rzeczy mają.W chwilę później dołączył do nich Ashe.Nie był w stanie powiedzieć niczego pewnego.Przypuszczał jedynie, że Eveleen nie odniosła jakichś nieodwracalnych czy poważnych uszkodzeń.Była tylko potwornie potłuczona.Szok i ciężar, który spadł na nią, spowodowały tymczasowe wstrzymanie pracy płuc, ale wewnętrznych obrażeń być nie powinno.Był prawie pewny, że nie doszło do złamań czy zgnieceń kości, ale więcej po prostu nie wiedział.Dopiero dokładniejsze badania oraz kilkudniowa baczna obserwacja pozwolą odpowiedzieć na inne pytania.Do tego czasu, dopóki nie okaże się, że jest zdrowa, musi być uważana za ciężko ranną i to mimo jej protestów i zapewnień, że jest zdolna do dalszej walki, gdyby zaszła taka potrzeba.15.W końcu partyzanci byli gotowi do drogi.Podzielili się, jak to było w ich zwyczaju, na mniejsze oddziały.Część z nich, wioząca łupy i jeńców, udała się na południe, podczas gdy większość wróciła w góry, zabierając ze sobą, to czego potrzebowali ze zdobytych zapasów i — oczywiście — własnych rannych.Szok wywołany upadkiem nie ustąpił szybko i w gruncie rzeczy Eveleen była bardzo zadowolona, że może jechać na noszach, mimo iż mówiła zupełnie co innego.Powrót do bazy był jedną z najgorszych podróży, jakie przeżył Murdock.Była tak ciężka, jak wtedy, kiedy na swojej własnej planecie uciekał w dół rzeki przed depczącymi mu po piętach Łysawcami.Poznał wtedy, co to znaczy przerażenie, rozpacz, ból fizyczny i wyczerpanie.Teraz dręczyły go niepewność i strach tak wielki, że gdyby nie silna wola, rozchorowałby się od tego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]