Home HomeJaque, Bobby Fischer Subcampeón del Mundo... por ahora Jose Maria González, 1971 (3424KB)Fagyas Maria Porucznik diabla (SCAN dal 872)Zientarowa Maria Drobne ustroje (SCAN dal 1028)Remarque Erich Maria Trzej TowarzyszeRemarque Erich Maria Noc w LizbonieErich Maria Remarque Trzej TowarzyszeFagyas Maria Porucznik diabla (4)Morris Desmond Zachowania intymneEco Umberto Imie Rozy (2)Hoss Autobiografia
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mostlysunny.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .To życie wydawało się tak pasjonujące, pełne niespodzianek, ale niestety toczyło się z dala od niej.Była pewna, że doświadcza czegoś nieporównanie mniej zajmującego.Co dzień te same twarze, te same niemal słowa.Nawet kiedy zdarzało się coś poza dziennym rytuałem, nie potrafiło Karoliny usatysfakcjonować.W wigilię świętego Andrzeja przełożona pozwoliła im na lanie wosku.Karolina początkowo chciała pójść do siebie, ale w końcu przystała na to wyłącznie damskie towarzystwo.Dziewczęta lały wosk do naczynia z wrzątkiem i wosk natychmiast zastygał, układając się w przeróżne kształty.Jednej wyszedł wianek, innej wyraźnie różaniec, jeszcze innej dwa połączone ze sobą dziobkami gołąbki.Tylko figury odlanej ręką Karoliny nie sposób było rozszyfrować.W końcu jedna z dziewcząt powiedziała niepewnie: - Dla mnie to jest dziecko trzymające gromnicę.I nagle Karolina też je zobaczyła, to był noworodek, któremu w miejscu pępowiny wyrastała świeca z rozwianym na wietrze płomieniem, przytrzymywał ją rękami i kolanami.Umrę w połogu jak Mania - przemknęło jej przez myśl.W nocy nie mogła zasnąć, myślała o tej wróżbie.Ale z nastaniem dnia lęki się rozwiały, ponieważ Karolina nauczyła się odsuwać od siebie to, co smutne.Starała się brać życie z najlepszej strony, nawet tutaj, na pensji.Wiele radości sprawiło jej obejrzenie wystawy malarstwa w gmachu Resursy na Krakowskim Przedmieściu.Poszli tam całą klasą w towarzystwie nauczyciela rysunku, pana Dionizego Kisińskiego, który wyróżniał się przede wszystkim tym, że był niezwykle roztargniony.Stawał się z tego powodu przedmiotem żartów, Karolina śmiała się wraz z innymi, ale był to śmiech pełen sympatii.Lubiła go, prawdziwym szacunkiem obdarzała jednak nauczyciela geografii, i to nie dlatego, że podobał jej się jako mężczyzna.Umiał prowadzić lekcje w bardzo zajmujący sposób.Dzięki niemu Karolina zainteresowała się geografią.Kiedyś gdy przechodziła obok katedry, wstał i patrząc jej uważnie w oczy, powiedział:- Jestem z pani bardzo zadowolony.Tylko tyle, a Karolina chodziła przez kilka dni jak nieprzytomna.Może trochę się w nim podkochiwała, chociaż wiedziała, że niedawno wszedł w związki małżeńskie.Był więc na zawsze stracony.Ona postanowiła na zawsze pozostać wolną, postanowiła oddać swą rękę i życie malarstwu i podchodziła do tego niezwykle serio.Na samą myśl, że mogłaby kiedyś upodobnić się do tych wszystkich paniuś drepczących przy boku mężów, dostawała gęsiej skórki.Nie, nie, to stanowczo nie dla niej.Trochę była ciekawa, jak wygląda ta jego żona, czy nie jest przypadkiem taką samą idiotką jak te wszystkie warszawskie damy, które widywała.Miały w oczach to wieczne zdumienie.Dziwiły się, że pada śnieg, że świeci słońce, i wydawały z siebie okrzyki: - Ach, jakie to rozkoszne, jakie to słodkie.Kiedy wracała ze świąt, cieszyła się że go znowu zobaczy.Miał poważną, myślącą twarz.Nazywał się Juliusz Biernacki i Karolina czasami pisała sobie jego imię i nazwisko.Przyjemność sprawiało jej także powtarzanie jego imienia: Juliusz, Juliusz.Już w samym tym brzmieniu było coś pociągającego.Wyobrażała go sobie w sytuacjach, w jakich nie mogła go widywać.Na przykład: jak wchodzi do swojego mieszkania, co mówi do żony, jak czyta gazetę, jak śpi.Raz jeden pozwoliła, aby zakradła się do jej głowy myśl całkiem niestosowna.Czy.gdyby byli sami.tylko on i ona.czy to byłoby takie jak z Henrykiem.Na zakończenie roku mogła zobaczyć jego żonę.Mimo wszystko wyobrażała ją sobie inaczej.Sądziła, że człowiek tak mądry i tak wykształcony musiał dokonać odpowiedniego wyboru towarzyszki życia.Przecież oprócz skończonych idiotek istniały też prawdziwe kobiety, na przykład matka Karoliny.O tak, ją Karolina widziałaby przy jego boku.I nawet by jej go odstąpiła, chociaż z ciężkim sercem.Więc było to zakończenie roku, z jednej strony uczennice, z drugiej ciało pedagogiczne.Niektórym nauczycielom towarzyszyły żony.I właśnie geograf przyszedł z tą swoją.Miała dokładnie to samo zdziwienie w oczach, dokładnie tak samo układała usta w ciup.Tak bardzo nie pasowała do tego człowieka, że widok ich razem budził w Karolinie sprzeciw.Kiedy skończyła się część oficjalna i zrobiło się bardziej prywatnie, on podszedł do Karoliny, ciągnąc za sobą tę babę.- Pozwól, moja droga, to panna Karolina Lechicka, moja najzdolniejsza uczennica.- Ach, to słodkie - zaszczebiotała swoimi ukarminowanymi ustami.Karolina spojrzała na nią z pogardą.Musiała to zauważyć, bo zmiotło z jej twarzy uśmiech, a w oczach pojawiło się niezmierne zdumienie.Jak można się nią nie zachwycać, jak można jej nie kochać.Widać można, Karolina odwróciła się i bez słowa odeszła.Po pewnym czasie stwierdziła z satysfakcją, że geograf szuka jej oczami pośród innych.Raz nawet natknęła się na jego bardzo uważne spojrzenie.Wytrzymała je bezczelnie, to on odwrócił wzrok.Ale nie mogła przecież rywalizować z kimś takim jak jego żona.Ewelina obierała kartofle do niedużego sagana, który stał na podłodze.Potem miała zamiar zejść na dół; starała się jak najmniej czasu spędzać w kuchni, bo to oznaczało spotkanie z Jaszą.Od wesela Nasti wytworzyło się między nimi napięcie, które Ewelinę w jakiś sposób obrażało, nie mogła jednak temu zapobiec.Ilekroć schodziła na dół Jasza zrywał się z ławy i próbował znaleźć się gdzieś obok.Niemal czuła na karku jego gorący oddech.Ten wielki rudy mężczyzna zaczął ją prześladować nawet w snach.Jego gorący oddech na jej karku.biegła boso przez rżysko, czując ten oddech na szyi, barykadowała się w pokoiku na górce, a on wyłamywał drzwi i chwytał ją w ramiona.Trzepotała się w nich dużo od niego słabsza, opadała z sił, a on całował ją zemdloną, niemal parzyły ją jego usta.Czuła potężne ręce na swoim brzuchu, na udach, pełna wewnętrznego buntu, który jednak zawsze mieszał się z rozkoszą.Budziła się z poczuciem winy.I miała powody, aby unikać Jaszy.Przedtem ich stosunki układały się poprawnie, właściwie ze sobą nie rozmawiali, mijając się obojętnie.Raz jeden na początku zimy zabrała się z nim do miasta, bo chciała porobić zakupy.A właściwie oboje zabrali się z właścicielem karczmy, jego saniami.Jasza zgodził się za woźnicę.Sanie ciągnęły trzy konie, ta słynna rosyjska trojka.Jasza nie żałował bata, więc rwały jak szalone.Dzwoniły janczary na ich szyjach.Ewelina patrzyła zafascynowana, jak te konie idą.Ten z prawej strony prężył kark na prawo, ten pośrodku szedł prosto jak struna, ten z lewej zwracał głowę w lewo.Sprawiało to wrażenie wachlarza.- Skąd one wiedzą, że mają tak trzymać głowy? - spytała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •