[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza nimi został posterunek, a ze słów strażników wynikało, że dalej, na południe, w odległości trzech dni jazdy nie ma siedzib ludzkich i dopiero dalej pojawiają się osady, chronione już przez jazdę Rohanu, chociaż łańcuch arnorskich strażnic ciągnie się aż do samej Iseny.O mrocznej północy skręcili z przetartej drogi i starając się pozostawiać po sobie jak najmniej śladów, ruszyli na północny wschód.Po przejściu jakichś dwóch mil zatrzymali się.Ustawili furgony w koło i złączyli je na wszelki wypadek łańcuchami, opuścili drewniane tarcze z boków, wystawili warty i położyli się spać, po raz pierwszy od początku długiej drogi pozbawieni ochrony arnorskich mieczy i murów.Folkowi warta przypadła dwie godziny po północy, wraz z nim miał pełnić straż Weort.Tropiciel przypasał miecz, włożył hełm i kolczugę, hobbit wziął łuk i kołczan.W ciemności nie rozstawiano obozu w głębi zagajnika, lecz wybrano płytki parów, po którego dnie płynął niewielki strumyk.Ognisko wygasło, ale węgle jeszcze się tliły, w zapasie było dużo chrustu - na wszelki wypadek.Folko dobrze pamiętał przygodę z wilkołakami, które omal nie pożarły oddziału strażników nieco dalej na wschód od tej okolicy!Weort ruszył w obchód, hobbit wdrapał się na skrzyżowanie dwóch łuków, na których rozpięta była płachta chroniąca jeden z furgonów.Nad zębatą krawędzią Gór Mglistych pojawił się księżyc, ale szybko przesłoniły go pełznące z południa niskie chmury.Mrok zgęstniał, teraz na tle gwiaździstego nieba Folko mógł tylko odróżnić zarysy najbliższego zagajnika.Nagle poczuł się dziwnie i ogarnął go lęk.Kroków Weorta nie było słychać i hobbit zaniepokoił się.Gdzie się podział tropiciel? Balansując ciałem, ryzykując upadek, wstał.Nic, ani odgłosu kroków, ani odbicia zbroi.Wystraszony, już zamierzał zeskoczyć na dół i budzić Torina, gdy nagle poczuł znajome, choć już nieco zapomniane uczucie przygnębienia.Ale teraz nie wywołało ono w nim panicznego strachu.- Budź wszystkich! Rozpalaj ogień! - rozległ się stłumiony okrzyk Weorta.- Widziałem coś!.- Głos człowieka drżał.- Idzie przez wzgórze na mnie coś szarego, jakby płachta ze zgrzebniny, tylko lśniącej, niby jakaś postać.Ja do niej powiadam - „stój”, a ona jak nie zasyczy! Cały skamieniałem, zapomniałem, z której strony mam miecz.Ani chybi jakieś czary, nie inaczej! Poczekaj.Tam jest! - Weort aż popiskiwał.Stojący z mocno zamkniętymi oczami Folko sam już widział -nie oczami, tylko jakimś wewnętrznym spojrzeniem - że z północnego wschodu, spod gęstwiny młodych wiązów płynęło w ich kierunku szare lśnienie, słabe, niemal niezauważalne; hobbit poczuł zbliżanie się tej samej siły, która próbowała złamać go w Annuminas; wtedy nie poddał się, a teraz owa Moc pełzła znowu - już nie jako napastnik, lecz jako żebrak.Wychwycił tę okropną prośbę, rodzącą się z niewyobrażalnych dla żyjącego cierpień.Obok jęknął zduszonym głosem Weort; Folko otworzył oczy i zobaczył szary cień kilkadziesiąt sążni od nich.Wtedy wyszarpnął starannie owinięte w pergamin i skórę łuk oraz kołczan ze strzałami elfów.Cienki i długi grot nagle zalśnił, niczym mała gwiazda, odpędzając mrok, i Folko usłyszał, jak szczęknęły zęby stojącego obok tropiciela i jak zgrzytnął jego wyciągany z pochwy miecz.Hobbit naciągnął cięciwę.Zbliżające się widmo chyba coś wyczuło; i niewątpliwie znało broń elfów.Szara plama zawahała się i zatrzymała.Rozległ się żmijowaty syk.Mrużąc lewe oko, Folko naprowadził gwiaździsty grot na falującą w słabym świetle postać i w myślach rozkazał jej: Odejdź! Odejdź i nie nachodź nas więcej! Widzisz tę strzałę?!Odpowiedź przyszła natychmiast: tęskny jęk, zagrobowa rozpacz, bezdźwięczny i nieartykułowany szloch:„Jestem niewolnikiem tego, co wy macie.Nie odejdę, jestem bezsilny, jestem skazany na wędrówkę za wami, póki to macie.Oddaj mi go!”.- Na co czekasz?! - żarliwie wyszeptał w ucho hobbita Weort
[ Pobierz całość w formacie PDF ]