Home HomeChoroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrądzkiegoZbigniew Włodzimierz Fronczek Wyznania grabarzaNienacki Zbigniew Dagome Iudex t.1 (SCAN dal 762)Nienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana SamochodZbigniew Nienacki Raz w roku w SkiroławkachNienacki Zbigniew Pan Samochodzik i testament rycGrafton Sue P jak przestepstwoFenix 1'91Follett Ken Na skrzydlach orlowThomas Harris Hannibal
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • mostlysunny.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .W Bigosa jakby nowy duch wstąpił.Nie  jakby go ktoś batem podciął.Ze-rwał się gwałtownie spod pieca i usłyszałem tylko łomot jego butów na schodach.Prawie natychmiast trzasnęły drzwi frontowe.Bigos pędził do stołówki. Gdzie jest panna Marysia?  medytowałem stojąc w palcie na środku bi-blioteki.Zszedłem na dół i zamknąwszy za sobą drzwi (Bigos też miał klucze od dwo-ru), postanowiłem zlustrować aleje.Niewykluczone było, że dziewczyna spaceru-je po parku, i to wyjaśniałoby tajemnicę jej zniknięcia.W alejach parkowych śnieg już prawie zupełnie stopniał.Połacie zszarzałegośniegu zalegały jeszcze tylko trawniki, jak przybrudzone białe płachty, które ktośrozrzucił bez ładu i składu.Brnąc po mokrej mazi, dotarłem do odrapanej  świą-tyni dumania i stanąłem przed dębowymi drzwiami.Zerknąłem przez okno do113 wnętrza świątyni, jakbym się łudził, że pannę Marysię zobaczę między cudaczny-mi figurami, za pan brat z nieszczęsnym Kupidynem.Przez zakratowane okno wpadała do wnętrza smuga światła.Widziałem więcKupidyna, figury gipsowe z poobtłukiwanymi nosami, ogrodowe ławki zwalonew bezładną kupę.I nagle  aż oczy wytrzeszczyłem: na brudnej drewnianej podłodze znaczyłsię mokry ślad.Przed chwilą więc ktoś był w  świątyni dumania.Wszedł tamw butach oblepionych tającym śniegiem.Wszedł, choć  jak twierdził Janiak drzwi były od dawna zamknięte, a klucz gdzieś przepadł.Nacisnąłem klamkę dębowych drzwi.Otworzyły się bez trudu.Uchyliłem jeszerzej i wśliznąłem się między rupiecie.Ze wszystkich kątów spojrzały na mnie jakieś kalekie postacie, żałosne gryfybez głów i łap.W moje serce mierzył z łuku Kupidyn, ale na szczęście nie miałstrzały.Interesował mnie tylko mokry ślad na podłodze.Był pojedynczy.Ktoś wszedłdo świątyni, ale jeszcze z niej nie wyszedł, chyba że mu buty obeschły.Równiejednak nieprawdopodobna wydała się myśl, że ów ktoś jeszcze przebywa w tymniewielkim przecież, zagraconym pomieszczeniu. Może kryje się za stertą ła-wek?  pomyślałem.Zrobiłem kilka kroków i ostrożnie zajrzałem za ławki, lecznie zobaczyłem tam nikogo.Zlad kończył się w rogu pomieszczenia. Przecieżów ktoś chyba się nie rozpłynął, ani nie wsiąknął w ścianę?  zastanawiałemsię gorączkowo.W miejscu gdzie urywał się ślad, zauważyłem w podłodze prostokątną ry-sę.Jakby niewielką szczelinę.W podłodze znajdowało się coś w rodzaju klapydo piwnicy, jaką często spotyka się w wiejskich domach.Nie ulegało dla mnieżadnej wątpliwości, że ów  ktoś otworzył tę klapę i teraz siedzi w piwnicy podświątynią.Zapałałem nie tylko ciekawością, ale i oburzeniem.Przecież ten dwór wrazz przyległościami stał się własnością państwa, należał do organizującego się mu-zeum.A ja byłem tu kierownikiem i kustoszem.Bez mojej zgody, ba! bez mojejwiedzy ktoś buszował po moich  posiadłościach.Zapragnąłem spotkać się z nimoko w oko i zapytać, jakim prawem to robi. A może to tajne przejście?  zelektryzowało mnie nagłe przypuszczenie.W takim razie pod klapą krył się nieuchwytny dotąd duch, sprawca niesamowi-tych wydarzeń we dworze. Ostrożnie, Tomaszu.Nie daj się ponieść nerwom  upominałem sam sie-bie. Duch mógł być uzbrojony.I chyba świetnie orientował się w podziemnychprzejściach.A ja nie miałem przy sobie nic, co mogłoby mi się okazać pomoc-ne do obrony.Ba! nie miałem nawet latarki elektrycznej, a tylko paczkę zapałeki fajkę.Czytałem kiedyś o detektywie, który sterroryzował złoczyńcę za pomocą114 fajki.Lecz może ów nieuchwytny  duch również czytał o tym w książkach i nieda się nabrać na moją fajkę? Należy wrócić do dworu po jakiś łom albo zaczekać na powrót Bigosa przestrzegał mnie rozsądek.Ale ciekawość okazała się silniejsza.Przykucnąłemna brudnej podłodze i wsadziłem palce w szczelinę.Bez wielkiego wysiłku unio-słem wieko i odsunąłem je na bok.Zobaczyłem schody zakręcające pod podłogę i niknące w mroku.Schody byłyz cegły, znaczył się na nich mokry ślad butów.Zapaliłem zapałkę i trzymając ją ostrożnie w dwóch palcach, zsunąłem się naceglane stopnie.Nie zamknąłem za sobą klapy, aby zapewnić sobie łatwy i szybkipowrót na górę.Krok za krokiem, powoli schodziłem w mrok.Naliczyłem siedemnaście stop-ni, gdy wypaliła się zapałka.W ostatnim błysku gasnącego płomienia zobaczyłemczerniejący przede mną otwór podziemnego korytarza, dość niskiego, zbudowa-nego z cegły.Zapaliłem nową zapałkę i zacząłem posuwać się korytarzem, który wiódł pro-sto, jak domyślałem się, w kierunku dworu.Zanim dobrnąłem do końca, dwu-krotnie musiałem zapalać zapałkę.Potem korytarz raptownie się zwęził.Był takciasny, że ramionami ocierałem się o ściany.I znowu zaczynały się schody w górę,dość strome. Już wiem  pomyślałem. Znajduję się we dworze.Wąski korytarz i scho-dy biegną w bardzo grubej, tak zwanej kominowej ścianie.Wypaliła się kolejna zapałka.W ciemnościach, jakie mnie ogarnęły, zauwa-żyłem z lewej strony nikły promyk światła.Płynął on z maleńkiego, okrągłegootworu w ścianie.Przytknąłem do niego oko i ujrzałem.klatkę schodowa na-szego dworu.Otwór znajdował się pod sufitem, w drewnianej boazerii.Był toświetny punkt obserwacyjny i chyba z tą myślą go zrobiono.Widziało się przezniego nie tylko klatkę schodową, ale całą sień, ba! nawet frontowe drzwi.Ukrytyw korytarzu człowiek mógł zauważyć każdego, kto wchodził do dworu, kto szedłz dołu na górę. To z tego miejsca obserwował nas nieuchwytny  duch  myśla-łem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •