Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dNorton Andre Pani Krainy Mgiel (SCAN dal 778Card Orson Scott Dzieci Umyslu (SCAN dal 922)Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)Terry Pratchett Johnny 01 JohJoshua Goldstein The Real Price of War, How You Pay for the War on Terror (2005)Farland DavStanislaw Pagaczewski Misja profesora Gabki
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bibliotekag2.opx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Skrzywił się.Zabolało go serce.- Patch! Wezwij ludzi, by wzięli fotel!Mały paź zniknął, najpewniej uprzedzając życzenia swego pana.Trzej mężczyźni czekali w ciszy, bowiem nie zostało im już nic do powiedzenia.Każdy z nich sceptycznie oceniał pozostałych i potrzebował samotności, by wszystko sobie przemyśleć.W końcu Tom Ffynne zniecierpliwił się i sam poszedł poszukać pazia i lokajów.Znalazł służących i skierował ich do pracy, ale Patcha nie było ni śladu.W drodze powrotnej omdlały z bólu Ingleborough niemal nie zauważył braku kochanka.ROZDZIAŁ 25W KTÓRYM LORD INGLEBOROUGH PRZYJMUJE GOŚCIA, OTRZYMUJE OSTRZEŻENIE l PRZESTAJE CIERPIEĆLord Ingleborough leżał z dłonią zaciśniętą na poręczy fotela i głową spoczywającą na oparciu, dokładnie naprzeciwko drzwi wychodzących na małe, przytulne podwórko, z którego przejść można było na duży plac.Rosły tam nagietki i róże, pośrodku basenu tryskała mała fontanna.Wieczór był upalny i lord Ingleborough przyglądał się leniwie owadzim wzorom fontanny.Obok czekali lokaje gotowi w każdej chwili podać wino; co pewien czas lord pytał o Patcha przekonany, że chłopak po prostu znowu zamarudził gdzieś w zabawie z rówieśnikami.Brania podwórka otworzyła się ze skrzypem i lord Ingleborough skupił spojrzenie na wejściu w nadziei, że ujrzy swojego ulubieńca, ale nadchodząca postać była nieco wyższa (chociaż ogólnie nie grzesząca wzrostem) i odziana w znoszone czernie.Oto zjawił się kapitan Quire, nowy faworyt Królowej, człowiek, którego następnego dnia Ingleborough obiecał oskarżyć.Może Montfallcon uprzedził w swoim gniewie Quire’a o tym zamiarze i teraz kapitan przyszedł prosić o łaskę lub paktować? Starzec wyprostował się w fotelu.Kapitan Quire zdjął nakrycie głowy, ukazując grzywę grubych, czarnych włosów obramowujących twarz.Ścisnął sombrero w prawej, skrytej pod płaszczem dłoni, palce lewej, również schowanej pod materią, kładąc na rękojeści sztyletu, który Królowa, nazywając go swoim obrońcą, pozwoliła mu nosić na terenie pałacu.- Lordzie Pierwszy Admirale - głos był zrównoważony i wydawał się wręcz uspokajać.Quire skłonił się uprzejmie.- Ładne mamy ostatnio wieczory, nieprawdaż, mój panie?- Ciepło przynosi niejaką ulgę mym starym kościom, kapitanie Quire.- Zawsze najbardziej sentymentalny z całej ocalałej trójki, nie był w stanie odnieść się do przybyłego nieuprzejmie, szczególnie, że wypił już sporo brandy, która jeszcze bardziej złagodziła jego skłonną do ugody naturę.- Sztywniejsze są z dnia na dzień.Lekarze mówią, że to paraliż.- Skrzywił się w uśmiechu.- Niedługo będę jak posąg i skończy się wreszcie cierpienie.Każę się tam postawić - wskazał na podwórko - i przynajmniej zaoszczędzę kamieniarzom roboty przy moim pomniku nagrobnym.Kapitan Quire raczył okazać wesołość.- Może wina, kapitanie? - Ingleborough poruszył się z wysiłkiem.- Nie, dziękuję, sir.- Nie wyglądasz na miłośnika alkoholu.Czy jesteś może jednym z tych, którzy uważają go za zło wcielone?- Raczej za złodzieja czasu, mój panie.Miesza w głowie.Wiele narodów wyniósł na szczyty i wiele pognębił.Doceniani jego władzę, a nie każda władza od razu musi być złem.- Władzę, jak doszły mnie słuchy, cenisz sobie bardzo wysoko.- Słyszałeś coś o mnie, panie? Jestem zaszczycony.Od kogóż to?- Od lorda Montfallcona, który jest moim starym przyjacielem.Opowiadał mi o czasach, gdy pracowałeś dla niego.- Owszem, był przez jakiś czas moim patronem.- Quire oparł się o framugę, częściowo pozostając w cieniu, częściowo w blasku, bokiem do Lorda Pierwszego Admirała.- Po rozmowie z Montfallconem odniosłem wrażenie, że jesteś osobą ogólnie nieokrzesaną.- Lord Ingleborough przyglądał się Quire’owi.- A czasem nawet rzezimieszkiem.- W pewnych kręgach cieszę się nawet jeszcze gorszą reputacją.Podobnie zresztą jak lord Montfallcon i sir Thomas Ffynne.Oni też bywali brutalni w służbie dobrej sprawy.- A ja?Quire był niemal zdziwiony.- Ty, mój panie? Wiodłeś wzorowe życie, i to pod każdym względem.O dziwo, nie jesteś też uważany za szalonego.- Aha, widzę, kapitanie, że przybyłeś z jakąś sprawą!- Nie, mój panie.Poza tym, lord Montfallcon i sir Thomas podziwiani są głównie za ich przebiegłość.O tobie zaś tego bym nie powiedział.- Bo ja jestem, jakby to ująć, bardziej pobożny?- W każdym razie nie masz krwi na sumieniu - Quire przemawiał łagodnie i spokojnie, jakby przyszedł spędzić trochę czasu z chorym przyjacielem, którego zwykł odwiedzać.- Chyba niewielu uchroniło się przed tym za panowania Króla Herna.- Nikt mnie jeszcze nie nazwał niewinnym.Ostatecznie znany jestem jako pederasta.Wszyscy moi lokaje, ci młodzi mężczyźni, byli moimi kochankami.- Ingleborough poprawił się w fotelu i spojrzał na uśmiechniętych służących.Wydawał się być urażony.- Niewinny! - Czuł się jednak mile połechtany słowami Quire’a.- No, no! - Skrzywił się, gdy ból znów go zaatakował.- Hipokratesie, Hipo-kratesie! Jak bardzo potrzebna mi twa pomoc! Wina, Crozier.- Lokaj napełnił z dzbana cynową filiżankę i przytknął ją do ust Ingleborougha.- Dziękuję.Spojrzał ostro na kapitana.- Jak wiesz, odegrałem pewną rolę w budowaniu nowego Albionu.Parę razy, dla dobra Królowej, rezygnowałem z własnych przekonań.Gotów jestem bronić Królestwa przed każdym przeciwnikiem.- Jak chyba my wszyscy.Też służyłem wytrwale interesom Gloriany.- Naprawdę?Kapitan Quire przytknął palec do warg.- Cóż, sir, można powiedzieć, że przedsiębrałem akcje, które zgodnie ze słowami innych miały przysłużyć się interesom Królowej.- Chcesz powiedzieć, że ty nigdy ich nie oceniałeś? A może cechuje cię sceptycyzm?- Nie mam własnego zdania.- A zatem jesteś amoralny.- Chyba tak, mój panie, taki zapewne jestem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •