[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Skrzywił się.Zabolało go serce.- Patch! Wezwij ludzi, by wzięli fotel!Mały paź zniknął, najpewniej uprzedzając życzenia swego pana.Trzej mężczyźni czekali w ciszy, bowiem nie zostało im już nic do powiedzenia.Każdy z nich sceptycznie oceniał pozostałych i potrzebował samotności, by wszystko sobie przemyśleć.W końcu Tom Ffynne zniecierpliwił się i sam poszedł poszukać pazia i lokajów.Znalazł służących i skierował ich do pracy, ale Patcha nie było ni śladu.W drodze powrotnej omdlały z bólu Ingleborough niemal nie zauważył braku kochanka.ROZDZIAŁ 25W KTÓRYM LORD INGLEBOROUGH PRZYJMUJE GOŚCIA, OTRZYMUJE OSTRZEŻENIE l PRZESTAJE CIERPIEĆLord Ingleborough leżał z dłonią zaciśniętą na poręczy fotela i głową spoczywającą na oparciu, dokładnie naprzeciwko drzwi wychodzących na małe, przytulne podwórko, z którego przejść można było na duży plac.Rosły tam nagietki i róże, pośrodku basenu tryskała mała fontanna.Wieczór był upalny i lord Ingleborough przyglądał się leniwie owadzim wzorom fontanny.Obok czekali lokaje gotowi w każdej chwili podać wino; co pewien czas lord pytał o Patcha przekonany, że chłopak po prostu znowu zamarudził gdzieś w zabawie z rówieśnikami.Brania podwórka otworzyła się ze skrzypem i lord Ingleborough skupił spojrzenie na wejściu w nadziei, że ujrzy swojego ulubieńca, ale nadchodząca postać była nieco wyższa (chociaż ogólnie nie grzesząca wzrostem) i odziana w znoszone czernie.Oto zjawił się kapitan Quire, nowy faworyt Królowej, człowiek, którego następnego dnia Ingleborough obiecał oskarżyć.Może Montfallcon uprzedził w swoim gniewie Quire’a o tym zamiarze i teraz kapitan przyszedł prosić o łaskę lub paktować? Starzec wyprostował się w fotelu.Kapitan Quire zdjął nakrycie głowy, ukazując grzywę grubych, czarnych włosów obramowujących twarz.Ścisnął sombrero w prawej, skrytej pod płaszczem dłoni, palce lewej, również schowanej pod materią, kładąc na rękojeści sztyletu, który Królowa, nazywając go swoim obrońcą, pozwoliła mu nosić na terenie pałacu.- Lordzie Pierwszy Admirale - głos był zrównoważony i wydawał się wręcz uspokajać.Quire skłonił się uprzejmie.- Ładne mamy ostatnio wieczory, nieprawdaż, mój panie?- Ciepło przynosi niejaką ulgę mym starym kościom, kapitanie Quire.- Zawsze najbardziej sentymentalny z całej ocalałej trójki, nie był w stanie odnieść się do przybyłego nieuprzejmie, szczególnie, że wypił już sporo brandy, która jeszcze bardziej złagodziła jego skłonną do ugody naturę.- Sztywniejsze są z dnia na dzień.Lekarze mówią, że to paraliż.- Skrzywił się w uśmiechu.- Niedługo będę jak posąg i skończy się wreszcie cierpienie.Każę się tam postawić - wskazał na podwórko - i przynajmniej zaoszczędzę kamieniarzom roboty przy moim pomniku nagrobnym.Kapitan Quire raczył okazać wesołość.- Może wina, kapitanie? - Ingleborough poruszył się z wysiłkiem.- Nie, dziękuję, sir.- Nie wyglądasz na miłośnika alkoholu.Czy jesteś może jednym z tych, którzy uważają go za zło wcielone?- Raczej za złodzieja czasu, mój panie.Miesza w głowie.Wiele narodów wyniósł na szczyty i wiele pognębił.Doceniani jego władzę, a nie każda władza od razu musi być złem.- Władzę, jak doszły mnie słuchy, cenisz sobie bardzo wysoko.- Słyszałeś coś o mnie, panie? Jestem zaszczycony.Od kogóż to?- Od lorda Montfallcona, który jest moim starym przyjacielem.Opowiadał mi o czasach, gdy pracowałeś dla niego.- Owszem, był przez jakiś czas moim patronem.- Quire oparł się o framugę, częściowo pozostając w cieniu, częściowo w blasku, bokiem do Lorda Pierwszego Admirała.- Po rozmowie z Montfallconem odniosłem wrażenie, że jesteś osobą ogólnie nieokrzesaną.- Lord Ingleborough przyglądał się Quire’owi.- A czasem nawet rzezimieszkiem.- W pewnych kręgach cieszę się nawet jeszcze gorszą reputacją.Podobnie zresztą jak lord Montfallcon i sir Thomas Ffynne.Oni też bywali brutalni w służbie dobrej sprawy.- A ja?Quire był niemal zdziwiony.- Ty, mój panie? Wiodłeś wzorowe życie, i to pod każdym względem.O dziwo, nie jesteś też uważany za szalonego.- Aha, widzę, kapitanie, że przybyłeś z jakąś sprawą!- Nie, mój panie.Poza tym, lord Montfallcon i sir Thomas podziwiani są głównie za ich przebiegłość.O tobie zaś tego bym nie powiedział.- Bo ja jestem, jakby to ująć, bardziej pobożny?- W każdym razie nie masz krwi na sumieniu - Quire przemawiał łagodnie i spokojnie, jakby przyszedł spędzić trochę czasu z chorym przyjacielem, którego zwykł odwiedzać.- Chyba niewielu uchroniło się przed tym za panowania Króla Herna.- Nikt mnie jeszcze nie nazwał niewinnym.Ostatecznie znany jestem jako pederasta.Wszyscy moi lokaje, ci młodzi mężczyźni, byli moimi kochankami.- Ingleborough poprawił się w fotelu i spojrzał na uśmiechniętych służących.Wydawał się być urażony.- Niewinny! - Czuł się jednak mile połechtany słowami Quire’a.- No, no! - Skrzywił się, gdy ból znów go zaatakował.- Hipokratesie, Hipo-kratesie! Jak bardzo potrzebna mi twa pomoc! Wina, Crozier.- Lokaj napełnił z dzbana cynową filiżankę i przytknął ją do ust Ingleborougha.- Dziękuję.Spojrzał ostro na kapitana.- Jak wiesz, odegrałem pewną rolę w budowaniu nowego Albionu.Parę razy, dla dobra Królowej, rezygnowałem z własnych przekonań.Gotów jestem bronić Królestwa przed każdym przeciwnikiem.- Jak chyba my wszyscy.Też służyłem wytrwale interesom Gloriany.- Naprawdę?Kapitan Quire przytknął palec do warg.- Cóż, sir, można powiedzieć, że przedsiębrałem akcje, które zgodnie ze słowami innych miały przysłużyć się interesom Królowej.- Chcesz powiedzieć, że ty nigdy ich nie oceniałeś? A może cechuje cię sceptycyzm?- Nie mam własnego zdania.- A zatem jesteś amoralny.- Chyba tak, mój panie, taki zapewne jestem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]