[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Debera uniosła wiadro i postawiła je na ziemi.Morath niecierpliwie zepchnęła nosem pokrywkę i zaczęła wsysać kawałki mięsa jak pompa.Debera pozwoliła jej napełnić paszczę, a potem zasłoniła sobą wiadro.— Morath, pogryź to, co masz w pysku, dobrze? Zadławisz się na śmierć i co będzie?Smoczyca posłała jej w odpowiedzi spojrzenie tak pełne zbolałego zdumienia i urazy, że dziewczyna z trudem zachowała powagę.— Gryź — poprosiła, wpychając garść okrawków do otwartego pyska.— No, gryź! — powtórzyła, a Morath posłusznie poruszyła szczękami, zanim je rozwarła w oczekiwaniu na kolejną porcję.Debera w gospodarstwie poznała niejedną sztuczkę przy odchowywaniu osieroconych młodych zwierząt.Ten ktoś, kto napełniał wiadra, dokładnie znał pojemność smoczego żołądka, pomyślała, bo Morath zwolniła tempo połykania gdy w naczyniu ukazało się dno.Smoczyca westchnęła, zanim zjadła ostatni kęs.— Już po śniadaniu, co? — usłyszała głos T’dama, który tak niespodziewanie pojawił się z tym, że zaskoczona Morath pisnęła, a Debera chciała wstać.Opiekun położył jej dłoń na ramieniu i zmusił, by usiadła.— Tu, w Weyrze nie musisz zanadto przejmować się manierami, Debero — wyjaśnił łagodnie.— Zaprowadź ją teraz do jeziora — dodał, wskazując na prawo, gdzie dostrzegła spore wzgórki, które okazały się zarysami śpiących smoczątek.— Kiedy się obudzi po tym karmieniu, będziecie miały blisko do kąpieli, a potem nasmarujesz ją oliwką.— Uśmiechnął się.— Ale zanim ją znów nakarmisz, trzeba… — tu wskazał na lewo —… brzydzisz się tego?Spojrzała uważnie w tamtym kierunku.Na rzeźniczych trójnogach kołysało się sześć odartych ze skóry zwierzęcych tusz, wokół których uwijali się młodzi jeźdźcy z nożami.Odcinali mięso od kości, a potem na pobliskim stole kroili je na kawałki, odpowiednie dla smoczków.— Ja? — parsknęła cynicznie.— Skądże znowu.— To dobrze — ucieszył się T’dam.— Niektórzy twoi rówieśnicy nie mogą tego znieść.Chodź, Morath — dodał zupełnie innym tonem, z łagodną, serdeczną perswazją — musisz trochę odpocząć, a plaża przy jeziorze nagrzała się już od słońca…Morath uniosła głowę i ogarnęła Opiekuna Weyrzątek zielononiebieskawym spojrzeniem.Jaki on miły — powiedziała i podreptała do jeziora, a pełen mięsa brzuch kołysał się w rytm jej kroków.— Kiedy się tam usadowi, Debero, nie zapomnij o własnym śniadaniu.Czeka w kuchni.To dobrze, że nie brzydzisz się takiej pracy — powiedział, odwracając się od nich, ale do uszu Debery dotarł jeszcze jego dobroduszny śmiech.Do jeziora jest strasznie daleko, prawda, Debero?— spytała zasapana Morath.— Nie tak bardzo — odpowiedziała.— A tu jest za dużo kamieni i będzie ci niewygodnie spać.Morath opuściła drugi nos i popatrzyła pod nogi, a potem kopnięciem lewej odrzuciła z drogi spory kamień.Westchnęła i ruszyła dalej.Debera zachęcała ją po każdym kolejnym, powolnym kroku, aż dotarły do piasków wokół jeziora.Ktoś je niedawno grabił, bo między odciskami smoczych łap i ogonów zostały jeszcze ślady.Udało jej się namówić smoczycę, by weszła nieco dalej na plażę, gdzie ujrzała wolne miejsce między dwoma spiżowymi.Skąpane w blasku jesiennego słońca, leżały zwinięte w ciasne kłębki i skrzydłami osłaniały oczy przed nadmiarem światła.Morath z ciężkim westchnieniem złożyła zad na piasku.Jej mina świadczyła o tym, że nie ruszy się stąd ani na krok.Powoli ułożyła się na prawym boku, otoczyła się ogonem, zgięła szyję, wsunęła łeb pod prawe skrzydło, wydała z gardzieli głęboki odpowiednik niemowlęcego gruchania i zasnęła.Debera z żalem odsunęła się od smoczątka.Była szczęśliwa, że pokochało ją tak cudowne, drogie jej sercu stworzenie.Przez całe życie była samotna i niekochana — od śmierci matki i odejścia z domu najstarszego rodzonego brata.Teraz miała Morath, wyłącznie dla siebie, a lata osamotnienia stały się nic nie znaczącą chwilką.Mała jest tu zupełnie bezpieczna, uznała wreszcie.Zmusiła się, by odejść od Morath i pośpieszyła do jaskiń kuchennych po drugiej stronie Niecki.Zachęcający zapach świeżego chleba i innych wiktuałów sprawił, że przyśpieszyła kroku, nie całkiem przekonana, czy uda jej się pochłaniać jedzenie z mniejszą żarłocznością, niż smoczyca.Jaskinia kuchenna w Weyrze Telgar składała się z szeregu grot różnej wielkości, szerokości i wysokości.Debera zatrzymała się przy wejściu do najbliższej i najmniejszej.Wzdłuż wewnętrznej ściany rozmieszczono paleniska i piece, których kominy przebijały skałę i wychodziły na zewnątrz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]