Home HomeSteven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American LSarah Masters Voices 1 Sugar StrandsMaster of the Night Angela KnightMaster of the Moon Angela KnightMastering Delphi 6 (2)Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika KonfliktKoontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocyClancy Tom Niedzwiedz i smokksiega est pełna wersja Luke RhinehartDav
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lolanoir.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Będziemy mogli dojrzeć z niego, gdzie trzymają to stworzenie, jak są rozstawione straże, i zdecydować, jak je załatwić.- Brzmi sensownie - powiedział Gil.- Owszem - przytaknął Lloyd.Wspięli się po schodkach do drzwi na obustronnych zawiasach, prowadzących na balkon.Przez umieszczone w nich małe okienka ze zbrojonego szkła dojrzeli, że laboratorium jest wciąż jasno oświetlone.Henry powstrzy­mał ich na chwilę, potem odchylił jedno ze skrzydeł.Widział teraz podłogę laboratorium.Gil i Lloyd tłoczyli się za jego plecami.Laboratorium było kwadratem o boku około pięćdziesię­ciu stóp, wyłożonym białymi, lśniącymi kafelkami.Trzy długie lakierowane ławy zastawione były probówkami, chemikaliami i jaśniejącymi płomieniami palnikami Bunsena.W rogu migotał terminal IBM, obok stała przeglą­darka mikrofilmów.Po prawej, tuż pod ścianą, ciągnął się rząd metalowych, piętrowych półek, wypełnionych dziesiątkami akwariów.Większość z nich była pusta, w niektórych kręciły się ławice tropikalnych rybek, przy­pominające kolorowy prysznic lub zgraję małych igiełek, w innych krążyły żółwie, nurkując raz za razem w po­szukiwaniu czegoś do zjedzenia.Pośrodku stał duży stół sekcyjny, zalany jasnym światłem stojących tuż nad nim lamp.Na nim leżało żylaste stworze­nie z plaży.Twarz miało zwróconą w ich stronę, oczy zamknięte.Lśniło całe w świetle reflektorów.Obok dostrze­gli Andreę, spoglądającą na rentgenowski ekran.Była w okularach, wyglądała na zmęczona i wymizerowaną.Trochę dalej przysiadł na białym blacie kafelkowego, labo­ratoryjnego stołu Salvador Ortega, rozmawiając cicho z mundurowym policjantem.Henry pozwolił drzwiom zamknąć się powoli.- No i co o tym myślicie? - odwrócił się do Gila i Lloyda.Lloyd pokręcił głową.- Nie mamy szans.Jeżeli wyjdziemy na balkon, wyma­chując bronią, gliny załatwią się z nami, zanim zdążymy cokolwiek zrobić.- Zgadzam się z tym - poparł go Gil.- Nie ma co ryzykować użycia broni, dopóki policjant stoi nam na drodze.- To znaczy, że trzeba użyć podstępu - powiedział Henry.- Coś musi wyciągnąć ich z laboratorium na wystarczająco długo, by ktoś z nas zdołał się tam wcisnąć i wykończyć to bydlę.- Nie podoba mi się to - powiedział Lloyd.- Co będzie potem, gdy już je wykończymy? Gliny rzucą się na nas! Czy to będzie dla nich morderstwo?- Nie, morderstwo nie - zapewnił go Henry.To coś nie jest przecież człowiekiem.Najgorsze, co mogą nam zarzucić, to nielegalne posiadanie broni palnej i niszczenie dowodów policji.- I to im wystarczy, żeby nas zamknąć?- No, tak - przyznał niechętnie Henry.- Myślę, że tak.- No to ja pasuję - stwierdził Lloyd.- Nie wiem, jak wy, ale ja nie mam zamiaru dać się zamknąć za kogoś w celi, a już szczególnie za byłą żonę faceta, którego prawie nie znam.- On ma rację.Henry - odezwał się Gil.- To chyba nie jest najlepszy sposób.Henry spojrzał na nich po kolei z zamyśleniem.- Musimy to jakoś zabić.Słuchajcie, mam pomysł - rzekł Lloyd.- Gdybyś mógł wyciągnąć ich z tego laboratorium choćby na minutę - twoja żonę, gliniarzy, wszystkich, to może skoczyłbym na dół z balkonu i przyładował temu czymś ciężkim w łeb?A może je podpalić? zaproponował Gil.- Widzia­łem tu palniki Bunsena i butle ze spirytusem metylowym.Moglibyśmy zrobić to tak, żeby wyglądało na wypadek.Henry podszedł do okienek w wahadłowych drzwiach i przechylił głowę, by dojrzeć, co dzieje się na dole.- To może być nawet dobry pomysł, Gil.Na samym stole sekcyjnym stoją dwie butle z czystym alkoholem.Wystarczy przewrócić jedną z nich i podpalić.Może nie uwierzą, że zrobiliśmy to niechcący, ale nie będą mogli tego udowodnić.Odwrócił się.- Chociaż nie będzie to tak szybkie i skuteczne jak broń - dodał.Gil pochylił głowę.- No, cóż.Zapewne nie zrobiłem najmądrzej w ogóle ją zabierając.Wiem, że to był mój pomysł, ale gdyby ojciec dowiedział się o tym, że ją sobie pożyczyłem, mógłby mi już nie zaufać w żadnej sprawie.Szczególnie, gdybym zastrzelił z niej kogoś lub coś.- Rozumiem - przytaknął Henry.- Sprawdźmy, czy to się pali.Pięć minut później Henry pukał do drzwi laboratorium.- Andrea! - rozdarł się.- Andrea, jesteś tam? Andrea!Drzwi otworzyły się natychmiast i stanął w nich Salvador Ortega.- Profesorze Watkins, co pan tu robi? Budynek został już zamknięty na noc.Henry pociągnął go za rękaw.- Muszę zobaczyć się z Andreą, muszę ją ostrzec.- Spokojnie, Henry.Nie ma co panikować.Henry złapał Salvadora za klapy, wbijając dzikie spoj­rzenie w jego twarz.- Posłuchaj mnie, Salvador.Musisz mnie wysłuchać! Andrea umrze! Andrea umrze, czy mnie rozumiesz? Nie wolno wam pozwolić, by choć jeden raz dotknęła tej istoty.Ona ją zabije!- Kto to? - zawołała Andrea.- Ty, Henry?- Ach, Andrea - bełkotał Henry.- Andrea! Andrea! Zawsze cię kochałem, czy o tym nie wiesz? Nie wolno ci więcej dotykać tego czegoś! Musisz uciekać, musisz się ratować! Kochałem cię, gdy byliśmy małżeństwem, Andrea, i kocham cię nadal!- Jesteś pijany - wycedziła zimno Andrea.- Nie! Jestem trzeźwy! Trzeźwy jak świnia! Powąchaj mój oddech! No dalej, powąchaj! Powąchaj! Chaaa! Czujesz? Chaaa! Nic, nic prócz czosnku z dwóch kanapek.Andrea z Salvadcrem wyszli na korytarz.- Słuchaj, Henry - powiedziała.- Nie obchodzi mnie, czy piłeś, czy nie.Jestem naprawdę bardzo zajęta i mam jeszcze do przeprowadzenia cztery testy skóry, nim pójdę do domu.Czy byłbyś zatem tak uprzejmy wrócić do siebie i ukoić swe zmysły jakąś brandy, destylatem ziarna czy w czym tam obecnie gustujesz?Henry złapał laboratoryjny fartuch Andrei i zacisnął materiał w dłoniach.- Kocham cię, Andrea! Czy nie powtarzałem ci tego przy każdej okazji? Nie wolno ci więcej zbliżać się do tego, obiecaj mi! Obiecaj!Salvador otworzył drzwi laboratorium.- Czy moglibyście wyprowadzić tego dżentelmena z bu­dynku? Sądzę, że jest nieco przemęczony, nie wspominając o skutkach długotrwałego picia.Mundurowy wyszedł z laboratorium, z kciukami za­tkniętymi za skórzany pas, uśmiechając się krzywo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •