[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie widział innego wyjścia.Wyszli z palmiarni i spacerowali dokoła stawku.Niebo za nimi było czarne jak smoła, wiatr niósł kropelki deszczu.Łabędzie wyszły z wody i dreptały z podniesionymi łebkami przez alejkę.Płaszcz kobiety trzepotał na wietrze.- Nie musi się pan śpieszyć, nie odszedł zbyt daleko.- Czy pani wie, kim on jest? - spytał Stanley.- Wiem, czym jest.- No więc czym?- Nazywamy ich Nosicielami.Jest ich przynajmniej dziesięciu, jedenastu, może więcej.- A co on nosi?- Nosi wirusa.Rodzaj choroby.Stanley przełknął ślinę.- Choroby? Czy on jest na coś chory? Czy to zaraźliwe?- To zależy.Stanley zatrzymał się i kobieta także, dokładnie przed wyjściem z ogrodu.- Niech pani posłucha - rzekł.- Nie chcę być nachalny, ale czy pani w końcu zamierza powiedzieć mi, kim on jest? Skąd pani tyle wie o facecie w kapturze, tym Nosicielu? Skąd pani tyle wie o mnie?- Miał pan ostatnio sny, prawda? - odparła kobieta.Targane wiatrem włosy przesłoniły jej twarz.Stanley nieznacznie skinął głową, po czym natychmiast pokręcił nią na znak zaprzeczenia, ale za późno.- Sny o chorobie? Sny o zarazie?- Tak - powiedział Stanley.Czuł, że ogarnia go panika.Doktor Patel powiedział mu, że nie ma żadnej infekcji, ale nie czuł się dobrze, a sny niepokoiły go nawet w ciągu dnia.Nie musiał zamykać oczu, by przywołać obraz wypadających ciał z wózka niczym ładunek martwych ryb, udręczoną twarz matki, czarne jak guziki oczy dziecka.- Czuje pan niepokój, nie mylę się? Czuje pan w żyłach jakby mrowienie? Ma pan zawroty głowy i czuje się pan zdezorientowany, jakby był pokryty otuliną?- Co to jest? - spytał niecierpliwie Stanley.- Czy to się pogorszy? Czy to coś bardzo poważnego?Kobieta spojrzała ku wyjściu.- Chodźmy lepiej, nie możemy go przecież zgubić.- Czy pani wie, co mi się stało? - spytał Stanley, prawie nie oddychając i biegnąc za nią.- Czy pani wie, dlaczego śledzę tego skurwysyna?- Tak, wiem - odparła kobieta.- Wiedziałam o tym prawie zaraz, jak to się stało.To znaczy, jak został pan zarażony.- Ale co to jest, do diabła? Czy to jakiś rodzaj choroby krwi?- To rodzaj braku odporności.Stanley poczuł, jak jego wargi zdrętwiały, jakby wstrzyknięto mu środek znieczulający.- Chce pani powiedzieć, że mam AIDS?- Ma pan infekcję.Pod pewnymi względami przypomina AIDS.Chwyta się ją poprzez stosunki seksualne, szczególnie przez stosunki analne, ale także przez ugryzienie i użycie brudnej strzykawki.- Jest podobne do AIDS, ale to nie AIDS, czy tak?- Zgadza się.- Czy to tak groźne jak AIDS?Wyszli z ogrodu i czekali na pasach, by przejść ulicę.Autobusy i ciężarówki przejeżdżały z rykiem, obryzgując przechodniów błotem.- Oszukiwałabym pana, gdybym udawała, że nie, panie Eisner.- Czy to ma nazwę?- W siedemnastym wieku nazywano to „chorobą bardów”, ponieważ przypuszczano, że umarł na nią Szekspir.Zwano to także „syfilisem haitańskim”.Nie ma wątpliwości, że zaraził się nim Mozart.- Nigdy o tym nie słyszałem.Proszę mi wierzyć, nigdy o tym nie słyszałem.- Przez długi czas choroba ta była jakby w stanie utajenia, panie Eisner.Od końca siedemnastego wieku nie zanotowano jakichś jej poważniejszych przejawów.Jeden albo dwa odosobnione przypadki, nawet dobrze opisane, ale nie rozszerzyły się.Stanley znów przełknął ślinę.Czuł się, jakby miał zaraz zwariować.- Czy to, co.no ta choroba bardów? Czy jest śmiertelna? To znaczy, czy jest jakaś szansa wyzdrowienia? Czy jest jakiś sposób leczenia?- To będzie zależało od pana i od tych, którzy są wybrani, by panu pomóc.- Nie rozumiem.- Zrozumie pan, panie Eisner, jeśli mi pan zaufa.- Ufać pani? Nawet pani nie znam!Kobieta nieoczekiwanie uśmiechnęła się do niego.- Jest pan tego pewien?- Skąd miałbym panią znać? Jest pani lekarzem? Dziennikarką? Nie widzę w tym wszystkim żadnego sensu!- Proszę, panie Eisner, proszę się nie denerwować.Jestem tu, by panu pomóc.jeśli będę mogła, jak również i po to, by pana prosić w zamian o pomoc.- Pomoc? Pani chce mojej pomocy? Powiedziała mi pani, że zaraziłem się jakąś potworną chorobą, na którą zmarł Szekspir.A potem chce pani mojej pomocy.Co to za gra?Po drugiej stronie ulicy stanął autobus turystyczny, Gluckliche Fahrt, Dusseldorf.(Szczęśliwej jazdy, Dusseldorf.)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]