Home Home§ Maylunas Andriej & Mironenko Siergiej Mikołaj II i Aleksandra. Nieznana korespondencjaRuda Aleksandra OdnaleŸć swš drogę 02 Wybór tłum. nieoficjalneOżarowski Aleksander Rosliny lecznicze i ich praktyczne zastosowanieAppian z Aleksandrii Historia Rzymska XIII XVIIJak ulepszyć swojego fiacika Aleksander Sowa fullNieœmiałoœć. Jak się jej pozbyć Aleksander Łamek fullKondratow Aleksander Zaginione cywilizacjeBrooks Terry Kapitan Hak (2)Binek TadeuszRobert Jordan Oko Swiata 2
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • milosnikstop.keep.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Ja mówię poważnie! - zawołał.- Naruszyłeś ich lotnisko - powiedziała z wyrzutem.Po chwili zrozumiała chyba jednak powagę sytuacji.Sam zresztą Hal czuł się podekscytowany jak jeszcze nigdy przedtem.To na pewno widać po mnie, pomyślał.- Nie czujesz się dobrze? - zapytała przykładając mu dłoń do czoła.- Posłuchaj - powiedział, zmuszając się do spokoju.- Nie przerywaj mi, to ci wszystko opowiem.- I zaczął opowiadać od początku.Djamila słuchała uważnie.Kiedy skończył, zapytała rzeczowo:- Czy to na pewno nie był sen? To się nieraz zdarza - dodała uspokajająco, widząc jego gwałtowny ruch ręką.Zapadła cisza.Raptem zapytała:- Tam w górze? - To mówiąc, wskazała na brzozę z odciętym konarem.Skinął głową.- Może zobaczymy? - zaproponowała.Poczuł wobec niej wdzięczność.Przynajmniej zachowuje się tak, jakby mi wierzyła, pomyślał.Szybko narzucili coś na siebie.Hal zaczął wchodzić na drzewo, starając się nie trząść nim za bardzo.Z wysiłkiem dotarł do gałęzi i spojrzał na miejsce jej odcięcia, tworzące platformę.To, co ujrzał, zaskoczyło go tak, że o mały włos nie spadł na dół.Szybko skinął na Djamilę, żeby wdrapała się ostrożnie za nim.Sam wspiął się jeszcze wyżej, dotarł do widlastego konara, położył się brzuchem na gałęzi i w ten sposób miał niemal tuż przed sobą platformę.Tymczasem Djamila usadowiła się w miejscu, z którego również mogła obserwować platformę.Krew napłynęła jej do twarzy, oczy latały nerwowo, usta były otwarte jak do krzyku.Przed nimi znajdowało się lotnisko!Wystarczyło spojrzeć na panujący tam porządek, żeby pozbyć się wątpliwości, czy ma się do czynienia z istotami rozumnymi.W idealnie równym szeregu stało siedem mini-helikopterów, przed nimi kilka filigranowych wózków podnośnych i reszta sprzętu.Helikoptery, wśród których znajdowały się maszyny różnego typu, znajdowały się na skraju gładkiego pasa startowego o szerokości około dwóch centymetrów.Hal domyślił się, że mogą tu startować i ładować również inne samoloty, nie tylko te startujące pionowo.Niemal na skraju płaszczyzny stały czworokątne bryły, a właściwie malutkie bryłki.Hal uznał je za budowle, ponieważ miały otwory, jakby po nakłuciu kanciastą igłą, które spełniały według niego rolą okien.Pośrodku platformy wznosiła się czterocentymetrowej wysokości wieża, nie grubsza od zwykłej słomki do picia.Osobliwe wrażenie sprawiały rosnące tu jak pod sznurek glony i inne rośliny, które znalazły na starym drzewie dobrą pożywkę; wyglądały jak zieleńce.Zdumiewające było to, że zarówno samoloty - o ile Hal mógł dostrzec coś na tych miniaturkach - jak również budowle wykazywały stan rozwoju nauki z ubiegłego stulecia.Hal szacował je na czwarte ćwierćwiecze.W otworach przy korze drzewa wydrążonych przez osę albo jakiegoś robaka, dostrzegł drobne przedmioty w kształcie ziarna.Musiał dobrze wytężać wzrok, żeby na brudnoszarym podłożu dostrzec jeden z przecinków, który - jak mu się zdawało - pełzał tam i z powrotem tuż przy zieleńcu.Porozumieli się wzrokiem.Djamila skinęła głową, po czym zaczęła schodzić z drzewa.Hal podążył ostrożnie za nią.Na dole czekała na niego.- Słuchaj - szepnęła - co teraz zrobimy?Sam nie wiedział.Nie zdawał sobie sprawy z wagi swego odkrycia, czuł tylko, że gdzieś nad nimi zawisła lawina pełna wydarzeń i że wiatr, który ją poruszy, zaczął już wiać.- Potrzebny jest nam jakiś dowód - odezwała się raptem głośno - w przeciwnym razie nikt nam nie uwierzy.Hal klepnął się w czoło.Ona ma rację.Już szykował się do powtórnej wspinaczki na drzewo, kiedy Djamila chwyciła go za rękę.- Stój, poczekaj chwilę! Musimy się zastanowić.Nie pomyślałeś w ogóle o tych.przecinkach?Znowu miała rację.Usiedli na kocu, spoglądając co chwilę na brzozę, w obawie, że dojrzą ów drobny rój znikający stąd na zawsze.Wtedy pozostałaby jedynie wizja, nic więcej.Naradzali się gorączkowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •