[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zawsze.Przechyliła garnek na haku i wlała gorący, płynny wosk do wydrążonego korytka, napełniając go po brzegi.Niemal natychmiast po zetknięciu z drewnem wosk zaczął krzepnąć, z każdą sekundą stawał się bardziej mętny i matowy.Następnie Tessa odstawiła garnek na bok, a tabliczkę położyła na stole, z niecierpliwością czekając na nadejście Emitha.Wosk nabrał przyjemnej, ciemnoniebieskiej barwy i nie mogła oprzeć się pokusie zarysowania paznokciem stygnącej powierzchni.Matka Emitha miała rację: linia była nad podziw widoczna.Podeszła do ognia i nalała staruszce kubek herbatki selerowej, która poprawiła krążenie w jej chorych stopach.– Dlaczego jesteście z Emithem tacy dobrzy dla mnie? – zapytała, wręczając jej kubek.– Opiekowaliście się mną przez te wszystkie tygodnie, chociaż nikt was do tego nie zmuszał.Matka Emitha odstawiła herbatę na niewielki stoliczek, który zawsze miała pod ręką.Wyszywanki, skarpetki do cerowania, suszone zioła przygotowane do zalania olejem lub octem, ryby do oskrobania: wszystkie te nie dokończone prace spoczywały na trójnożnym stoliczku.Staruszka tyle czasu zużyła na odstawienie kubka i poprawienie swej pozycji na krześle, że Tessa zaczęła podejrzewać, iż chyba nie usłyszy odpowiedzi na zadane pytanie.Może nie powinna pytać tak bezpośrednio? Może ją obraziła? Niełatwo rozstrzygnąć taką sprawę, za jedyne punkty odniesienia mając Ravisa, Emitha i jego matkę.W ciągu tych kilku chwil, które spędziła z Ravisem, odniosła wrażenie, że nie przejmował się on nigdy tym, co ktoś myśli o jego słowach lub uczynkach.Jednakże Emith i jego matka byli nieco odmienni, delikatniejsi.– Jak w twoim mniemaniu czuje się ostatnio Emith, moja droga? – Staruszka przestraszyła ją tym nieoczekiwanym pytaniem.– Świetnie – odparła automatycznie.– Bardzo dobrze.– Tak, tak, to prawda.A wiesz może dlaczego?Potrząsnęła głową.– Z twojego powodu, moja droga.– Matka Emitha utkwiła w niej promienne spojrzenie.Wyglądała nader dostojnie, usadowiona na tronie w otoczeniu swych insygniów królewskich.– Wiesz, że mój syn służył u Deverica dwadzieścia dwa lata.Dwadzieścia dwa lata znojów, długich godzin pracy, bezgranicznego poświęcenia.Dla Emitha nieoczekiwana śmierć mistrza była strasznym ciosem.Straszliwym.Ty jednak swoją obecnością złagodziłaś jego cierpienia.Gdy przekazuje ci całą swoją wiedzę, wydaje mu się, że wciąż kontynuuje dzieło swego pana.Przyświeca mu nowy cel, może przekazać dalej umiejętności, które tak bardzo ukochał, nie musi myśleć wyłącznie o Devericu.– Już wiem, dlaczego przez, cały okrągły dzień wynajduje pani dla niego coraz to inne prace – powiedziała Tessa.Spoglądała teraz na świat z innej perspektywy.– Chce go pani wyrwać z zadumy.Matka Emitha ani nie potwierdziła, ani nie zaprzeczyła temu stwierdzeniu, tylko rzekła z uśmiechem:– Ciężko jest mi się ruszyć.Tessa uśmiechnęła się wraz ze starszą panią.Sens jej słów był tak wyraźny, że dziwiła się sobie, że sama na to wcześniej nie wpadła.Czasem nie umiała dostrzec najbardziej oczywistych rzeczy.– Pod wieloma względami Emith przypomina swojego ojca – podjęła staruszka.Opadająca intonacja jej cieniutkiego głosiku wyraźnie podkreśliła koniec zdania.– Obaj sercem są Maribańczykami.A oni tylko jedną rzecz przedkładają nad strugi deszczu ściekające po twarzy w czasie sztormu: kiedy nikt nie widzi, uwielbiają się zadręczać wyrzutami sumienia.Brr, cóż to za mokra, deszczowa wyspa.Wręcz stworzona do rozmyślań.Ech, gdyby mój drogi mąż mnie nie poślubił, rozmyślania wpędziłyby go do grobu.Mówiąc to, matka Emitha bujała się w przód i w tył na krześle.Niespodziewanie Tessa zauważyła, że sama huśta się na swym stołku przy ogniu.Bujanie musiało być zaraźliwe.– Czy Emith odwiedził kiedyś Maribane? – Teraz, kiedy staruszka podzieliła się sekretem, Tessa miała nadzieję dowiedzieć się czegoś więcej na temat jej syna.– Odwiedził? – Na twarzy starszej pani malowało się zdumienie.– Sześć lat tam mieszkał.Tessa poczuła ciarki na ciele.– Był na Wyspie Namaszczonych?Matka Emitha skinęła potakująco.– Tam właśnie nauczył się swojego rzemiosła.Rzecz jasna, kiedy pożeglował na wyspę, był chłopcem, zupełnym gołowąsem, ale uparł się i koniec.Nic nie mogło go powstrzymać, a na dodatekojciec wypchnął go niemal z portu.Jeszcze nigdy żaden człowiek bardziej nie pragnął, aby jego syn odwiedził ziemię, którą on niegdyś nazywał ojczyzną.– Co zrobił Emith, gdy już nauczył się pisać?– Och, on nigdy nie nauczył się pisać, moja droga.– W głosie matki Emitha zabrzmiała nutka przygany.– Nauczył się, jak być pomocnikiem skryby, nie zaś samym skrybą.Zła na samą siebie, za to że popełniła błąd w chwili, gdy już udało się naciągnąć staruszkę na zwierzenia, Tessa przestała się huśtać.– Czy Emith służył u któregoś ze skrybów na Wyspie Namaszczonych?– Cóż, chyba tak, moja droga.Sądzę, że tak.– Kobieta sięgnęła po selerową herbatkę i zdmuchnęła jakiś wyimaginowany dymek.– Jak mu tam było.?Tessa wstała.Bała się okazać zniecierpliwienie, z jakim oczekiwała na odpowiedź.Rozglądając się wokoło za jakimś przedmiotem, dostrzegła pogrzebacz.– Avaccus, jakżeby inaczej? – Matka Emitha pokiwała w zamyśleniu.– Brat Avaccus.Pogrzebacz wydawał się dość ciężki i mocny, więc zaczęła nim szturchać w jeden z bukowych klocków na dnie paleniska.– Czy brat Avaccus zajmował się tym samym, co Deveric?– Cóż, tak podejrzewam, moja droga.Ale jaka to różnica? – Staruszka wysączyła herbatkę.Tessa zauważyła jej starannie wypielęgnowane paznokcie.Były twarde i błyszczące jak u nastolatki.– Co za szkoda, że taki spotkał go koniec.Straszna szkoda.Emith musiał natychmiast opuścić Maribane.Świątobliwi bracia naciskali, ponieważ wiedzieli, że mój syn pomagał podówczas Avaccusowi.Tessa opiekowała się bukowym klockiem, jakby to było jej jedyne dziecko.Odezwała się najbardziej lakonicznym tonem, na jaki potrafiła się zdobyć.– Co się właściwie stało?Staruszka nie odpowiedziała.Po przeszło minucie oparła podbródek na piersi, zatrzepotała kilkakrotnie powiekami i zamknęła oczy.Zdając sobie sprawę, że matka Emitha pogrąża się właśnie w jednym ze swoich “odpoczynków”, Tessa czym prędzej dźgnęła pogrzebaczem z taką werwą, że drwa z łoskotem rozsypały się w ogniu, wzniecając chmurę dymu, iskier i pary.Staruszka wyprostowała się jak rażona piorunem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]