Home HomeChmielowski Benedykt Nowe AtenyChmielowski Benedykt Nowe Ateny (2)chmielowski benedykt nowe ateny (3)Trollope Joanna Najlepsi przyjacieleJ.Chmielewska 2 Wielki diamentJ.Chmielewska 1 Wielki diamentGrochola Katarzyna Upoważnienie do szczescia (2)Katarzyna Grochola Upowaznienie do szczesciaAshes on the Waves Mary LindseyChmielewska Joanna Slepe Szczescie (www.ksiazki4u
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Okrętka nagle wydarła mu to z rąk i zaprezentowała Teresce.- Zgłupiał chyba, najstarsze spodnie, zobacz, ma dziurę na tyłku i zeszył ją żółtą włóczką! I całe w jakichś smarach! Nie dopierze się do końca świata.!- A czy ja ci każe to dopierać?! - rozzłościł się Zyg­munt, wyrywając z kolei łach siostrze.- czy ja mówię, że w tych spodniach pójdę do ślubu?! To są moje najlepsze robocze spodnie!- Jeszcze parę razy szarpniecie i będzie z głowy - zauważyła sucho Tereska.- On te spodnie po prostu kocha, zostaw mu, niech ma.Niech się w nie ubierze.Zygmunt, co z samochodem? Załatwiłeś coś?- Kretynki, najlepsze rzeczy wyrzucają - mamrotał gniewnie Zygmunt.- A ty też jesteś dobry! - wrzasnął nagle do wyglądającego z pokoju Januszka.- Widzisz, co robią i słowa nie mówisz!,Januszek szybko cofnął się z powrotem za próg.- Mówiłem im, żeby nie wyrzucały wszystkiego.Odczep się w ogóle, macie tu cztery miliony książek i ja mam to wszystko zapakować! Chyba w siebie.- Na litość boską, powiedz, co z samochodem! - ziryto­wała się Tereska.Zygmunt rozejrzał się w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca dla zwiniętych spodni.Nie znalazł żadnego, wepchnął je zatem sobie za pazuchę.- Co.? A, z samochodem.Chała na razie.- Jak to?!- Tak to.Dokopałem się wreszcie do tego faceta, który składał czarowne obietnice.To kumpel sąsiada.Pół miasta obleciałem, już mi to nosem wyszło.Nie ma go w domu.- Trzeba było na niego zaczekać! - wykrzyknęła z wy­rzutem Okrętka.Zygmunt wzruszył ramionami i niechętnie wyjaśnił, że nie wiadomo, kiedy kumpel sąsiada wróci.Zostawił wiadomość jego żonie, która obiecała wszystko mu przekazać.Podob­no jutro ma wolne, więc możliwe, że przyjedzie.Relacjonował sprawę z roztargnieniem, mimo woli rozglą­dając się dookoła.Głodny był potwornie, nogi go bolały, chciał gdzieś usiąść i trochę odpocząć.Wyraźnie czuł, że nie ma się gdzie podziać, dom przypominał obozowisko cygańskie po trzęsieniu ziemi.Z głodu i z wściekłości nie myślał nic, dokładnie tylko wiedział, że ma dość i dłużej tego wszystkiego nie zniesie.Zawrócił do drzwi.- Wychodzę! - oznajmił krótko i gniewnie.Okrętkę aż podrzuciło.- Dokąd?! - krzyknęła z oburzeniem.- A co cię to obchodzi?Przez chwilę Okrętka była pewna, że zaraz się udławi.Z wysiłkiem wydobyła z siebie głos.- Upadłeś na głowę? - spytała takim tonem, że Zyg­munt odwrócił się w drzwiach.- O co ci chodzi?Okrętka przemogła także chwilowy bezruch i przedarła się przez górę łachmanów, bliska rzucenia się na brata z pazurami.- Wiesz, że tego już za wiele! Pomieszania zmysłów dostałeś?! Kto ma się zająć pakowaniem?! Ja sama?! Masz zamiar zwalić mi wszystko na głowę, jak ostatnia, skończo­na świnia.?!Zygmunt wręcz osłupiał.Umysł miał wciąż jeszcze zasto­powany, ale wydało mu się, że słyszy coś wstrząsającego.- Zwariowałaś? - spytał z niebotycznym zdumieniem.- To ja mam pakować?!- A KTO?!!! - ryknęła Okrętka okropnym głosem.Zygmunt zagapił się na nią, tak zaskoczony, że nie był w stanie zareagować w żaden sposób.Żadna odpowiedź na jej pytanie nie przychodziła mu do głowy.Przez tępą wściekłość przedarło się wrażenie, że coś tu jest cholernie nie w porządku, czegoś tu się żąda od niego i to czegoś, czego się absolutnie nie spodziewał i co mu się na pewno bardzo nie podoba.Zarazem jakaś tajemnicza siła pętała mu nogi, nie pozwalając zwyczajnie odwrócić się i wyjść, trzaskając drzwiami.Solidne trzaśniecie drzwiami niewąt­pliwie przyniosłoby mu dużą ulgę.Okrętka po wybuchu nieco oklapła.Odsunęła się od brata, z roztargnieniem obejrzała za siebie i zaczęła siadać.- Nie siadaj na porcelanie!!! - wrzasnęła strasznie Tereska.Okrętka poderwała się jak podcięta biczem, część opu­szczających ją sił wróciła na miejsce.- Proszę cię bardzo, wymień tę osobę - zwróciła się cierpko do oniemiałego Zygmunta.- Kto ma to wszystko zapakować? No?Zygmuntowi umysł ruszył, ale uczynił to wbrew woli swe­go właściciela.Postawiono tu jakiś problem i zadano pyta­nie.Ze wszystkich rzeczy na świecie Zygmunt najbardziej nie życzył sobie rozstrzygać problemu i odpowiadać na pytanie.Przez cały czas, od samego rana, od chwili kiedy wybuchła ta idiotyczna awantura z przeprowadzką, z naj­większą starannością usuwał z myśli kwestię konkretnych, związanych z nią komplikacji, z nadzieją, że rozwikłają się jakoś poza nim i bez jego udziału.Nie miał na nie najmniej­szej ochoty.Znalazł kierowcę, to dosyć, teraz życzyłby sobie odpocząć, a nie użerać się z rozhisteryzowaną siostrą, której najwidoczniej coś się zacięło, bo w kółko zadaje to samo pytanie.- A bo ja wiem.- wyrwało mu się niepewnie.Okrętka znów ruszyła ku niemu przez kupę gałganów, jak rozjuszona tygrysica.- To ja ci powiem.Nikogo takiego nie ma.Tylko ty i ja.Zostaliśmy do tej roboty sami i nie ma nikogo innego.Nie ma.Nikogo innego.Chyba, że wywleczesz ojca ze szpitala i może go jeszcze będziesz batem poganiał.- Kretynka - powiedział Zygmunt z głębokim przeko­naniem.Tereska nie wytrzymała dłużej w bierności.- Nie chcę się wtrącać w rodzinne sprawy - rzekła z lodowatą grzecznością - ale w życiu bym nie przypusz­czała, że mógłbyś się tak ześwinić.- Jakie ześwinić.?! O co ci chodzi?!- Nie widzisz, co się tu dzieje? Rzeczy trzeba zapako­wać.Do jutra.Przemyśl to sobie.Właśnie przemyśliwać tego sobie Zygmunt z całej siły nie chciał.Jego dusza ciągle stawiała zacięty opór, ale mimo woli rozejrzał się po mieszkaniu.- A co, naprawdę same nie dacie rady? - spytał niedo­wierzająco, w gruncie rzeczy doskonale wiedząc, iż pytanie jest bezdennie głupie.- O Boże, ratuj, mam brata debila.- jęknęła cicho Okrętka.- Damy radę, jasne! - wysyczała jadowicie Tereska, porzucając bezpowrotnie lodowatą grzeczność.- Horpyny jesteśmy, umiemy produkować z powietrza walizki i pudła, pakunki zawiązujemy siłą woli.Jeść i spać nie potrzebuje­my wcale.- Skończ już ten referat, dobrze? - rozzłościł się Zyg­munt.- Diabli nadali.Mówiłem, żeby wysłać depeszę do matki!- Bo co? Bo wasza matka zastępuje dwie Horpyny? Po jednej przeprowadzce śpiewająco i z przysiadami odwali i drugą?! Wprawy nabrała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •