[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okrętka nagle wydarła mu to z rąk i zaprezentowała Teresce.- Zgłupiał chyba, najstarsze spodnie, zobacz, ma dziurę na tyłku i zeszył ją żółtą włóczką! I całe w jakichś smarach! Nie dopierze się do końca świata.!- A czy ja ci każe to dopierać?! - rozzłościł się Zygmunt, wyrywając z kolei łach siostrze.- czy ja mówię, że w tych spodniach pójdę do ślubu?! To są moje najlepsze robocze spodnie!- Jeszcze parę razy szarpniecie i będzie z głowy - zauważyła sucho Tereska.- On te spodnie po prostu kocha, zostaw mu, niech ma.Niech się w nie ubierze.Zygmunt, co z samochodem? Załatwiłeś coś?- Kretynki, najlepsze rzeczy wyrzucają - mamrotał gniewnie Zygmunt.- A ty też jesteś dobry! - wrzasnął nagle do wyglądającego z pokoju Januszka.- Widzisz, co robią i słowa nie mówisz!,Januszek szybko cofnął się z powrotem za próg.- Mówiłem im, żeby nie wyrzucały wszystkiego.Odczep się w ogóle, macie tu cztery miliony książek i ja mam to wszystko zapakować! Chyba w siebie.- Na litość boską, powiedz, co z samochodem! - zirytowała się Tereska.Zygmunt rozejrzał się w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca dla zwiniętych spodni.Nie znalazł żadnego, wepchnął je zatem sobie za pazuchę.- Co.? A, z samochodem.Chała na razie.- Jak to?!- Tak to.Dokopałem się wreszcie do tego faceta, który składał czarowne obietnice.To kumpel sąsiada.Pół miasta obleciałem, już mi to nosem wyszło.Nie ma go w domu.- Trzeba było na niego zaczekać! - wykrzyknęła z wyrzutem Okrętka.Zygmunt wzruszył ramionami i niechętnie wyjaśnił, że nie wiadomo, kiedy kumpel sąsiada wróci.Zostawił wiadomość jego żonie, która obiecała wszystko mu przekazać.Podobno jutro ma wolne, więc możliwe, że przyjedzie.Relacjonował sprawę z roztargnieniem, mimo woli rozglądając się dookoła.Głodny był potwornie, nogi go bolały, chciał gdzieś usiąść i trochę odpocząć.Wyraźnie czuł, że nie ma się gdzie podziać, dom przypominał obozowisko cygańskie po trzęsieniu ziemi.Z głodu i z wściekłości nie myślał nic, dokładnie tylko wiedział, że ma dość i dłużej tego wszystkiego nie zniesie.Zawrócił do drzwi.- Wychodzę! - oznajmił krótko i gniewnie.Okrętkę aż podrzuciło.- Dokąd?! - krzyknęła z oburzeniem.- A co cię to obchodzi?Przez chwilę Okrętka była pewna, że zaraz się udławi.Z wysiłkiem wydobyła z siebie głos.- Upadłeś na głowę? - spytała takim tonem, że Zygmunt odwrócił się w drzwiach.- O co ci chodzi?Okrętka przemogła także chwilowy bezruch i przedarła się przez górę łachmanów, bliska rzucenia się na brata z pazurami.- Wiesz, że tego już za wiele! Pomieszania zmysłów dostałeś?! Kto ma się zająć pakowaniem?! Ja sama?! Masz zamiar zwalić mi wszystko na głowę, jak ostatnia, skończona świnia.?!Zygmunt wręcz osłupiał.Umysł miał wciąż jeszcze zastopowany, ale wydało mu się, że słyszy coś wstrząsającego.- Zwariowałaś? - spytał z niebotycznym zdumieniem.- To ja mam pakować?!- A KTO?!!! - ryknęła Okrętka okropnym głosem.Zygmunt zagapił się na nią, tak zaskoczony, że nie był w stanie zareagować w żaden sposób.Żadna odpowiedź na jej pytanie nie przychodziła mu do głowy.Przez tępą wściekłość przedarło się wrażenie, że coś tu jest cholernie nie w porządku, czegoś tu się żąda od niego i to czegoś, czego się absolutnie nie spodziewał i co mu się na pewno bardzo nie podoba.Zarazem jakaś tajemnicza siła pętała mu nogi, nie pozwalając zwyczajnie odwrócić się i wyjść, trzaskając drzwiami.Solidne trzaśniecie drzwiami niewątpliwie przyniosłoby mu dużą ulgę.Okrętka po wybuchu nieco oklapła.Odsunęła się od brata, z roztargnieniem obejrzała za siebie i zaczęła siadać.- Nie siadaj na porcelanie!!! - wrzasnęła strasznie Tereska.Okrętka poderwała się jak podcięta biczem, część opuszczających ją sił wróciła na miejsce.- Proszę cię bardzo, wymień tę osobę - zwróciła się cierpko do oniemiałego Zygmunta.- Kto ma to wszystko zapakować? No?Zygmuntowi umysł ruszył, ale uczynił to wbrew woli swego właściciela.Postawiono tu jakiś problem i zadano pytanie.Ze wszystkich rzeczy na świecie Zygmunt najbardziej nie życzył sobie rozstrzygać problemu i odpowiadać na pytanie.Przez cały czas, od samego rana, od chwili kiedy wybuchła ta idiotyczna awantura z przeprowadzką, z największą starannością usuwał z myśli kwestię konkretnych, związanych z nią komplikacji, z nadzieją, że rozwikłają się jakoś poza nim i bez jego udziału.Nie miał na nie najmniejszej ochoty.Znalazł kierowcę, to dosyć, teraz życzyłby sobie odpocząć, a nie użerać się z rozhisteryzowaną siostrą, której najwidoczniej coś się zacięło, bo w kółko zadaje to samo pytanie.- A bo ja wiem.- wyrwało mu się niepewnie.Okrętka znów ruszyła ku niemu przez kupę gałganów, jak rozjuszona tygrysica.- To ja ci powiem.Nikogo takiego nie ma.Tylko ty i ja.Zostaliśmy do tej roboty sami i nie ma nikogo innego.Nie ma.Nikogo innego.Chyba, że wywleczesz ojca ze szpitala i może go jeszcze będziesz batem poganiał.- Kretynka - powiedział Zygmunt z głębokim przekonaniem.Tereska nie wytrzymała dłużej w bierności.- Nie chcę się wtrącać w rodzinne sprawy - rzekła z lodowatą grzecznością - ale w życiu bym nie przypuszczała, że mógłbyś się tak ześwinić.- Jakie ześwinić.?! O co ci chodzi?!- Nie widzisz, co się tu dzieje? Rzeczy trzeba zapakować.Do jutra.Przemyśl to sobie.Właśnie przemyśliwać tego sobie Zygmunt z całej siły nie chciał.Jego dusza ciągle stawiała zacięty opór, ale mimo woli rozejrzał się po mieszkaniu.- A co, naprawdę same nie dacie rady? - spytał niedowierzająco, w gruncie rzeczy doskonale wiedząc, iż pytanie jest bezdennie głupie.- O Boże, ratuj, mam brata debila.- jęknęła cicho Okrętka.- Damy radę, jasne! - wysyczała jadowicie Tereska, porzucając bezpowrotnie lodowatą grzeczność.- Horpyny jesteśmy, umiemy produkować z powietrza walizki i pudła, pakunki zawiązujemy siłą woli.Jeść i spać nie potrzebujemy wcale.- Skończ już ten referat, dobrze? - rozzłościł się Zygmunt.- Diabli nadali.Mówiłem, żeby wysłać depeszę do matki!- Bo co? Bo wasza matka zastępuje dwie Horpyny? Po jednej przeprowadzce śpiewająco i z przysiadami odwali i drugą?! Wprawy nabrała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]