[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czekaj! - przerwała Tereska.- Czy on wie także o wszystkich innych?- No pewnie, przecież ci mówię, że węszył! --Bardzo dobrze.Mów! Kolejność obojętna.Okrętka przechyliła krzesło do tyłu i oparła o ścianę.- No więc kiedyś tam, jakiś czas temu, ktoś usłyszał potworny krzyk ze środka zamku.Taki krew w żyłach mrożący.Przylecieli ludzie i znaleźli jedną facetkę z tamtejszego biura, całkiem bez zmysłów, w sali balowej na podłodze.To znaczy, w takiej komnacie bez okien, nie używanej.Facetka w pierwszej chwili mówiła, że widziała ducha, ale w drugiej wyparła się i mówiła, że nic nie widziała.To znaczy, ściśle biorąc, nic nie mówiła.W ogóle była normalna, oprzytomniała, poszła do domu i od razu wylała sobie wrzątek na nogi.- Specjalnie? - zainteresował się Januszek.- Nie, przypadkowo.Poparzyła się.- A co robiła w tej nie używanej komnacie?- Podobno przechodziła.Ciemno było, bo to w zimie, i właśnie wcale nie o północy, tylko wieczorem czy może nawet po południu.Potem za jakiś czas znów rozległ się okropny krzyk, znów nadlecieli ludzie, ale nie znaleźli nikogo i do dziś nie wiadomo, kto krzyczał.- A kto słyszał?- Ten cięć od kotłowni i jeszcze chyba ze dwie osoby.Potem był tam jakiś urzędnik, przedstawiciel któregoś inwestora, oglądał zamek i zanocował.Co mu się stało w nocy, nikt nie wie, ale rano był już spakowany i miał guza na głowie.Powiedział, że mu się ten zamek nie podoba i czym prędzej wyjechał.- Pierwszy, co nabrał wody w gębę - zaopiniował Januszek.- To pewnie ten, który potem wystawił negatywną opinię - mruknęła Tereska.- Nie wiem, może ten.Potem był jakiś technik z Wrocławia, miał robić remanent.- Jaki remanent?- Zamku.- Oszalałaś?! Jaki remanent zamku?!- No, co to wisi na sklepach? - zniecierpliwiła się Okrętka.- Jak nie remanent, to co?- Przyjęcie towaru - podsunął Januszek.- Inwentaryzacja towaru! Miał robić inwentaryzację zamku.Siedział tam trzy dni, a po trzech dniach wyleciał za okno.W tej komnacie bez okien.Skręcił nogę w kostce i tam.podejrzewali, że chyba wyskoczył, a on twierdził, że nie.Kręcił okropnie i właściwie nie wiadomo, jak i dlaczego znalazł się za oknem.- I tylko nogę skręcił? Nic więcej?- Podrapał się także, bo tam leżała wielka kupa gałęzi, ścięli drzewo, poobcinali gałęzie i akurat tam zostawili.Potem przyjechało dwóch z wrocławskiego biura projektów i tu mamy wiadomości ściślejsze, bo fotograf zna ich osobiście.Jeden zleciał ze schodów, a drugi.- Z tych samych co fotograf?- Nie, z innych.Ze schodów w środku.A drugi dostał takiego rozstroju żołądka, że przez trzy tygodnie był na zwolnieniu.Podobno to nerwicowe.No i ten co zleciał ze, schodów, to w ogóle jest kumpel naszego męża, wreszcie coś z siebie wydusił, wtedy, kiedy mąż tam pojechał, żeby też zająć się zamkiem.Ostrzegł go po przyjacielsku.Wyraźnie powiedział, że on w żadne idiotyzmy nie wierzy, ale tego ducha widział na własne oczy.- Powiedział, ducha?- Ducha.Jak byk.Dlatego mąż był zdenerwowany.Ale czekaj, bo przedtem jeszcze było kolejno dwóch skądś tam, z jakiejś komórki budowlanej i z biura projektów.Co do jednego, nie ma ścisłych informacji, ale drugi uciekł z zamku nocą i wpadł w przerębel, tam jest takie nieduże jeziorko, zanim się wygrzebał, zanim co, dostał zapalenia płuc i w malignie się wygadał.Krzyczał „nie wierzę w ciebie, precz ode mnie”, krzyczał „precz, ty, taka owaka”.- W malignie krzyczał „taka owaka”? - zdziwiła się Tereska.- No nie, krzyczał dokładniej, ale fotograf mi tego nie powtórzył, bo nie chciał się wyrażać.Dużo krzyczał.„Zgiń, przepadnij” i „a kysz”, i „wieczne odpoczywanie”.Cały szpital podobno słuchał z szalonym zainteresowaniem.Kobrę zgasili, żeby go nie zagłuszała.- Wynika z tego, że duch jest rodzaju żeńskiego - zauważył Januszek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]