[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oczywiście, proszę pana.- Chcę, żeby wyłączono w nich światła.Nie chcę ryzykować, że zostanę oślepiony światłem prosto w oczy.Rozumie pan?- Zaraz otrzymają polecenia - policjant pobiegł i przekazał wiadomość oficerowi.Martinho podszedł do ciężarówki, wziął rozpylacz, sprawdził cylinder z ładunkiem, wyjął go i wziął następny z przegródki przy drzwiach.Umieścił ładunek w komorze i znowu sprawdził.- Trzymajcie tu butlę, dopóki nie unieruchomimy tego stwora - polecił - Potem o nią zawołam.Yierho wytoczył tarczę.Była to dwucentymetrowej grubości płyta z kwasoodpornego magnaszkła zamocowana na dwukołowym, ręcznym wózku.Rozpylacz został umieszczony w wąskim wycięciu po prawej.Bandeirante w ciężarówce podał na zewnątrz dwa srebrnoszare kombinezony ochronne z tkaniny pokrytej śliską, kwasoodporną warstwą.Martinho wślizgnął się w jeden z nich i sprawdził zapięcia.Yierho wziął drugi.- Do tarczy możesz użyć Thomego - powiedział Martinho.- Thome nie ma dość doświadczenia, szefie.Martinho skinął głową i zaczął sprawdzać bomby z foamalem oraz pozostałe wyposażenie.W siatce na tarczy zawiesił dodatkowe cylindry z ładunkami.Wszystko to zostało wykonane szybko i w milczeniu, ze zręcznością świadczącą o dużej wprawie.Tłum za ciężarówką ucichł.Wszyscy czekali w napięciu.- Wciąż siedzi na fontannie, Szefie - zameldował Vierho.Ujął dźwignię kontrolującą ruchy tarczy i wjechał na ozdobny bruk.Prawe koło zatrzymało się na błękitnym hiskowatym karku mozaikowego kondora.Martinho zamocował rozpylacz w przeznaczonej nań szczelinie i rzekł:- Byłoby łatwiej, gdybyśmy mieli to tylko zabić.- Te skurczybyki są szybkie jak sam Diabeł - odparł Yierho.- Nie podoba mi się to, szefie.Gdyby to obiegło dookoła tarczy.wymownie przesunął palcem po rękawie swego ochronnego kombinezonu.- To tak, jakby kawałkiem gazy próbować zatrzymać rzekę.- No więc, niech się to nie stanie.- Będę się starał, szefie.Yierho zablokował tarczę i pobiegł do ciężarówki.Za chwilę wrócił z latarką zwisającą mu u pasa.- Chodźmy - rzekł Martinho.Yierho zwolnił blokadę wózka i uruchomił silniczki.Rozległ się słaby szum.Przesunął o dwa ząbki dźwignię regulacji szybkości.Tarcza popełzła naprzód, wspinając się na krawężnik opasujący trawnik.Ze stworzenia przy fontannie wytrysnął łukiem strumień kwasu skrapiając trawę metr przed nimi.Oleisty, biały dym zawrzał na trawniku i rozproszył się zwiewany na bok przez lekki wiatr.Martinho zanotował w myśli jego kierunek i dał znak, by tarczę zwrócić pod wiatr.Zatoczyli łuk w prawo.Kolejny strumień kwasu poleciał prosto w ich stronę, padając w identycznej odległości.- Ono chce nam coś powiedzieć, Szefie - zażartował Yierho.Powoli zbliżali się, przecinając jedną z plam zżółkłej trawy.Od fontanny znów bryzgnął strumień opalizującej cieczy.Yierho pochylił tarczę do tyłu.Kwas rozprysnął się na trawie i spłynął po szkle.Ich nozdrza wypełnił gryzący zapach.Mrukliwe „Aaaachchchch” rozległo się wokół placu.- Pan wie, Szefie, że ci idioci stoją za blisko - mruknął Yierho.- Gdyby to coś miało strzelić.- Wtedy ktoś powinien strzelić gumową kulą - odparł Martinho - Fin i a ‘chigua.- Fini okaz doktora Chen-Lhu - rzekł Yierho - Fini dziesięć tysięcy cruzados.- Tak - stwierdził Martinho.- Nie wolno nam zapominać, dlaczego podejmujemy to ryzyko.- Mam nadzieję, że nie wierzy pan, że robię to dla idei - odparł Yierho.Przesunął tarczę o następny metr do przodu.Tam gdzie trafił kwas zaczęło się tworzyć mgliste pole.- Nadżarło magnaszkło! - zawołał ze zdumieniem Vierho.- Pachnie podobnie do kwasu szczawiowego - rzekł Martinho.- Musi być jednak dużo mocniejszy.Zwolnij teraz.Chcę mieć pewny strzał.- Dlaczego nie spróbuje pan z bombą pianową?- Yierho do jasnej cholery!- Ach prawda; woda.Zapomniałem szefie.Stworzenie zaczęło pełznąć wzdłuż fontanny w prawo.Yierho obrócił tarczę, by osłonić ich przed tym manewrem.Stworzenie zatrzymało się i wróciło na poprzednie miejsce.- Poczekaj chwilę - polecił Martinho.Znalazł na szkle czyste miejsce i przyglądał się poczwarce.Ona przesuwała się w tył i przód, wyraźnie widoczna na tle fontanny.Przypominała swojego miniaturowego imiennika niczym rozdęta karykatura.Posegmentowane ciało było podtrzymywane przez wielostawowe nogi, wygięte łukowato na zewnątrz i zakończone mocnymi, chwytnymi pazurkami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]