Home HomeFrank J. Williams, William D. Pederson Lincoln Lessons, Reflections on America's Greatest Leader (2009)Frank Cass Britain and Ballistic Missile 1942 2002Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House HarkonnenDikotter Frank Wielki głódAccess 2000 Księga ekspertaEco Umberto Wachadlo Foucaulta (2)DavCrichton Michael Trzynasty WojownikMakuszynski Kornel Dziewiec kochanek kawalera Dorn (2)IGRZYSKA ÂŚMIERCI 03 Kosogłos
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bestwowgoldca.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Taraza wskazała na pustynię, rozpościerającą się poza otaczają­cym miasto-muzeum kanatem.- On tam wciąż jest, Daro.Jestem tego pewna.- Odwróciła się, by spojrzeć w oczy Odrade.- A Sheeana z nim rozmawia.- Tak często kłamał.- Ale nie kłamał, mówiąc o swoim własnym wcieleniu.Pamię­tasz, co powiedział: "Każda zrodzona ze mnie cząstka będzie niosła zawartą w sobie część mojej świadomości, zagubioną i bezradną - kropelkę mnie, po omacku pełznącą w piasku, pochwyconą przez nie kończący się sen".- Lwią część swojej wiary opierasz na potędze tego snu - zauwa­żyła Odrade.- Musimy przywrócić plan Tyrana! Co do joty!Odrade westchnęła, ale nie odezwała się.- Nigdy nie lekceważ potęgi idei - powiedziała Taraza.- Atrydzi zawsze mieszali rządzenie z filozofią.A filozofia zawsze jest niebez­pieczna, bo pomaga w tworzeniu nowych idei.Odrade milczała- Czerw nadal nosi to w sobie, Daro! Wszystkie siły, które rozpę­tał, są wciąż w nim obecne.- Starasz się przekonać mnie czy siebie samą, Taro?- Mszczę się na tobie, Daro.Tak samo jak Tyran wciąż odkuwa się na nas.- Za to, że nie jesteśmy tym, czym powinnyśmy? O, idzie już Sheeana i reszta.- Język czerwia, Daro.To jest ważne.- Skoro tak mówisz, Matko Przełożona.Taraza posłała wściekłe spojrzenie za Odrade, odchodzącą, by po­witać przybyłych.Odrade była ostatnio niepokojąco ponura.Obecność Sheeany wkrótce przywróciła Tarazie poczucie sensu swoich starań.Bystra mała.Bardzo dobry materiał.Poprzedniego wieczoru Sheeana pokazała im swój taniec w wielkiej sali muzealnej, na tle tkanej zasłony.Egzotyczny taniec na tle egzotycznego gobelinu z przyprawowego włókna, przedstawiającego pustynię i czerwie.Zdawała się niemal być częścią zasłony, małą figurką wystającą spo­między stylizowanych wydm i przecinających je, drobiazgowo od­malowanych czerwi.Taraza przypomniała sobie nagle rozsypane w piruecie ciemne włosy Sheeany, wirujące rozwichrzonym półko­lem.Padające z ukosa światło podkreślało ich rudawy połysk.Dziew­czyna miała zamknięte oczy, ale na twarzy nie malował się spokój.Podniecenie zdradzał namiętny wyraz pełnych ust, rozdęte nozdrza, wysunięty w przód podbródek.W ruchach przejawiało się wewnętrz­ne wyrafinowanie, kłócące się z dziecinnym wyglądem."Ten taniec jest jej językiem - myślała Taraza.- Odrade ma rację.Patrząc na nią, nauczymy się go."Waff wydawał się tego ranka pogrążony w zadumie.Trudno było stwierdzić, czy jego oczy patrzą na zewnątrz, czy do środka.Obok niego szedł Tuluszan, przystojny, smagły Rakianin, repre­zentant kapłanów w dzisiejszym "świętym wydarzeniu".Taraza po­znała go na pokazie tańca i była oszołomiona faktem, że chociaż Tu­luszan nigdy nie mówił "ale", to jednak słowo to wisiało nad każdym zdaniem, które wypowiadał.Ideał biurokraty.Mógł przypuszczać, że zajdzie daleko, ale jego oczekiwania miały się wkrótce rozwiać.Tara­za wiedziała o tym, lecz nie współczuła mu.Tuluszan był smarka­czem o delikatnej buzi, zbyt młodym na to, by piastować tak odpowiedzialne stanowisko.Oczywiście, pozory nie świadczyły o wszy­stkim.Ale chwilami obiecywały zbyt wiele.Waff przeniósł się na skraj ogrodu, pozostawiając Odrade i Sheeanę z Tuluszanem.Młody kapłan był, naturalnie, zdolny do dużego wysiłku.To tłu­maczyło, dlaczego wydelegowano go na tę eskapadę.Dla Tarazy oznaczało zaś, że osiągnęła już odpowiedni poziom tajonej wściekło­ści.Nie sądziła jednak, by którakolwiek z kapłańskich frakcji ośmieliła się skrzywdzić Sheeanę."Będziemy blisko Sheeany" - pomyślała.Miały za sobą pracowity tydzień, który upłynął od czasu demon­stracji seksualnych osiągnięć dziwek.Bardzo męczący tydzień, pra­wdę mówiąc.Odrade każdą chwilę poświęcała Sheeanie.Taraza wo­lałaby wprawdzie, żeby jej edukacją zajęła się Lucilla, ale brało się to, co było pod ręką, a do tego szkolenia Odrade z pewnością była najle­psza na Rakis.Znów spojrzała w pustynię.Czekali na ornitoptery z Kin, na pokładzie których mieli się znajdować Bardzo Ważni Obser­watorzy.Bardzo Ważni Obserwatorzy nie byli jeszcze spóźnieni, ale na pewno pojawią się w ostatniej chwili, jak tacy ludzie mają w zwy­czaju.Edukacja seksualna Sheeany postępowała dobrze, choć Taraza niezbyt wysoko ceniła męskich nauczycieli zakonu, dostępnych na Rakis.Wezwała jednego z nich do siebie pierwszej nocy po przylocie.Uznała później, że szkoda było fatygi na tę odrobinę radości i zapo­mnienia, której doznała.Poza tym, cóż takiego miałaby chcieć zapo­mnieć? Zapomnienie oznaczało przyznanie się do słabości.Nigdy nie zapominać!To właśnie robiły te dziwki.Kupczyły zapomnieniem.I w naj­mniejszym stopniu nie zdawały sobie sprawy, że silna jak nałóg wła­dza Tyrana nad losem ludzkości trwa nadal.Ani z tego, że nadszedł już czas wyrwać się z tych objęć.Dzień wcześniej Taraza podsłuchała rozmowę Sheeany z Odrade."Co właściwie chciałam usłyszeć?" - zastanowiła się.Dziewczynka i jej nauczycielka siedziały naprzeciw siebie na ław­kach w ogrodzie na dachu.Przenośny ixiański dławik zagłuszał ich słowa dla każdego, kto nie miał odpowiednio zakodowanego czytni­ka.Czarny dysk kołysał się nad ich głowami jak dziwaczny parasol, rozsyłając zakłócenia, kryjące ruchy ust i dźwięk głosów.Dla Tarazy, stojącej w długiej sali konferencyjnej, z maleńkim czytnikiem w uchu, ta lekcja była jak wspomnienie, w które wdarły się takie właśnie zakłócenia."Kiedy mnie uczono podobnych rzeczy, nikt jeszcze nie wiedział, do czego są zdolne dziwki Rozproszonych" - pomyślała."Dlaczego mówimy o złożoności seksu? - spytała Sheeana.- Męż­czyzna, którego przysłałaś mi zeszłej nocy, ciągle to powtarzał.""Wielu ludziom wydaje się, że to rozumieją, Sheeano.Być może nikt jeszcze naprawdę tego nie zrozumiał, bo umysł wymaga więcej słów niż ciało.""Dlaczego nie wolno mi posługiwać się tym, co demonstrowali Tancerze Oblicza?""Sheeano, złożoność kryje się w złożoności.Z pomocą seksu doko­nywano zarówno wielkich dzieł, jak nikczemnych.Mówimy o »sile se­ksu« i »energii seksualnej«, i o czymś takim, jak »obezwładniająca moc pożądania«.Nie zaprzeczam, że można przyglądać się czemuś takiemu, ale to, na co patrzymy, jest siłą zdolną zniszczyć ciebie i wszystko, czemu przypisujesz jakąkolwiek wartość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •