[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.164Pan WołodyjowskiPoczęła wreszcie ściągać i szlachta tak rojnie, tak tłumno, żegdyby podobnie u zagrożonych granic Rzeczypospolitej stawała,nigdy by ich noga nieprzyjacielska nie mogła przekroczyć.Chodziły słuchy, że elekcja będzie burzliwą, bo cały kraj byłrozdarty między trzech głównych kandydatów: Kondeusza, księciaNeyburskiego i Lotaryńskiego.Mówiono, że każda partia będzie sięstarała choćby siłą przeprowadzić swego kandydata.Niepokój ogarniał serca, dusze rozpaliły się stronniczą zawzięto-ścią.Niektórzy przepowiadali wojnę domową, a wieści te znajdowa-ły wiarę wobec olbrzymich drużyn wojennych, jakimi otaczali sięmagnaci.Ciągnęli i oni na wczesny termin, by mieć czas do praktykwszelakich.Gdy Rzeczpospolita bywała w potrzebie, gdy nieprzyjaciel ostrzedo gardła jej przykładał, nie mógł król, nie mogli hetmani więcejjak lichą garść wojska przeciw niemu wyprowadzić; teraz zaś samiRadziwiłłowie przyciągnęli - wbrew prawu i postanowieniom -z armią kilkanaście tysięcy ludzi liczącą.Pacowie równą niemal wiedli ze sobą siłę; z nie mniejszą gotowalisię potężni Potoccy; z niewiele mniejszą inne królewięta polskie,litewskie i ruskie. Kędyż zapłyniesz, skołatana ojczyzny nawo? -powtarzał coraz częściej ksiądz Olszowski, ale on sam prywatę miałw sercu; o sobie i potędze domów własnych myślało tylko zepsute,z małymi wyjątkami, do szpiku kości możnowładztwo, gotowew każdej chwili wzniecić wichurę wojny domowej.Tłumy szlachty rosły z każdym dniem i znać już było, że gdypo sejmie sama elekcja się pocznie, przerosną choćby największąmoc magnacką.Ale i te tłumy niezdolne były szczęśliwie nawąRzeczypospolitej na ciche wody pokierować, bo głowy ich pogrążo-ne były w mroku i ciemności, a serca przeważnie popsute.Więc elekcja zapowiadała się potwornie i nikt nie przewidywał,że wypadnie tylko nędznie, bo prócz pana Zagłoby ci nawet, którzypracowali dla Piasta , nie mogąc odgadnąć, o ile im bezmyślność165Henryk Sienkiewiczszlachecka i praktyki magnackie pomogą, niewiele mieli nadziei, bymogli przeprowadzić takiego, jak książę Michał, kandydata.Leczpan Zagłoba pływał w tym morzu jak ryba.Z chwilą rozpoczęciasejmu zamieszkał stale w mieście i w dworku Ketlingowym bywałtylko o tyle, o ile zatęsknił czasem za swoim hajduczkiem, lecz żei Basia wielce z powodu Krzysinego postanowienia straciła na we-sołości, zabierał ją czasem pan Zagłoba do miasta, aby się mogłarozerwać i oczy widokiem bazarów rozweselić.Wyjeżdżali zwykle z rana, a odwoził ją pan Zagłoba nieraz póz-nym dopiero wieczorem.Po drodze i w samym mieście cieszyło sięserce dziewczynine widokiem rzeczy i ludów nieznanych, tłumówróżnobarwnych, wojsk pysznych.Wówczas oczy jej poczynały świecić jak dwa węgielki, głowaobracała się jak na śrubkach; nie mogła się napatrzeć, naoglądaći zasypywała pana Zagłobę tysiącami pytań, on zaś rad odpowiadał,bo mógł przez to swe doświadczenie i uczoność okazać.Nieraz teżi grzeczna kompania wojskowych otaczała skarbniczek, w którymjezdzili; podziwiało wielce rycerstwo Basiną urodę, bystrość dow-cipu i rezolutność, a pan Zagłoba jeszcze im zawsze historię Tataraustrzelonego kaczym śrutem opowiadał, by ich do reszty w osłupie-niu i zachwycie pogrążyć.Pewnego razu wracali bardzo pózno, bo im cały dzień oglą-danie pocztów pana Feliksa Potockiego zajęło.Noc była widnai ciepła; nad łąkami porozwieszały się białe tumany.Pan Zagłoba,lubo zawsze ostrzegał, że przy takim zbiorowisku ludzi służebnychi żołnierstwa pilną trzeba zwracać uwagę, by na hultajów nie trafić,zasnął był mocno; drzemał i woznica, sama tylko Basia nie spała,bo przez głowę przesuwało się jej tysiące obrazów i myśli.Nagle douszu jej doszedł tupot kilku koni.Więc pociągnąwszy pana Zagłobęza rękaw rzekła:- Jezdzcy jakowiś sadzą za nami!- Co? jak? kto? - spytał zaspany pan Zagłoba
[ Pobierz całość w formacie PDF ]