Home HomeDicker Joel Prawda o sprawie Harry'ego QuebertaHarry Eric L Strzec i bronic (SCAN dal 714)Rowling J K Harry Potter i wiezien AzkabanuJ. K. Rowling 4 Harry Potter i Czara OgniaJ. K. Rowling Harry Potter i czara ognia 4ÂŚw. Jan od Krzyża – DZIEŁA WSZYSTKIEHarry Eric L Strzec i bronic (2)Flawiusz Jozef Wojna ZydowskaFarmer Philip Jose Przebudzenie kamiennego boga (2Astolphe de Cuistine Listy z Rosji
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oknapcv.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Kiedy ognisko było dobre i gorące, do rozżarzonego popio­łu wrzuciłem owoce dendronu.Tamci poruszyli się z boku na bok, kiedy dym z ogniska powiał w ich stronę, ale obudzili się naprawdę dopiero po tym, gdy rozłupałem pierwszy owoc.Skórka zrobiła się czarna, miałem więc nadzieję, że jest gotowy.Rozszedł się mocny, ostry aromat pieczonego mięsa i w jednej chwili wszyscy się rozbudzili.- Mniam, mniam - powiedziałem gryząc pachnący kęs.- Moje podziękowania dla genetyków, którzy to wymyślili.Pokarm dla smakoszy - i rośnie na drzewie.Gdyby nie mieszkańcy, Liokukae byłaby rajem.;Zjadłszy śniadanie poczuliśmy się względnie po ludzku i przekazałem im komunikat.- Mam kontakt z okiem na niebie.Grupa nomadów · sunie w naszą stronę.Pomyślałem, że lepiej niech oni tu przyjdą niż my do nich.Czy jesteśmy już gotowi na spotkanie z nimi? :Nastąpiły szybkie skinienia głowami, bez niepewnych spojrzeń ku mojej uciesze.Stingo podniósł siekierę nad głowę i powiódł dookoła groźnym wzrokiem.- Gotowi jak zawsze.Mam jedynie nadzieję, że ci okażą się bardziej przyjaźni niż pierwsza zgraja.- Tylko w jeden sposób można się przekonać.- Trzy­krotnie mocno zagryzłem zęby.- Gdzie są teraz Fundamentaloidzi?- Przechodzą trochę na północ od was - za tymi krzaka­mi na lekkim wzniesieniu.- A więc, idziemy.Torby na ramię, broń w pogotowiu, trzymać kciuki.Naprzód!Zaczęliśmy bez pośpiechu wspinać się na zbocze góry, weszliśmy w zarośla - i stanęliśmy jak wryci na widok przechodzącego wolno stada.- Kozłowce - powiedziałem.- Zmutowane krzyżówki kozła z owcą, o którym nam mówili.- Kozłowce -zgodziła się Madonetka.-Ale nie powie­dzieli, że są takie ogromne! Nie sięgam im nawet do brzucha.- Faktycznie -przyznałem.-To jeszcze nie wszystko.Są tak duże, że nadają się do jazdy.I jeśli się nie mylę, zostaliśmy dostrzeżeni, a ci trzej jeźdźcy galopują w naszą stronę.- Wymachując bronią - zauważył ponuro Stingo.-Znowu się zaczyna.ROZDZIAŁ 10Pędzili ku nam z łoskotem, wywijając mieczami i wzbija­jąc ostrymi, czarnymi kopytami chmury pyłu.Kozłowce miały wstrętne małe ślepia i paskudne zakrzywione rogi -oraz coś bardzo podobnego do kłów.Nie pamiętam, żebym widział kiedyś owcę czy kozła z kłami, ale zawsze musi być ten pierwszy raz.- Ustawcie się w szyku i przygotujcie broń! - zawoła­łem unosząc miecz nad głowę.Ubrany na czarno, najbliższy jeździec szarpnął gwał­townie cuglami i jego kosmaty wierzchowiec znieruchomiał.Mężczyzna spiorunował mnie wzrokiem zza gęstej, czarnej brody i przemówił imponująco głębokim basem.- Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.Tak zostało napisane.- Mówisz o sobie? - spytałem nie opuszczając broni.- Jesteśmy spokojnymi ludźmi, bezbożniku, ale broni­my naszych stad przed niezliczonymi bandami kłusow­ników.Mógł mówić prawdę; musiałem zaryzykować.Wbiłem miecz w piach i cofnąłem się.W każdej chwili byłem jednak gotów po niego sięgnąć.- My też należymy do spokojnych ludzi.Lecz chodzimy z bronią dla własnej ochrony w tym ohydnym świecie.Zastanowił się przez chwilę nad moimi słowami i podjął decyzję.Wsunął miecz do skórzanej pochwy i zeskoczył na ziemię.Bestia z miejsca rozdziawiła paszczę - to jednak b y ł y kły - i chciała go ugryźć.Prawie nie zwrócił na to uwagi, zacisnął po prostu pięść i szybkim hakiem trafił bydlę pod szczękę.Zwierz kłapnął paszczą i zrobił krót­kiego zeza.Nie był też zanadto pamiętliwy, bo gdy jego ślepia wróciły na swoje miejsce, całkowicie zapomniał o jeźdźcu.Ten zaś stanął przede mną.- Nazywam się Arroz con Pollo, a to są moi towarzy­sze.Zostaliście oszczędzeni?- Nazywam się Jim di Griz, a to jest moja kapela.I nie wierzę w banki.- Co to są banki?- Miejsce, gdzie się oszczędza.Fedha.- Niewłaściwie mnie zrozumiałeś, Jimie z di Grizów.To twą duszę należy oszczędzić - a nie twoje fedha.- Ciekawa kwestia teologiczna, Arrozie z con Pollów.Musimy ją dogłębnie omówić.Co powiesz na to, byśmy odłożyli broń i ubili trochę piany? Odłóżcie - krzyknąłem.Arroz dał znak dwóm kompanom i wszyscy poczuliśmy się dużo lepiej, kiedy miecze opadły do pochew, a topory do nóg.Pierwszy raz przeniósł wzrok ze mnie na moich towarzyszy.I wstrzymał oddech, zbladł pod opalenizną, przysłaniając sobie oczy dłonią.- Nieczyści - jęknął.- Nieczyści.- No cóż, trochę ciężko o kąpiel na szlaku - zauważy­łem.Nie dodałem, że sam też nie wyszedł prosto spod prysznica.- Nie na ciele; na duszy.Czyż nie ma wśród was naczynia zepsucia?- Mógłbyś się wyrażać nieco jaśniej?- Czy ta.osoba.to k o b i e t a? - zapytał nie odrywając dłoni od twarzy.- Była kobietą, kiedy ostatnio ją widziałem.- Przesu­nąłem się na bok, trochę bliżej miecza.-A czym jest według ciebie?- Niech zakryje sobie twarz, aby ukryć nieczystość, i łydki, by nie wzbudzać pożądania w męskich sercach.- To jakiś szajbus - oznajmiła ze wstrętem Madonetka.Facet warknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •