[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeciego dnia jednak Naikeri zboczyła ze szlaku i poprowadziła przez brzezinę na szczycie wzgórza, dotarli do gęstwy tak wielkiej, że z trudem torowali sobie w niej drogę.U stop wzniesienia wyjrzeli ostrożnie zza krzaków.Przed nimi leżała rozległa dolina porośnięta głównie trawą, na której wypasały się doglądane przez chłopców stada bydła.W pobliżu spał mężczyzna, topór i tarczę trzymał pod ręką.Dalej widniał kształt jakiejś okrągłej budowli.- Yerni - powiedziała Naikeri.- Muszą być z teuty Der Daka, bo to najbliżej, w tamtym kierunku.Jego ludzie kręcą się po równinie wkoło grodziska.Gdyby nas tu zauważono, rychło by o tym wiedział i musiałbyś walczyć ze wszystkimi, skoro nie przybyłeś, żeby pohandlować.Nie lubią, gdy ktoś obcy stąpa po ich ziemi.- Musimy dotrzeć do grodziska nie zauważeni, żebym mógł wyzwać ich byka na pojedynek.Jak to zrobić?- Musimy wędrować nocą.Dopóki omijali rzadko rozrzucone domy i zagrody, dopóty wykrycie im nie groziło.Raz pies ich obszczekał, ale psy szczekają przy byle okazji i nic z tego nie wynikło.Potem zza horyzontu wyłonił się sierp księżyca i łatwiej było im wynajdywać krowie ścieżki.Naikeri była tu już kiedyś za dnia i brak dziennego światła zdawał się nie być dla niej żadną przeszkodą.Dobrze przed świtem wskazała na kolisty mur wyrastający przed nimi na równinie.- Dun Der Dak - powiedziała.Pod osłoną parowu i kurhanów dopełzli do grodziska na odległość rzutu włócznią.Grodzisko było otoczone pełną śmieci fosą, suchą jednak i będącą niegdyś źródłem surowca do budowy wysokich na wzrost męża murów, które lśniły jasno w blasku księżyca.Na kredowobiałym fundamencie wzniesiono drewnianą część umocnień, Ason widział zarys stromego dachu i mrocznych ścian.- Zewnętrzny krąg to mieszkania wojowników - powiedziała Naikeri, wskazując na budynek.- Wchodzi się do nich ze szczytu obwałowania.Bydło trzymają wewnątrz grodziska, kobiety i dzieci mieszkają również po tej stronie pierścienia.- Czy to jedyne wejście? - spytał Ason, wskazując na przerzuconą nad rowem kładkę wiodącą do bramy.- Tak.Zamykają ją mocno na noc, aby bydło nie uciekło.Der Dak mieszka nad samą bramą.Ason chrząknął i usadził się wygodnie, miecz położył obok.Miał zamiar czuwać aż do świtu.9.Gdy pierwsze szare światło zaczęło rozpraszać mrok, Ason wyjął z tobołka ozdoby zabrane poległym Yernim.Założył największą obręcz i na modłę tubylców zawiesił sobie na szyi brązowy sztylet.Naikeri dała mu hełm, który przetarła w nocy piaskiem, tak że lśnił teraz jak nowy.W lewą rękę młodzieniec wziął tarczę, miecz w prawą i stanął przed grodziskiem.- Zostań tutaj, lepiej, żeby cię nie widzieli - nakazał dziewczynie, zerkając przez ramię.- Gdybym zginął, wrócisz i powiesz innym, co się stało.Jeśli wygram, sam wyślę kogoś z wiadomością.Tak czy inaczej, siedź w ukryciu i czekaj, aż zawołam cię po imieniu.Bohater w towarzystwie jednej tylko kobiety wzbudzi raczej śmiech, a nie strach.Trwał nieruchomo i nie oglądał się więcej, tylko czekał, aż słońce wzbiło się ponad horyzont.Z grodziska dolatywać zaczęły odgłosy porannej krzątaniny, widać było poruszające się postacie.Z nagim mieczem w dłoni ruszył naprzód, sam przeciwko wszystkim wojownikom grodziska.Zauważono go dopiero, gdy był ledwie kilka kroków od wejścia.Jakaś kobieta w towarzystwie podrostka podnosiła właśnie rygle bramy, by wypuścić bydło na pastwiska.Ujrzała przybysza i pisnęła.Ason zatrzymał się.- Der Dak! - wrzasnął ile sił w płucach.- Der Dak!Kobiety i chłopcy uciekli z krzykiem.Ruch zrobił się w grodzisku.Niby wiewiórki z dziupli, wojownicy zaczęli wyglądać ze swych wysoko położonych kwater.Jakiś pies, ciemnowłose, wielkie i zębate bydlę wyczuło zapach Asona i pobiegło ku niemu ujadając.Jeden ruch miecza zmienił psa w bezwładny, krwawy ochłap.- Wyłaź, Der Dak! - zawołał znów Ason.- Chcę cię zabić, jak zabiłem właśnie twego psa.Z tobą będzie łatwiej.Jesteś tchórzem ulepionym z gówna, jesteś babą kryjącą swą płeć w ukradzionej przepasce ze skóry kozła.Wyłaź i staw czoło Asonowi, mężowi, który cię zabije.Z najbliższego otworu drzwiowego doleciał ryk złości tak głośny, że aż przebił się przez ogólny harmider.Der Dak chwycił się framugi i wyjrzał na światło dzienne.Włosy miał sztywne i pobielone, wąsy białe, długie do ramion.Właśnie obudził się, był jeszcze nagi.- Kto tam doprasza się szybkiej śmierci?- Jestem Ason, Mykeńczyk, pierwszy syn króla Pe-rimedesa.Wyłaź, morderco mych braci i stawaj do walki z kimś, kto przybył po twe życie.Wyłaź, tchórzu, wyłaź na spotkanie śmierci.Der Dak bliski był zadławienia, tak intensywnie pluł śliną i przeklinał.Zawrócił pędem, by przygotować się do walki.Ason nie zwracał uwagi na pozostałych, ale Naikeri obserwowała ich pilnie z ukrycia.Wojownicy gromadzili się z wolna na blankach, większość z bronią, ale żaden nie wyglądał na skorego do bitki.Wrzeszczeli głośno i przepychali się, by zająć jak najlepsze miejsce, ale nie zamierzali się wtrącać.Perspektywa nieoczekiwanego widowiska budziła w nich żywą radość, poganiali kobiety, by przyniosły im miód do picia.Wrzasnęli pod niebiosa, gdy Der Dak pojawił się z tarczą, wielkim, kamiennym toporem i zeskoczył na ziemię.Wtedy dopiero Ason ujrzał, co wódz nosi na głowie.Był to mykeński hełm.Powygniatany i zaniedbany, z postrzępionym pióropuszem, ale nadal mykeński.W ręce wodza trafić mógł tylko w jeden sposób: jako zdobycz po masakrze w kopalni.Może należał niegdyś do Lycosa, może do kogoś innego.Der Dak warknął i ruszył do walki.Zbudowany był potężnie, w zasadzie dorównywał w tym Asonowi.Stoczył już wiele walk i zabił wielu mężów, których głowy wisiały teraz nad jego drzwiami.Miał topór dwukrotnie większy niż inni wojownicy i dość siły, by nim władać.Gdyby Ason osłonięty był zbroją, mógłby nie przejmować się takim orężem, po prostu poczekałby, aż przecwinik podejdzie blisko i rozpłatałby go na dwoje.Jednak tym razem to Der Dak był w lepszej sytuacji, miał brązowy hełm i tarczę, jedno i drugie niepodatne na cios miecza.Ason ciął, ale tarcza odtrącała miecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]