[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Robbie Shaw wrzasnął i upadł na ziemię.Dosięgła go kula.Troy ruszył w jego kierunku, ale zatrzymał się, kiedy zobaczył, że pierwszy mężczyzna podniósł się z ziemi.Chciał walczyć dalej, mimo iż zataczał się z bólu.Wyjął z pochwy wielki nóż myśliwski, zacisnął mocno dłoń na jego rękojeści i ruszył na Troya.Troy wycelował w niego rewolwer i pociągnął za spust - niestety broń była jednostrzałowa.Cisnął nim w twarz mężczyzny, ale ten po prostu go odtrącił i przeklinając głośno, nacierał dalej.Troy cofał się wpatrzony w ostrze noża.Nie zauważył kamienia; potknął się i upadł.Przeciwnik runął na niego.Nagle rozległ się cichy trzask, jakby ktoś złamał patyk.Troy zobaczył w czole mężczyzny ciemną dziurkę, z której powoli zaczęła wypływać krew.Napastnik był martwy.Oszołomiony spojrzał na Shawa, który leżał, opierając się na łokciu; w ręce trzymał mały, dymiący jeszcze rewolwer.- Pieprzniczka - powiedział Shaw, próbując się uśmiechnąć, kiedy wkładał rewolwer z powrotem do kieszeni kamizelki.- Dwa bębenki, na górze i na dole, dwa strzały.Nigdzie się bez niej nie ruszam.Takie napady.są częste.w dzisiejszych czasach.Wykrzywił z bólu twarz.Troy zobaczył krew spływającą po nogawce spodni.Szybko wstał, starając się nie nadepnąć na zwłoki, podszedł do ciała drugiego napastnika, zdjął z niego szeroki skórzany pas i mocno zacisnął go na nodze Shawa.- To wygląda jak w sklepie rzeźniczym - powiedział Robbie Shaw.- Dwóch nie żyje, jeden ranny.Odwaliłeś kawał dobrej roboty.Tak ich załatwić bez broni.- Ty też się nie oszczędzałeś razem z tym twoim rewolwerem.Myślałem, że jesteś dziennikarzem, człowiekiem pokoju.- Jestem nim, ale chcę przeżyć.Byłem korespondentem wojennym podczas wojen z Indianami.Gorzej może być tylko w piekle.To była moja pierwsza praca w tym kraju i właśnie wtedy nauczyłem się strzelać.A teraz ośmielę się zapylać o twoje plany na najbliższą przyszłość.- Zajmiemy się najpierw twoją raną.Nie widać nas z drogi, więc nie musimy się martwić, że ktoś się tu przyplącze.Jeśli ktokolwiek usłyszałby te strzały, to już dawno mielibyśmy towarzystwo.Myślę, że ci dwaj śledzili nas przez dłuższy czas i czekali na odpowiednią chwilę.Nie zaatakowaliby nas, gdyby nie mieli pewności, że nikt ich nie widzi.Zajmiemy się nimi później.Najważniejsze, żeby z tobą nie było problemów.Troy włożył rękę do torby i wyjął płaskie pudełko z lekarstwami.Wziął strzykawkę napełnioną morfiną, ukrył ją w dłoni i poszedł obejrzeć ranę Shawa.Wyjął nóż i jednym ruchem rozciął nogawkę.- Nie wygląda to najlepiej - powiedział, kopiąc leżący rewolwer.- Jednostrzałowa broń ładowana przez lufę zawsze pozostawia po kuli otwór o średnicy przynajmniej pół cala.Połóż się na plecach, a ja się tym zajmę.Straciłeś dużo krwi, ale nie powinno być komplikacji.Kula naruszyła mięsień uda, ale to się szybko zrośnie.Najważniejsze, że ścięgno jest nietknięte.Troy pochylił się i wyjął strzykawkę z opakowania, zasłaniając ją swoim ciałem przed wzrokiem Shawa.Podwójna dawka nie tylko uśmierzy ból, ale również powinna go na jakiś czas uśpić.Wbił igłę w nogę i nacisnął tłoczek.- Czułem to! Co robisz? - zapytał przestraszony Shaw.- Bawię się w doktora.Powiedziałem ci, żebyś się nie przejmował.Wykopał dziurę w ziemi, zgniótł strzykawkę i zakopał ją.Zanim rozpakował apteczkę i wrócił z kolejnymi lekarstwami, Shaw leżał na wznak z zamkniętymi oczami i głośno chrapał.Troy zabrał się do pracy.Miał za sobą bogate doświadczenie w opatrywaniu ran, ale po raz pierwszy musiał całkowicie zastąpić lekarza.Zdawał sobie sprawę, że cokolwiek zrobi, by wyleczyć tę ranę, przyniesie to i tak lepszy skutek niż wizyta u najbardziej renomowanego, ale dysponującego tylko dziewiętnastowiecznymi metodami lekarza.Oczyścił miejsce wokół postrzału proszkiem z antybiotykiem i założył opaskę uciskową, która natychmiast znacznie zmniejszyła krwawienie.Zacisnął mocniej, naszpikował ranę antybiotykami i założył bandaż elastyczny.To powinno wystarczyć.Musiało wystarczyć.Nikt nie potrafiłby tego zrobić lepiej.Tutaj, na tej łące, korzystał z osiągnięć medycznych z innej epoki.Kiedy zaczęto badania nad antyseptyką? Ze szkolnych egzaminów pamiętał, że zapoczątkował je Lister w roku 1865.Zawsze miał dobrą pamięć do dat.Troy włożył do kieszeni opakowanie z tabletkami penicyliny i spakował apteczkę.Wrony krakały głośno w pobliskim zagajniku, z nieba lał się południowy żar, konie leniwie skubały trawę.Dwa trupy leżały tam, gdzie upadły.Coś trzeba będzie z nimi zrobić.Troy złapał najbliższego za buty i zaciągnął do zagajnika.To samo zrobił z drugim.Czarna chmura wron, głośno kracząc, podniosła się i odleciała.Shaw obudził się po południu.Przez dłuższą chwilę rozglądał się dookoła błędnym wzrokiem.Obok niego klęczał Troy i trzymał w ręce kubek z wodą.- Dzięki - powiedział Shaw, opróżniając kubek.Troy napełnił go ponownie i podał rannemu tabletkę penicyliny.- Połknij.To pomoże twojej nodze.Shaw zawahał się, ale wzruszył ramionami i połknął tabletkę.- Czy mi się to śniło, czy naprawdę widziałem niedawno dwóch bydlaków na koniach?- Najlepiej będzie, jeśli o nich zapomnisz.Jeżeli zgłosimy, co się tutaj stało, to będziemy mieli kłopoty z władzą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]