Home HomeChoroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrądzkiegoWitkiewicz Stanislaw Ignacy N niemyte dusze imnLem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933Lem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933 (3)Lem Stanislaw Bomba megabitowa (SCAN dal 935)Lem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadaniaLem Stanislaw Golem XIV (SCAN dal 1103)Pagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (SCANEdward Griffin World Without Cancer The Story of Vitamin B17Card Orson Scott Glizdawce (3)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pruchnik.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Na obiad zjada trzy talerze zupy, do tego kilka kromek chleba, drugie danie i kompot.Śmiejemy się z niego i namawiamy, żeby jeszcze jadł.W pokoju chłopaki dają mu swoje produkty, a on zjada wszystko i woła, żeby mu dać jeszcze, bo jest głodny.To dobrze, bo do normalnej wagi brak mu jeszcze kilku kilogramów, które przy takim jedzeniu szybko wyrówna.W pokoju nastąpiły zmiany.Wyjechał Władek i Wańka.Od jutra już „ wszyscy będą chodzili jeść do stołówki.Jurek jako ostatni z naszej grupy dostał od doktora zezwolenie na jadanie posiłków w stołówce.Cieszy się z tego, bo to mówi o poprawie zdrowia.Dotychczas, przez rok, był „stanem ciężkim” w ścisłym łóżku.Obecnie nastąpił koniec ścisłego łóżka i już będzie mógł chodzić na spacery.W stołówce Jurek zajął miejsce przy naszym stoliku - po Wańce.Dwa łóżka wolne, więc znów zmartwienie, kogo wyznaczą do naszego pokoju.Umówiliśmy się, że jeśli trafi nieodpowiedni, to tak urządzimy, że szybko sam poprosi ordynatora o przeniesienie do innego pokoju.- Wiecie, co zrobimy? Przez dzisiejszy dzień będziemy odstawiać „sztywniaków”.Dobierzemy sobie tytuły i wszyscy do siebie mówimy oficjalnie „proszę pana”.Zgadzacie się? - zapytałem.- Zgadzamy się! - odpowiedzieli, zadowoleni z propozycji.- Ty, Jurek, jaki wybierzesz tytuł? Jesteś technikiem, więc awansujemy cię na inżyniera.- Jacek też technik - mówię - ale dwóch inżynierów to za dużo.Ty bądź „panem mecenasem”.- Jak ochrzcimy Genka? Genek jest z zawodu ślusarzem narzędziowym, ale ma postawę burżuja.Genek będzie „prezesem spółdzielni” -zaproponował Jacek.- Zgoda?- Zgoda.Najstarszy, siwy, dystyngowany.Na „prezesa” się nadaje.- Ty co sobie obierasz? - zapytałem Bronka.Czort wie, już nic nie zostało.- Brak jeszcze doktora.Więc bądź „panem doktorem”.- A ty? - zapytali mnie koledzy.- Bądź „dyrektorem”.- Nie chcę.Mam lepszy pomysł.W każdej większej grupie powinien być jeden głupi.Ja będę tym głupim.Wiecie, jak to jest: Czyścić innym buta, posłać łóżka, przynieść wodę do zaparzenia kawy, podlali kwiatki, to właśnie będę robił ja.Myślę, że odstawiając głupiego nie będę musiał nawet wiele udawać.- I będziesz to robił? - wrzasnął Adam z zachwytem.- Będę, ale tylko do godziny dziesiątej wieczór.Wtedy koniec maskarady.Ale słuchaj, Adam, ty jeszcze nie masz tytułu.- Adam najmłodszy, jaki dać mu mądry tytuł? - zastanawiali się wszyscy.- Zrobimy go studentem politechniki - zaproponował Jurek.- Tylko nic się nie odzywaj; bo możesz się skompromitować.- A czy on wytrzyma tyle czasu bez przeklinania? - z powątpiewaniem powiedział Genek.- Dobrze, będę „studentem” - zgodził się Adam - i nic nie będę gadał.Raz tylko się odezwę, wtedy, jak każę mu posłać swoje łóżko - powiedział pokazując na mnie.- O rany! On mi łóżko pościele! Ale draka! - wołał z zachwytem.Tego dnia doktor wygnał nas wszystkich na werandę, a w pokoju pozostał tylko Genek, któremu w czasie dnia robiono różne badania, więc gdy przyszli nowi, nas nie było w pokoju.Co pewien czas jeden z nas wychodził z werandy, żeby sprawdzić, czy już są nowi.- Jeden już jest - powiedział Adam wracając na werandę.- „Kitajec”, młody, z tym kłopotu mieć nie będziemy.- Jest i drugi - informuje Jacek, który po godzinie poszedł i zajrzał do pokoju.- Niestary, może ma trzydzieści pięć lat i chyba nie pierwszy raz w sanatorium, bo porusza się z dużą pewnością siebie.Już go tam Genek egzaminuje.Wkrótce z kocami i poduszkami wróciliśmy z werandy.Każdy utrzymuje powagę, tylko ja wciąż się śmieję, patrząc na ich sztuczne miny.Adam rzucił koce na łóżko i z trudnością powstrzymując śmiech wyszedł z pokoju.- A ja się mogę śmiać! - powiedziałem raptem głośno.Dla nie wtajemniczonego mogło to wyglądać głupio, jak mówią: „ni w piętę, ni w oko, tu za nisko, tam za wysoko”, do niczego nie pasuje.- Panie prezesie - zapytał grzecznie Jacek - napijemy się kawki? - To już może dopiero po kolacji, panie mecenasie?- Ja mam ochotę teraz.- A pan się napije; panie inżynierze?- Owszem - odpowiedział Jurek.A zwracając się do mnie powiedział: - Skocz do łazienki, przyniesiesz trzy garnuszki wody i zaparz nam kawy.- Panie mecenasie - zapytałem z głupią miną - a dla siebie mogę przynieść wody?- Dla ciebie szkoda kawy i tak się na niej nie znasz, ale niech już będzie, przynieś i dla siebie.Tylko pospiesz się.Złapałem cztery garnuszki i szybko pobiegłem do łazienki, a po chwili już wróciłem z wodą.Gdy kawa była zaparzona, „mecenas, inżynier i prezes” wiedli przy stole, a ja piłem swoją kawę siedząc na swoim łóżku.- Patrz, pan Adam nie posłał łóżka - zwrócił się do mnie Genek.- Zaraz pościelę, proszę pana, tylko może wpierw wypiję kawę - powiedziałem.Po wypiciu kawy posłałem Adamowi łóżko i dodatkowo jeszcze poprawiłem łódko „prezesa”, mówiąc, że nierówno rozłożył koce.- A kwiatki na balkonie podlałeś? - zapytał Jurek.Nie, ale zaraz podleję.Wypadłem z pokoju i po chwili wróciłem z wiadrem wody.Gdy nowy wyszedł z pokoju, wtedy wszyscy ulżyli sobie, bo mogli się serdecznie śmiać z miny nowego, który obserwował nas w milczeniu i na pewno zastanawiał się, w jakie to wpadł „drętwe” towarzystwo.Genek szybko informował nas, że nowy ma na imię Wacek, jest trzeci raz w sanatorium, mieszka w Skierniewicach, z zawodu krawiec.- Mówiłem mu poważnie - powiedział Genek - że w naszym pokoju jest dobrane towarzystwo, sami kulturalni ludzie.Nikt tu nie zaklnie, nikt nikomu złego słowa nie powie, tylko z jednym mamy trochę kłopotu, bo głupi.Ale nieszkodliwy.Łóżka nam ściele, jak trzeba, to zrobi porządek w pokoju, a jak go poprosić, to nawet buty oczyści.Nie wolno go tylko zdenerwować, bo jak wpadnie w złość, to mógłby bić.- Damy sobie chyba z nim radę - odpowiedział Genkowi nowy.- Gdy wyszedłeś po wodę na kawę - mówił dalej Genek -zapytał mnie, który to jest ten głupi.„To pan nie zauważył?” - zapytałem.- „Chyba ten gruby”.- „No widzi pan, przecież jemu wystarczy spojrzeć w oczy, już widać w nich wariata”.- A nie mówiłem wam, że ja nawet wiele nie muszę udawać - odpowiedziałem zadowolony, że ze mnie taki dobry wariat.Po kolacji Adam z poważną miną podał mi swoje sztućce prosząc, żebym mu je umył.Wziąłem bez słowa, wyszedłem z pokoju, a po chwili wróciłem i oddałem Adamowi.Ten popatrzył na sztućce, a potem na mnie, lecz nic nie powiedział, że otrzymał.takie same brudne, jak dał.„Kitajec” patrzył na nasze błaznowanie obojętnie.Nie orientował się w sytuacji i uważał ją za normalną.Tak nam później mówił.,„Kitajec” to koreański student, studiujący w Warszawie.Na imię miał „Kim”, a my nazywaliśmy go zdrobniale: „Kimek”.Po godzinie dziesiątej, gdy już zgaszono światła, Adam zwrócił się do mnie tonem rozkazu, żeby mu przynieść herbaty, którą wieczorem, w bańce, wystawiono na korytarz, przy kuchence.- Przynieś sobie sam - odpowiedziałem ostro.- Co ty sobie myślisz? ­zapytałem.- Jak długo można być głupim? Już po dziesiątej.Adam przesłał mi „wiązankę” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •