Home HomeChoroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrądzkiegoWitkiewicz Stanislaw Ignacy N niemyte dusze imnLem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933Lem Stanislaw Swiat na krawedzi (SCAN dal 933 (3)Lem Stanislaw Bomba megabitowa (SCAN dal 935)Lem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadaniaLem Stanislaw Golem XIV (SCAN dal 1103)Pagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (SCANLukasinski Walerian PamietnikPotocki.Jan Rękopis.znaleziony.w.Saragossie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lwy.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .I tak przechodziły nam dnie.W południe zamienialiśmy się obiadami.Brałem od niego różne smakołyki, a w zamian oddawałem swoje, na które z zasady składał się chleb razowy, do tego gotowany boczek wędzony, słonina solona, masło i cebula lub kawał "szynki" kaszanej.W pracy coraz serdeczniejsze stosunki między Leszkiem i pracownikami naszej grupy, a wieczorem nauka.Leszek był zadowolony.Mówił, że jestem wdzięcznym uczniem, bo bardzo łatwo przyswajam sobie materiał.Twornik już dawno miałem zrobiony, a nauka teorii też przebiegała sprawnie.W dniu poprzedzającym egzamin wyzwoleniowy Leszek egzaminował mnie prawie cztery godziny.Zadawał pytania, kazał robić różne schematy i obliczenia.Wszystko musiałem robić sam - tego dnia nie wyjaśniał mi nic.Następnego dnia Leszek był bardziej zdenerwowany niż ja.Twierdził, że mój egzamin jest równocześnie jego egzaminem - egzaminem umiejętności przygotowania kogoś do egzaminu.Co chwila zadawał mi na wyrywki różne pytania.O godzinie dziewiątej kierownik oddziału zebrał nas pięciu - wszystkich tych, z którymi w jednym czasie zostałem przyjęty do pracy.Komisja egzaminacyjna składała się z czterech inżynierów i naszego kierownika oddziału, również inżyniera.Stanąłem przed komisją drugi.Pierwszy delikwent wyszedł z pokoju czerwony jak ugotowany rak, ale powiedział, że poszło mu dobrze.W pierwszym momencie byłem stremowany, lecz mój kierownik dodał mi otuchy oraz powstrzymał innych od zadawania pytań.Obejrzeli naj­pierw twornik, naradzali się i zaopiniowali, że bardzo dobry.Zapytali kierownika, czy jest pewien, że zrobiłem go sam.Kierownik potwierdził.Wtedy dopiero zaczęli zadawać pytania - a ja uspokoiłem się.Po jakimś czasie kazali mi wyjść, a po chwili oznajmili, że egzamin zdałem z wynikiem bardzo dobrym.Każdy kolejno uścisnął mi grabkę.i wysiadka.- No jak? No jak? - zawołał Leszek, gdy wszedłem na oddział.- Wszystko dobrze - odpowiedziałem.Pierwszy złożył mi życzenia.Następny był Helmut, a potem już kolejno wszyscy pracownicy z oddziału.Każdy składając życzenia zwracał się do mnie per "panie Stanisławie", a to dlatego, że mechanicy mówią praktykan­tom po imieniu, ale tracą to prawo, gdy praktykant wyzwala się na czeladnika.Wtedy sam wybiera tych, którzy mogą mówić mu "ty".Bawimy się- A może zrobimy popijawę? - zapytałem Antosia.Antoś to kolega z oddziału, który zdawał egzamin tego samego dnia, co i ja.Z pięciu wyzwolonych tego dnia praktykantów tylko Antoś i ja postanowiliśmy zrobić małe przyjęcie w jakiejś lepszej knajpie, na które zaprosiliśmy naszych majstrów.Więc ja zaprosiłem Helmuta i Leszka, a Antoś swojego majstra i jeszcze jednego mechanika.Doszliśmy do wniosku, że należy zaprosić także majstra oddziałowego, który był dobrym chłopem i jeszcze lepszym gazownikiem.Na miejsce spotkania wybraliśmy restaurację w Alejach Jerozolimskich, w której mieliśmy spotkać się o godzinie siódmej wieczorem.Umówiliśmy się z Antosiem, że mamy do stracenia po trzydzieści złotych, ale na wszelki wypadek będziemy mieli przy sobie więcej forsy.Byłoby głupio, gdyby zabrakło nam kilku złotych do rachunku.Leszka zaprosiłem nie tylko dlatego, że byliśmy już z sobą na koleżeńskiej stopie, ale także dlatego, że kategorycznie odmówił przyjęcia ode mnie jakiejkolwiek zapłaty za pomoc w nauce przez prawie sześć tygodni.Wszyscy stawili się o umówionej godzinie.Wódkę i zakąski zamawiali nasi mechanicy.Pierwszy raz byłem w takiej luksusowej knajpie, więc nie chciałem popełnić żadnej gafy.Kelner bez przerwy kręcił się przy stoliku, zmieniał nakrycia do każdej zakąski i sam napełniał kieliszki.Po dwóch godzinach wszystkim już nieźle kurzyło się z czupryn.- Panie ober! - zawołał na kelnera jeden z majstrów.- Pół literka jeszcze i coś na ząbek! Co pan ma dobrego na zakąskę?Kelner wymienił kilka potraw po polsku i kilka potraw w jakimś obcym języku, między innymi wymienił: kabaczki.- Co? Wariata pan ze mnie robi? - obraził się majster.- Wykałaczkami mnie pan częstujesz? Myślisz pan, że ja już taki pijany jestem, że wykałaczki będę jadł na zakąskę?Mimo że nie wiedziałem, co to są kabaczki, słyszałem wyraźnie, że kelner nie powiedział "wykałaczki", a właśnie "kabaczki".Kelner łamał się w ukłonach i przepraszał za nie popełnioną winę.- Pan szanowny łaskawie mnie źle zrozumiał.Nigdy bym sobie nie pozwolił na podobną poufałość.Proszę mi wybaczyć, może niewyraźnie powiedziałem - powtarzał, a majster upierał się przy swoim.Słuchałem tej rozmowy i nie mogłem zrozumieć dwóch rzeczy.Po pierwsze, dlaczego majster tak rozrabia? Wypił kieliszek, a robi szumu za cały antałek.U nas chłopaki mówią w takiej sytuacji: "można wypić po kubeczku, spokój w głowie, w porządeczku".Albo: "spokój w głowie, porządek musi być".A ten uczepił się człowieka i mantyczy.Drugą rzeczą, której nie mogłem zrozumieć, to niezachwiany spokój kelnera.Jeden mantyczy, a drugi bez przerwy się kłania i przeprasza."Już ja nie mógłbym być kelnerem - pomyślałem sobie.- Przecież przy tej pracy trzeba mieć stalowe nerwy".Tymczasem majster już wyjechał z ciężką artylerią w rodzaju: ciapciaku, łachudro itp [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •