Home HomeMichael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwaCollins Suzanne Igrzyska œmierci 01 Igrzyska œmierciHowatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różniVinge Joan D Krolowe 01 Krolowa ZimyThomas Craig Niedzwiedzie lzyNadchodzi Ostatni Dyktator SwiaZa garsc czerwoncow Forys, RobertMasterton Graham Sfinks (2)Keane M. Chase D Dieta w chorobach nowotworowychWilliam Gibson Neuromancer 3ZBKXTITWUOQQ3JTQYD
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kfr.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Przyniósł ciepłopłynące z posiadania obok siebie drugiego człowieka.Zjawił się.Sprawił, \e wszystko tomiało miejsce a pózniej, pózniej w jednej chwili pogrzebał tą iluzję.Iluzję, którą pozwoliłamsię mu otoczyć.Tego nie dało i nigdy nie da się zapomnieć.Mo\na jedynie próbować pogodzić się z rozczarowaniem.Zaakceptować je po to, bypózniej starać się odzyskać utraconą równowagę.Niestety nie było to proste.Aatwiej jest \yć nie znając pewnych rzeczy, nie doświadczając emocji.Lecz jeśliprzychodzi próbować na nowo znalezć swoje miejsce po tym, jak dane nam było zaznaćczegoś innego, czegoś więcej, wówczas codzienność, taka jaką nią była wcześniej, okazujesię nie do zniesienia.Wspomnienie dopiero co poznanego i równie szybko utraconego szczęścia kładło sięcieniem na wszystko, co tylko starałam się robić.W pracy nie mogłam się skupić, w domu nie znajdowałam spokoju, spacery po parku zktórego mogłam przecie\ ujrzeć wie\owiec wewnątrz którego znajdowało się mieszkanieEmanuela  to wszystko było prawdziwą udręką.Bez względu na to gdzie się znajdowałam ico robiłam  czułam się tak samo zle.Emanuel był ostatnią myślą, z którą kładłam się spać.A rano& Rano budząc się pierwsząrzeczą jaką widziałam oczyma mojej duszy był on.Nie byłam w stanie myśleć o niczyminnym.Był wszędzie.Wszystko mi o nim przypominało.17212641851264185 I nadal się bałam.Jak miałam się nie bać?On nie był taki jak ja.Nie był człowiekiem.Był bestią.Zabijał.Pił krew.Wcią\ przedoczyma miałam obraz kobiety w jego łó\ku.Kobiety, którą on zabił.Jak mogłam nadal o nim myśleć?A jednak Emanuel nigdy mnie nie skrzywdził.Nigdy nie zrobił niczego aby mnie zranić.Zawsze był miły.Zawsze troskliwy i uroczy.Jak ktoś taki, jak mę\czyzna którego znałam, mógł być jednocześnie potworem, któregoujrzałam tamtego dnia?To nie miało sensu.Tak bardzo chciałam aby to wszystko się nie wydarzyło.Nie byłam jednak głupia.Wiedziałam, \e bez względu na to jak bardzo nie będę chciała przyjąć tego do świadomości,to i tak nadal będzie to prawda.Emanuel był wampirem.Ja człowiekiem.I teraz wszystko się skończyło.Powinnam się go bać i cieszyć, \e odszedł.A jednak w miarę jak upływały kolejne dni a po nich tygodnie  moje nastawienie zaczęłoulegać zmianie.Uczucie strachu zacierało się.Ka\da mijająca doba mo\e nie przynosiła miakceptacji względem tego, czym był Emanuel, lecz w dziwny sposób odbierała niedawnąniechęć i odrazę spowodowaną faktem, \e był tym, kim był.Wbrew zdrowemu rozsądkowi zapragnęłam jeszcze raz go zobaczyć.Sama nie wiedziałamdlaczego.Być mo\e chciałam przekonać samą siebie do tego i\ on naprawdę istnieje, \e gosobie nie wymyśliłam.Nigdy nie usłyszałam tej prawdy z jego własnych ust.Ani razu nie wyrzekł tego słowa.Nie powiedział mi: Tak, jestem wampirem.Mo\e gdybym usłyszała to od niego.Mo\ewówczas potrafiłabym w jakiś sposób pogodzić się z tym.Chciałam dowiedzieć się tak wielu rzeczy.A jednak powiedział mi, \e zamierza się przeprowadzić.Nie było więc mo\liwości abymmogła go znalezć.Szansa spotkania go przepadła razem z nim samym.Kilka dni temu odwa\yłam się przejść na drugą stronę parku.Potem długo stałam u stópwie\owca nie mogąc zdecydować się na kolejny ruch.A jednak w końcu zrobiłam to,zmusiłam się do podjęcia ryzyka i stanęłam na progu jego mieszkania.Zapukałam.Nikt mi nie odpowiedział.Drzwi były zamknięte.Czekałam, lecz było to nanic.Jego ju\ nie było.Przecie\ powiedział mi, \e wyje\d\a.Czego zatem się spodziewałam?Wreszcie nogi ugięły się pode mną.Usiadłam na podłodze, opierając się o drzwi.Wtedywiedziałam ju\, \e wszelka nadzieja odeszła.Naprawdę wyjechał.Nie było go.To był koniec.Dopiero wtedy uwierzyłam, \e nigdywięcej ju\ go nie zobaczę.Mo\e i tak było lepiej.I tak nic nie mogłam na to poradzić.Siedziałam pod drzwiami Emanuela i zastanawiałam się co tak właściwie mnie tamsprowadziło.Co chciałam zrobić? Co zamierzałam osiągnąć zjawiając się przed nim? A cojeśli udałoby mi się go spotkać?Tego nie wiedziałam.Moje własne intencje pozostawały dla mnie zagadką.Nie wa\ne.I tak było ju\ za pózno.Rozpłakałam się.Znów.Kolejny ju\ raz.Siedziałam szlochając, oparta o drzwi, zaktórymi nikogo nie było.Otworzyłam torebkę szukając chusteczki.Wytarłam oczy, lecz łzy kapały nadal.- Do diabła z tobą Emanuelu  załkałam. Powiedz mi dlaczego.Dlaczego to wszystko sięstało?Siedziałam i płakałam.Tak bardzo chciałam by wszystko było tak jak dawniej.Gdybymnigdy go nie spotkała&17312641851264185 A teraz& jak mogłam znów \yć tak, jak \yłam kiedyś?Teraz nic ju\ nie miało sensu, wszystko było bezcelowe, zwykłe i szare.Rozrywał mnieból.Bolało bo pozwoliłam sobie marzyć, bolało bo o\yłam, bolało bo dałam się oszukać iwreszcie bolało bo pierwszy mę\czyzna, którego odwa\yłam się pokochać, złamał mi serce.Dopiero po dłu\szej chwili uspokoiłam się nieco.Chowając opakowanie chusteczek dotorebki natrafiłam na mój notatnik.Wyjęłam go i otworzyłam na przypadkowej stronie. Zachód słońca.Przeczytałam wiersz, który ukrywał się pod tym właśnie tytułem.Przypomniałam sobieokoliczności towarzyszące jego powstaniu.Był to czas gdy nie znałam jeszcze Emanuela.Wtedy wydawało mi się, \e piszę jedynie o słońcu, zachwycona zjawiskiem przyrodniczym,owym spektaklem natury.Pisałam o przekleństwie bycia człowiekiem wra\liwym.Takim,który potrafił ujrzeć nieco więcej ni\ inni.Dzisiaj jednak przesłanie tego naprędce skleconegowierszydła wydało mi się całkiem inne.Teraz wiersz ten zdawał mi się zapowiedzią tego co miało się stać.Czy\bym w jakiśsposób przewidywała \e wkrótce przyjdzie mi cierpieć? Przecie\ wtedy nic na to niewskazywało.W dodatku to słońce.Zachodzące.Ta chwila, gdy opuszcza ono nieboskłon, ustępującmiejsca nocy.Ciemności.Nieznanej trwodze.Dla mnie ową grozną ciemnością stał się Emanuel.Ale to ju\ koniec.Kolejna partia łez naznaczyła moje policzki.Wstałam i wróciłam do domu.Czekało mnie nowe zadanie  stawić czoła rzeczywistości.Samotność  ona na nowo zamieszkała razem ze mną.Emanuel odszedł.I nigdy nie wróci.Znów byłam sama.* Kot *Zza metalowych pręcików kolorowa papuga zerkała na mnie przenikliwym wzrokiem.Przechyliła głowę i z zaciekawieniem przyglądała się dziwnemu zwierzęciu, które niewiadomo po co znalazło się po drugiej stronie jej klatki i teraz z cielęcym wzrokiem patrzyłona nią.Ciekawe która z nas była w tej chwili bardziej przejęta tą drugą?Nagle \ółto-niebieska ara przekręciła głowę, otworzyła szeroko dziób i zaskrzeczała takgłośno, \e musiało ją być słychać nawet na zewnątrz sklepu.Jakby na zawołanie wszystkieptaki zaczęły przekrzykiwać się nawzajem.Zrobił się straszny hałas.Biała kakadu, która znajdowała się w klatce obok stworzenia, które zapoczątkowało tenrumor, podekscytowana podniosła swój \ółty czub.Zdobił on jej głowę niczym okazałyindiański pióropusz.Ptak miarowo zaczął kiwać się na boki, przestępując przy tym z nogi nanogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •