[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pojęła, że stoi na Nowej Drodze Kentu oraz - inny szczegół tajemniczej wiedzy - że Nowa Droga Kentu znajduje się gdzieś w Londynie.Stwierdziwszy to poczuła, że przez jej ciało przebiega osobliwy dreszcz.Umysł był już rozbudzony całkowicie; pojęła, co nie dotarło do niej wcześniej, dziwaczność swojej sytuacji, a to oszołomiło ją i przejęło trwogą.Co to wszystko mogło znaczyć? Co tu robi? Jak się tu dostała? Co się z nią stało? Nie czekała na odpowiedź długo.Pomyślała i wydało się jej, że doskonale rozumie: „Oczywiście! Straciłam pamięć!''W tej chwili dwaj młodzieńcy, z bezkształtnymi tobołkami na plecach i dziewczyna, minąwszy ją ociężale, przystanęli i spojrzeli zaciekawieni.Wahali się chwilę, po czym ruszyli dalej, ale znów przystanęli przy słupie ulicznej latarni, pięć kroków dalej.Dorota widziała, że się na nią oglądają i coś mówią.Jeden z mężczyzn, lat około dwudziestu, wąska pierś, czarne włosy, różowa cera, stosownie do szemranego stylu, odziany był w strzępy po knajacku schludnego ubrania i kraciastą czapkę.Drugi liczył sobie lat około dwudziestu sześciu, przysadkowaty, sprężysty i krzepki, z zadartym nosem, o czystej różowej skórze i wielkich wargach, grubych jak kiełbaski,odsłaniających żółte zęby.Obdarty bez żenady, miał wiechę pomarańczowych kłaków przyciętych krótko i porastających nisko głowę, co dawało mu wstrząsające podobieństwo do orangutana.Dziewczyna wyglądała na głupawe, pulchne stworzenie, odziane w strój bardzo podobny do ubrania Doroty.Dorota mogła dosłyszeć coś z tego, o czym mówili:- Ta dziwka wygląda na chorą - powiedziała dziewczyna.Pomarańczowogłowy, który podśpiewywał Słonecznego chłopca, dobrym barytonem, przestał śpiewać, by odpowiedzieć.- Una nie jes chora - rzekł.- Una się szlaja.Tag jag i my.- Pasowałaby w sam raz Nobby'emu, co nie? - powiedział ciemnowłosy.- Och, ty! - krzyknęła dziewczyna z przymilnością w głosie, udając, że chce palnąć ciemnowłosego w łeb.Młodzi opuścili tobołki i oparli je o latarnię.Całą trójką, z pewnym jakby wahaniem, podeszli do Doroty; pomarańczowogłowy, który nazywał się chyba Nobby, szedł przodem niby ich ambasador.Poruszał się podskokami, krokiem małpy, a szczerzył zęby tak szczerze i szeroko, że nie było sposobu nie odwzajemnić się uśmiechem.Przemówił do Doroty przyjaźnie:- Hallo, mała!- Hallo!- Szlajasz się, mała?- Szlajam?- Dobra, wyciągasz łapę?- Łapę?- Chryste! una mo bzika - mruknęła dziewczyna, szarpiąc czarnowłosego za ramię, jakby go pragnęła odciągnąć.- No, co ja chciałem powiedzić, mała, masz jako forsę?- Nie wiem.Cała trójka spojrzała po sobie z osłupieniem.Przez chwilę pomyśleli chyba, że Dorota naprawdę ma bzika.Ale jednocześnie Dorota, która wcześniej odkryła małą kieszeń na boku sukienki, wsunęła w nią dłoń i wyczuła kształt dużej monety.- Myślę, że mam pensa - powiedziała.- Pensa! - mruknął ciemny młodzian z niesmakiem.- To jak na nasz nie mało!Dorota wyjęła monetę.Było to pół korony.Na twarzach tamtej trójki zaszła zdumiewająca zmiana.Usta Nobby'ego rozwarły się w ukontentowaniu, podskoczył parę kroków tam i z powrotem niczym wielka rada małpa, po czym, stanąwszy, ujął Dorotę konfidencjonalnie za ramię.- To jes ale zupa zkorzeniamy! - powiedział.- Ustrzelilim jo szczęśliwie - tag jag i ty, mała, słowo.Beesz błogosławić tyn dzień, kiedyś oparła na nas te swoje oczki.Załapiesz przy nas fortunę, mówię ci.No a teraz popatrz tu, mała - wstępujesz do naszy paki?- Co? - spytała Dorota.- Co chce poedzić - nie zostałabyś kumpelko Flo i Charliego i mojo? Spółka, rozumisz? Sami towarzysze, ramie w ramie.Zjednoczone ustoimy, podzielone przepadniemy.My główkujemy, ty dajesz forsę.Co ty na to, mała? Przystępujesz, czy nawalasz?- Zamknij się, Nobby! - przerwała dziewczyna.- Una z tego co gadasz nie rozumi ni słowa.Mów do ni porzonnie, ni umisz?- To się da, Flo - powiedział Nobby spokojnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]