[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Ha! – krzyknął zachwycony Laurie.– Nareszcie, tak właśnie powinna wyglądać piłka kopana do beczki!Niespodziewanie chłopak stajenny wyrwał się z tłumu.Pomiędzy nim a beczką szlachty nie było nikogo.Jimmy wyskoczył za nim jak z procy.Nie widząc szans na przechwycenie piłki, powtórzył zagranie zastosowane wobec Lockleara i rzucił się całym ciałem na chłopaka.I znowu sędzia ogłosił wolną piłkę i na środku boiska rozpętała się następna bijatyka.Młody szlachcic o imieniu Paul zdobył niespodziewanie piłkę i z wielkim kunsztem zaczął prowadzić ją ku beczce czeladników.Na ułamek sekundy przed tym, jak został przechwycony przez dwóch potężnych piekarczyków i zwalony na murawę, zdołał kopnąć piłkę ku swoim.Piłka, odbijając się, potoczyła się do stóp szlachcica Friederika, który nie namyślając się wiele, kopnął ją w stronę Jimmiego.Jimmy oczekiwał, że za chwilę czeladnicy rzucą się na niego bezładną kupą.Ze zdumieniem spostrzegł, iż cofają się pod swoją beczkę.Była to nowa taktyka, która miała uchronić czeladników przed szybkimi jak błyskawica wypadami, zainicjowanymi przez Jimmiego i Lockleara.Drużyna szlachecka po obu stronach boiska krzyczała, zachęcając do szybkiej akcji.– Zostało tylko kilka minut! – wrzasnął jeden z nich.Jimmy kiwnął na Friederika a gdy ten podbiegł, wykrzyczał mu do ucha szybkie instrukcje i błyskawicznie ruszył w lewo.Po kilkunastu metrach podał piłkę z powrotem do Friederika, który już zdążył cofnąć się trochę ku środkowi boiska.Jimmy przebiegł na prawą stronę i przejął celne dośrodkowanie od kolegi.W ostatniej chwili ominął zgrabnie długi wypad przeciwnika i wkopał piłkę do beczki.Zachwycony tłum zawył z radości.Dzisiejszy mecz wprowadził do kopanej piłki nowe elementy: taktykę i wypracowane umiejętności.Gra zawsze była twarda, nawet brutalna.Teraz pojawiał się w niej element precyzji.Po chwili wybuchło następne zamieszanie.Sędziowie pobiegli szybko ku kłębowisku ciał, lecz czeladnicy nie przejawiali chęci przerwania bójki.Locklear, który w międzyczasie doszedł trochę do siebie, podszedł do Aruthy i Lauriego.– Grają na zwłokę.Chcą przedłużyć kłótnię aż czas meczu dobiegnie końca.Dobrze wiedzą, że wygramy, jak tylko znowu się dorwiemy do piłki.W końcu porządek został przywrócony.Locklear uznał, że czuje się już na tyle dobrze, że może powrócić do gry.Zmienił kolegę, który nieźle oberwał w czasie ostatniej bójki.Jimmy skinięciem nakazał drużynie wycofanie się pod własną beczkę.W biegu udzielał ostatnich instrukcji.Czeladnicy nadchodzili powoli.Nieudolnie próbowali naśladować szybką wymianę piłek zademonstrowaną przez Jimmiego, Lockleara i Friederika.Niewiele brakowało, a dwukrotnie wykopaliby piłkę poza wyznaczone linie boiska, odzyskując w ostatniej chwili kontrolę nad nią.I wtedy nastąpił niespodziewany atak Jimmiego i Lockleara.Locklear udał, że chce odebrać piłkę prowadzącemu ją czeladnikowi, zmuszając go tym samym do oddania jej koledze, po czym odskoczył w bok i pognał w stronę beczki przeciwnika.Jimmy pędził parę kroków za nim.Reszta drużyny, biegnąc szerokim wachlarzem, pełniła funkcję parawanu.Odebranie przeciwnikowi źle podanej piłki było kwestią kilku zaledwie sekund.Natychmiast powędrowała w kierunku Lockleara.Przejął ją zgrabnie i popędził jak po sznurku ku beczce przeciwnika.Co prawda jeden z obrońców rzucił się za nim w pogoń, lecz nie potrafił sprostać szybkiemu jak wiatr szlachcicowi.Nie przerywając biegu, czeladnik wyciągnął coś zza koszuli, zamachnął się z całej siły i cisnął w Lockleara.Zdumionym widzom wydawało się, że Locklear padł po prostu jak długi, a piłka potoczyła poza granice boiska.Jimmy podbiegł do przyjaciela i nachylił nad nim.Nagle zerwał się na równe nogi i ruszył w pościg za chłopakiem, który usiłował wprowadzić piłkę na boisko.Nie próbując nawet udawać, że gra toczy się nadal, z całej siły uderzył tamtego w twarz.Czeladnik nakrył się nogami.Rozpętała się ogólna bijatyka.Arutha spojrzał na Lauriego.– To może się źle się skończyć.Nie uważasz, że powinienem interweniować?Laurie przyglądał się przez chwilę.Bijatyka stawała się coraz bardziej zaciekła.– Jeśli chcesz mieć jutro chociaż kilku zdolnych do służby szlachciców.Arutha dał znak Gardanowi, a ten nakazał kilku żołnierzom wejście na boisko.Stare, doświadczone wygi szybko przywróciły porządek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]