[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyglądał mu się bezmyślnie odrobinę za długo.TymczasemWiking pozbierał się i otrząsnął z oszołomienia wywołanegonapaścią.Nim Robert zdążył zrobić unik, poczuł mocneuderzenie w szczękę i zaraz potem w żołądek.Zgiął się wpół, aleutrzymał równowagę.Z wysiłkiem pochylił się niżej i złapałprzeciwnika za nogi, tuż pod kolanami.Pociągnął i mężczyznaupadł, przygniatając go swoim ciężarem.Sturlali się poschodach.Powoli, jak na zwolnionym filmie, po dwa, trzystopnie, mocując się ze sobą i okładając pięściami.Ewa napróżno starała się ich rozdzielić.Krzyczała więc, bo nic innegonie przyszło jej do głowy, ale jej głos nie robił na walczącychżadnego wrażenia.Jedną ręką trzymała Roberta za kieszeńspodni, a drugą złapała rękaw koszuli męża.W jego dłonizobaczyła nóż.Ostrze błysnęło pomarańczowo w świetlereflektora, gdy zamierzył się do ciosu.Przeszkodziła muramieniem.Nóż wszedł w nie jak w masło.Głęboko.Jęknęła iten dźwięk na chwilę ich otrzeźwił.Tomasz popatrzył nakobietę niespokojnie i w tym momencie Robert z całej siłyuderzył go w twarz.Głowa mężczyzny odskoczyła do tyłu jakpiłka, uderzyła w jeden ze stopni i znieruchomiała.Archeolog dotknął tętnicy na szyi.Pulsowała, więc odetchnąłz ulgą.Wiking stracił przytomność.Ewa z trudem opierała się o ścianę.Rękaw cienkiego swetralepił się do skóry.Między palce spływała strużka krwi, która wnikłym świetle wydawała się czarna jak smoła.- Usiądź.- Robert oderwał niespokojny wzrok od nie-przytomnego mężczyzny i zmusił ją, by zajęła wygodniejsząpozycję.- Poczekaj chwilę.Zakrwawionym nożem, który po ciosie wypadł Tomaszowi zręki, naciął rękawy swojej flanelowej koszuli i oderwał jesprawnie i szybko.Jednym związał leżącemu nadgarstki,wykręcając ręce do tyłu, drugim kostki.Dopiero wtedy ode-tchnął i ukląkł przy kobiecie.- Masz telefon? Zadzwonię po pogotowie.I na policję, niechgo zabiorą - powiedział.Chciała oponować, ale nie miała siły.Rzeczywistość wy-mykała jej się spod kontroli, ramię drętwiało, krew powolikrzepła na ubraniu, zamieniając miękką dzianinę w skorupę,boleśnie ocierającą się o ranę.Poddała się i skinęła głową.Niech to się skończy raz na zawsze, pomyślała z ulgą.Patrzyłana mężczyznę spod na wpół przymkniętych powiek, bo wciążnie miała odwagi spojrzeć mu w twarz.Za mało o niej wiedział.Żałowała, że nie zdążyła sama mu powiedzieć, ale cieszyła się,że jest obok.Poczuła się bezpieczna, tylko myśl rwała się jakpajęcza nić na wietrze.- Ewa, nie mdlej - usłyszała jeszcze jego pełen troski iniepokoju głos, nim otuliły ją ciemność i cisza.Ocknęła się, gdy dwóch sanitariuszy wsuwało nosze do karet-ki.Gdy zniknęli z pola widzenia, w otwartych drzwiach am-bulansu pojawiła się wysoka postać Roberta.Pochylił się nadnią i uspokajająco uścisnął dłoń zdrowej ręki.- Pojedziesz do Szczecina, do szpitala.Tam zapewnią ciopiekę.- W szarym świetle budzącego się dnia jego oczywydawały się niemal czarne.Może to z niewyspania, pomyślałaEwa, patrząc na pociemniałe ze zmęczenia powieki mężczyzny.- Tomasz? - spytała.Zaskoczył ją własny słaby szept.TwarzRoberta nagle znalazła się jeszcze bliżej.Tuż przy jej głowie.- Nie martw się.Został zatrzymany do wyjaśnienia sprawy, awiele wskazuje na to, że na dłużej.- A co ze mną? - spojrzała na niego bezradnie.Zadrżały jejwargi i Robertowi wydało się nagle, że rozmawia z dziew-czynką, a nie z dorosłą, na co dzień przebojową i pewną siebiekobietą.Nie znał jej takiej.Przestraszonej, zależnej od innych.Od niego.Przyszło mu do głowy, że mógłby się przyzwyczaić.- Jesteś czysta.Powiedziałem, że działałaś w porozumieniu znami.Że chcieliśmy przyłapać Tomasza na gorącym uczynku.- Piotr to kupił? - upewniła się.- Jeszcze nie, ale myślę, że da się przekonać.Milczała przez chwilę.- Nie musiałeś tego robić - powiedziała w końcu bardzopoważnie.- Nie musiałaś zasłaniać mnie ramieniem.- To wdzięczność? - zapytała zaczepnie, ale Robert nie chciałsię wdawać w żadne gierki, choćby tylko słowne.Poza tym niemiał nic do ukrycia.- Wiesz, że nie.Nie odpowiedziała.Znowu minęło kilka sekund, długich jakwieczność.W ciszy przedświtu słychać było jedynie ich dwaoddechy i Robert miał wrażenie, że Ewa zasnęła, wyczerpananocnymi wydarzeniami.Pogłaskał ją po głowie i chciał odejść,ale przytrzymała go za rękę.- Boję się - usłyszał.- Niepotrzebnie.- Nie spytasz, dlaczego zgodziłam się mu pomóc?- Nie spytam.- On będzie próbował mnie w to wciągnąć.Widzisz - dodała zwysiłkiem, umykając spojrzeniem w bok - są jeszcze staresprawy, o których nie wiesz.- W równym stopniu dotyczą was obojga.Dlatego nie sądzę,by się rozgadał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]