[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Starała się iść powoli i upewniłasię, że Carver widzi, jak Reese się zbliża.- Długo czekasz?- Właściwie nie odparła Carver.I choć nadal rozglądała sięniespokojnie, trochę się chyba odprężyła.Reese nie odrywała od niejwzroku.Mechanicznie, fachowym okiem zauważyła sińce i nacięcia naszyi dziewczyny.Na razie nie chciała o nich wspominać, nieskomentowała też jej wczesnego przybycia,- Może usiądziemy? -- zaproponowała tylko.Zaprowadziła Carver napustą ławkę w odludnej części parku.Gdy już usiadły, Reese staranniedobierała słowa.- Myślałam, że już mu nie pozwalasz się wiązać.Nie zostawiła dziewczynie miejsca na unik.Carver podciągnęłakołnierzyk koszuli.Nawet go zapięła, choć najwyrazniej sprawiało jej toból.Niebawem znowu go rozpięła.Te nerwowe ruchy zajęły bardzoniewiele czasu, a wydawało się, że trwały w nieskończoność.- Nie pozwalam - w końcu potwierdziła.- Nie pozwalałam.On.on.Reese czuła, że dziewczyna walczy ze sobą.- Co on? Co on ci zrobił? - zapytała bardzo łagodnie, bardzodelikatnie.- On wic.Rozumie pani? Wie wszystko.- Powiedz mi, co ci zrobił.- Nie powinnam była w ogóle tu przychodzić.- Ale przyszłaś.Opowiedz mi.Carver spojrzała Reese w oczy.Zanim się odezwała, rzuciła jej długie,kamienne spojrzenie, jednak zaczęła mówić:141- Dal mi narkotyk.Nie mam pojęcia, jaki.- Carver urwała.Opuściławzrok.- Nie wiedziałam, że to zrobi.Nie wiem, co to było.Nie widziałamgo.To jakaś pigułka, ałe nie zdążyłam jej zobaczyć.Wsunął mi ją do ust,zanim zdążyłam się zorientować.Rzecz jasna, ma swobodny dostęp dowszystkiego.-Przy tych słowach znowu uniosła wzrok, lecz nic ku Reese.Patrzyła gdzieś poza nią, gdy ciągnęła dalej: - Oczywiście ma swobodnydostęp do mnie.Reese chciała powiedzieć coś, cokolwiek, lecz nie mając pewności,jakie słowa wywarłyby pożądany skutek, siedziała w milczeniu.Carver spuściła wzrok na swoje ręce.Były dziwnie spokojne w tymmomencie, a gdy Reese ujrzała cięcia i zaczerwienienia na przegubach,wyciągnęła rękę, a Carver ujęła ją.- Zrobił mi to już raz, wtedy opowiadała Carver.- Przedtem, kiedybyłam z nimi obojgiem.Tamtej nocy o mało mnie nie zabił.Ona też takmyślała.Wiem, że tak myślała.Wtedy domyśliłam się, co się stało z ichcórką, aż ją w końcu zapytałam.Ona chyba myślała, że wiem.1 chybawiedziałam.To znaczy wiem, że takie rzeczy ciągle się zdarzają, alemimo wszystko.człowiek woli wierzyć, że nic złego się nie dzieje.Myślałam, że wyjechała do jakiejś szkoły z internatem.Wie pani, doSzwajcarii czy dokądś tam.Nie miałam pojęcia, w co.z kim się w towpakowałam.No bo skąd mogłam wiedzieć? Mogłam?- Nie - odparła Reese.Zeszłej nocy było jak wtedy.No, mniej więcej.Zachowywał się jakwtedy, jak tamtej nocy, kiedy wcisnął mi pigułkę, a gdy się obudziłam,byłam związana jego paskiem, a on się do mnie dobierał.Ale wtedyznowu straciłam przytomność.Kiedy się obudziłam, jego już nie było, aona mnie myła, opiekowała się jak dzieckiem.Zapytałam ją o córkę.Odpowiedziała, że znalazła ją w takim samymstanie jak mnie - związaną i siniejącą.Nie mówiła nic więcej.Niemusiała.Poradziła mi, żebym się stamtąd zabrała.On wyszedł na chwilę,a ja powinnam zniknąć.Powiedziałam jej, że to ona powinna zwiewać, Zrobiłam tak, bo niemogłam uciec bez niej, Nie potrafię tego wytłumaczyć w żaden rozsądnysposób.Dla mnie to też nie ma sensu.142Szkoda, że nie widziała pani, w jakim stanie ona była, kiedyzobaczyłam ją po raz pierwszy.Co z nią zrobił.Musiałaby pani czuć doniej to, co ja czuję.Nikt nie czuje do niej tego, co ja.Może z wyjątkiemjego, ale co mi to daje?Miałyśmy wyjechać razem.To był jej pomysł.Chyba ja zawiodłam.Nie wierzyłam, że to zrobi.I wiedziałam, że nic z tego nie będzie.Przynajmniej tak uważałam.Więc wyjechała beze mnie, zostawiła mniesamą w tym domu.Widziała pani ten dom?Reese potrząsnęła głową.Przejeżdżała tylko obok niego, widziałabramę.- Ten dom.jest olbrzymi, jak wiejskie rezydencje.Przypomina jakiślabirynt, z którego za cholerę nie można wyjść.Ja w każdym razie niemogłam.Nie wtedy.Teraz wiem, co i jak, ale nie wtedy.Nie od razu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]