Home HomeRobinson Kim Stanley Czerwony Mars (SCAN dal 1129)Ziemkiewicz Rafal A Czerwone dywany odmierzony krok (3)Chmielewska Joanna Wszystko Czerwone (www.ksiazki4Ziemkiewicz Rafał Czerwone dywany odmierzony krokYeffeth Glenn Wybierz Czerwona PigulkeCard Orson Scott Czerwony Prorok (2)Chmielewska Joanna Wszystko czerwone.BLACKAnders Roslund & Borge Hellstrom Ewert Grens 04.Dziewczyna w tunelu (2007)Chandler Raymond Zegnaj LaleczkoHerbert Frank Diuna Kapitularz (SCAN dal 1068
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jajeczko.pev.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Była to pani de Renal, która wybrała się domiasta i która wpadłszy pędem na schody, gdy dzieci zabawiały się z ulubionym królikiem, wśliznęła sięna chwilę przed nimi do pokoju Juliana.Była to chwila rozkoszna, ale bardzo krótka: skoro dzieciprzybyły z królikiem, aby go pokazać nauczycielowi, pani de Renal znikła.Julian ucieszył się wszystkim,nawet króli- kiem.Miał uczucie, że odnajduje swą rodzinę; czuł, że kocha te dzieci, że miło mugawędzić z nimi.Uderzyła go słodycz ich głosu, prostota i dystynkcja; potrzebował obmyć swąwyobraznię ze wszystkich pospolitości, ze wszystkich szpetnych myśli, których atmosferą oddychał wVerrieres.Była to wciąż obawa braku, wciąż zbytek i nędza szamoczące się z sobą.Ludzie, u którychjadł obiad, czynili przy pieczystym zwierzenia upokarzające dla nich samych, a ohydne dla tego, kto ichsłuchał.- Wy, szlachta, macie wszelkie prawo być dumni - mówił do pani de Renal.I opowiadał jej wszystkieobiady, które przecierpiał.- Jesteś tedy w modzie! - I śmiała się z całego serca na myśl o różu, którym pani Valenod uważała zaobowiązek się zdobić, ilekroć oczekiwała Juliana.- Sądzę, że ona ma na ciebie zamiary - dodała.Zniadanie było rozkoszne.Obecność dzieci, krępująca na pozór, w rzeczywistości mnożyła jeszczewspólne szczęście.Poczciwe dzieciaki nie wiedziały, jak objawiać swą radość, że znów oglądają Juliana.Służba rozpowiedziała im oczywiście, że dają Julianowi o dwieście franków więcej za to, żeby h e d u ko w a ł małych Valenod.Przy śniadaniu Staś, jeszcze blady po chorobie, spytał nagle matki, ile warte jest jego srebrne nakrycie i kubek.- Dlaczego?- Chcę je sprzedać i oddać pieniądze panu Julianowi, żeby nie był d u d k i e m, jeśli zostanie u nas.Julian uściskał go ze łzami w oczach.Matka płakała, podczas gdy Julian biorąc Stasia na kolanatłumaczył mu, że nie trzeba używać słowa d u d e k, które w tym znaczeniu jest wyrażeniem gminnym,godnym służby.Widząc, że sprawia tym przyjemność pani de Renal, starał się objaśnić za pomocąmalowniczych przykładów i ku wielkiej zabawie dzieci, co znaczy być d u d k i e m.- Rozumiem - rzekł Staś - to tak jak ten kruk, na tyle głupi, że upuścił kawał sera, który pochwycił lispochlebca.Pani de Renal w upojeniu szczęścia okrywała dzieci pocałunkami, czego nie mogła uczynić nie opierającsię trochę o Juliana.W tej chwili drzwi się otworzyły, wszedł pan de Renal.Twarz jego, surowa iniezadowolona, tworzyła osobliwy kontrast z miłą radością, spłoszoną jego przybyciem.Pani de Renalzbladła; nie czuła się na siłach, aby czemukolwiek przeczyć.Julian zaczął bardzo głośno opowiadaćmerowi historyjkę o srebrnym kubku, który Staś chciał sprzedać.Pewien był, że opowiadanie to sprawizłe wrażenie.Pan de Renal ściągnął ze zwyczaju brwi na samo wspomnienie o pieniądzach.- Wzmiankao tym kruszcu - mówił sobie - jest zawsze wstępem do jakiegoś zamachu na moją sakiewkę.Ale tutajchodziło o coś więcej niż o kwestię pieniężną; sytuacja komplikowała się nawrotem podejrzeń.Wyrazszczęścia, ożywiający rodzinę w jego nieobecności, nie mógł korzystnie nastroić równie drażliwego, jakpróżnego człowieka.Gdy żona chwaliła dowcip i wdzięk, z jakim Julian wpaja dzieciom nowe pojęcia,mąż rzekł:- Tak, tak, wiem, zohydza mnie wobec dzieci.Aatwo mu być dla nich sto razy milszym niż ja, który,ostatecznie, jestem ich panem.Wszystko w naszej epoce zmierza do tego, aby zohydzić p r a w ą w ła d z ę.Biedna Francja!Pani de Renal nie zastanawiała się nad odcieniami mężowskiego zachowania.Widziała możliwośćspędzenia dwunastu godzin z Julianem.Miała mnóstwo sprawunków; oświadczyła przy tym, że chcejeść obiad w restauracji, i mimo przedłożeń męża uparła się przy swoim.Dzieci, zachwycone słowem r e s t a u r a c j a, z entuzjazmem poparły projekt.Pan de Renal zostawiłżonę zaraz w pierwszym magazynie, sam zaś udał się z paru wizytami.Wrócił jeszcze markotniejszy;zyskał przeświadczenie, że całe miasto zajmuje się nim i Julianem.A jednak nikt nie uchylił mu rąbkaskandalicznych komentarzy krążących z ust do ust; to, co mu powtórzono, odnosiło się jedynie dokwestii, czy Julian zostanie u niego z sześciuset frankami, czy też przyjmie osiemset u dyrektora.Sam dyrektor, kiedy go pan de Renal spotkał w towarzystwie, był bardzo oziębły.Postępowanie to byłowcale zręczne.W ogóle na prowincji roztrzepanie jest rzeczą dość rzadką; mało rzeczy się dzieje,wszystko zatem przetrawia się gruntownie.Cechą natury pana Valenod były tupet i chamstwo.Od roku1815 triumfalna jego kariera spotęgowała te szacowne zalety [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •