Home HomeMichael Judith Œcieżki kłamstwa 01 Œcieżki kłamstwaMoorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VIIMoorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom IIIMoorcock Michael Zeglarz Morz Sagi o Elryku Tom III (SCAN dalMoorcock Michael Sniace miast Sagi o Elryku Tom IV (SCAN dalMichael Barrier The Animated Man, A Life of Walt Disney (2007)Michael Crichton Linia CzasuCornwell Bernard Trylogia Arturiańska Tom 1 Zimowy Monarcha (3)Saylor Steven Rzymska krewDlugowiecznosc Baszanowska
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • radius.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    . Owszem.A częstotliwość bardzo szybko rośnie. Czyżby maszyna miała wrócić już teraz? Chyba tak.Można się spodziewać, że zaraz przybędzie.Stern spojrzał na zegarek.Grupa wyruszyła zaledwie przed kilkoma minutami.Niemożliwe, aby tak szybko odnalezli profesora. I co z tego wynika?  zapytał. Jeszcze nie wiem  mruknął Gordon.W rzeczywistości bardzo mu się niepodobał taki rezultat. Może napotkali jakieś przeszkody. Na przykład jakie? Może coś zawiodło.Niewykluczone, że u kogoś wystąpił błąd transkryp-cyjny. A co to jest?  zaciekawił się David. Według obliczeń powrót nastąpi za dwie minuty i pięćdziesiąt siedem se-kund  zapowiedział technik.W okienku na ekranie zmieniały się wyniki pomiarów natężenia pola i często-tliwości impulsów. Ilu wraca?  spytał Gordon. Wszyscy? Nie, tylko jedna osoba.160 36.49.19Chrisa znów ogarnęło zdenerwowanie.Był chłodny poranek, lecz on pocił sięobficie, a serce waliło mu jak młot.Głośna kłótnia między Baretto i Gomez nienapawała optymizmem.Cofnął się do ścieżki, omijając kałuże błota.Marek i Kate stanęli koło niego. Dobra! Niech ci będzie, do cholery!  parsknął Baretto.Odpiął pas z bro-nią i położył go na środku swojej klatki. Proszę! Zadowolona?!Gomez powiedziała coś bardzo cicho, niemal szeptem.Chris nie zdołał wy-chwycić ani jednego słowa. Jak chcesz!  warknął ze złością Baretto.Gomez znów coś powiedziała.Victor z wściekłości zgrzytnął zębami.Atmos-fera robiła się coraz bardziej napięta.Hughes odwrócił się do nich plecami.Po-stanowił spokojnie zaczekać, aż kłótnia dobiegnie końca.Dopiero teraz zwrócił uwagę, że za lasem ścieżka opada dość stromo ku le-żącym niżej obszarom.Dlatego rozciągał się stąd tak wspaniały widok na polauprawne i leżący za nimi klasztor  kompleks budynków z beżowego piaskow-ca, otoczony wysokim kamiennym murem.Przypominał niewielkie miasteczkoi był zaskakująco blisko, nie dalej niż pięćset metrów. Przestańcie się kłócić.Ja idę  rzuciła Kate i ruszyła energicznym krokiemwzdłuż ścieżki.Marek i Chris spojrzeli na siebie porozumiewawczo i poszli za nią. Tylko zostańcie w zasięgu wzroku, do cholery!  huknął za nimi Baretto. My chyba też powinniśmy iść  odezwała się Gomez.Zacisnął palce najej ramieniu. Najpierw musimy sobie coś wyjaśnić  syknął. Trzeba ustalić hierar-chię na czas trwania tej ekspedycji. Sądziłam, że wszystko jest jasne  odparła.Baretto pochylił się ku niej i warknął: Ale mnie się nie podoba sposób, w jaki. zniżył głos do szeptu.Znala-złszy się za zakrętem ścieżki, z dala od kłócącej się pary, Chris odetchnął z ulgą.* * *Kate szła coraz szybciej.Próbowała się rozluznić.Kłótnia ochroniarzy wpro-wadziła niepotrzebne napięcie i tylko nasiliła powszechne zdenerwowanie.Sły-szała za sobą kroki Marka i Chrisa.Hughes także musiał być niespokojny, boAndre łagodnie tłumaczył mu coś półgłosem.Nie chciała tego słuchać.Jeszcze161 bardziej przyspieszyła.Ostatecznie była w cudownej, prastarej puszczy, wśródpotężnych drzew.Po minucie oddaliła się na tyle, że nie słyszała już rozmawiających kolegów.Mogła się nacieszyć odrobiną samotności, wiedząc zarazem, że są niedaleko.Ota-czający ją gąszcz napawał spokojem.Wsłuchiwała się w świergot ptaków i szelesttrawy pod stopami.Wkrótce jednak zaczęły do niej docierać jeszcze inne odgłosy.Zwolniła kroku, czujnie nastawiwszy ucha.Najpierw usłyszała głośne i szybkie tupanie.Wydawało jej się, że dobiegaze ścieżki mknącej za krawędzią wzgórza.Pózniej wyłowiła świszczący oddechzziajanego, biegnącego człowieka.Jednocześnie rozbrzmiało stłumione, głośniejsze dudnienie, przypominająceodległy grzmot.Zza zakrętu wypadł wprost na nią kilkunastoletni chłopak.Miał na sobie czarne pończochy, jasnozielony pikowany kaftan i czarną czap-kę.Był czerwony z wysiłku.Najwyrazniej biegł już od dłuższego czasu.Szybko opanował zdumienie wywołane jej widokiem i zawołał coś niezrozu-miałego.Z komputerowego implantu przyklejonego w uchu Kate doleciało tłumacze-nie: Kryj się, pani! Na Boga! Kryj się!Przed czym?  przemknęło jej przez głową.Do lasu nikt nie powinien sięzapuszczać, więc co mogło jej grozić? Może zle zrozumiała? Może translator cośpomylił? Mijając ją, chłopak zawołał jeszcze raz: Kryj się!I zepchnął ją ze ścieżki.Kate potknęła się o wystający korzeń i poleciała w gę-ste zarośla.Huknęła w coś głową.Gwiazdy zamigotały jej przed oczyma, żołądekpodszedł do gardła.Podniosła się powoli, kiedy nagle zrozumiała, co to za odgło-sy.Tętent kopyt!Jacyś jezdzcy pędzili galopem w j ej stronę.* * *Chris niemal równocześnie zauważył gnającego na oślep wyrostka i usłyszałtętent koni ścigających go ludzi.Zdyszany chłopak przystanął na chwilę, zgiął sięwpół, a złapawszy oddech, wyrzucił z siebie: Kryć się! Kryć się!I pognał dalej w las.162 Marek, jakby niczego nie słyszał, spoglądał w kierunku wylotu błotnistejścieżki.Chris zmarszczył brwi. O co tu chodzi?. Jazda!  huknął Andre.Szarpnął go za rękę i pociągnął za sobą w stronę pobliskich krzaków.Zasko-czony Hughes zarył twarzą w stercie wilgotnych, przegniłych liści. Jezus, Maria!  jęknął. Czy mógłbyś?. Cicho!  Marek zakrył mu usta dłonią i szepnął:  Chcesz, żeby naszabili?Chris jakby nagle oprzytomniał.Jasne, że nie chciał niczyjej śmierci.U wylotu ścieżki pojawiło się sześciu jezdzców w zbrojach, żelaznych heł-mach, kolczugach i kasztanowo-szarych płaszczach.Konie były przystrojoneczarnymi czaprakami ze srebrnym obszyciem.Wyglądali imponująco [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •