Home HomeSimak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (2)Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN dNorton Andre Pani Krainy Mgiel (SCAN dal 778Card Orson Scott Dzieci Umyslu (SCAN dal 922)Card Orson Scott Alvin czeladnik (SCAN dal 707)World Without Cancer The Story Of Vitamin b17 G Edward GriffinProfessional Feature Writing Bruce Garrison(5)Zaleski W. Rok koÂścielny z MaryjąAdam Cyra Raport Witolda Pileckiego
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • radius.htw.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Wciąż nie oglądał się za siebie.Nie miał na to czasu, nie miał ani chwili do stracenia.Szare metalowe drzwi znajdowały się w niewielkiej niszy w ścianie; na wysokości oczu dorosłego człowieka osadzono w nich szybę z zatopioną w szkle drucianą siatką.W pobliżu nie było nikogo.Max stanął bokiem do drzwi, nacisnął klamkę lewą ręką, mając po prawej piętro, pchnął drzwi i wykładzinę pod jego stopami zastąpił nagi beton.Rozejrzał się szybko.Wąskie schody rozbiegały się w górę i w dół z szerokiego podestu, na którym stał.Ruszył ku zejściu na niższe piętra, lecz dotarł zaledwie do skraju podestu, kiedy za jego plecami z trzaskiem otworzyły się drzwi, a czyjaś dłoń zamknęła w żelaznym uścisku jego ramię i z przerażającą siłą szarpnęła go do tyłu.Zdołał się przytrzymać poręczy i tylko dzięki temu nie upadł.Odwrócił się w stronę napastnika i nagle zorientował się, że bandyta przyciska do jego szyi ostrze noża motylkowego.- Pójdziesz ze mną.- To był Pan Łamiący Przepisy.Spoglą­dając na Blackburna z odległości kilku stóp, zaciskał dłoń na podwójnej rękojeści noża.- Już!Max napotkał jego spojrzenie.Nie dostrzegł w nim nawet śladu ludzkich uczuć, lecz jedynie zimną, wirującą pustkę.Zaraz jednak usłyszał stłumiony odgłos kroków, więc oderwał od niego wzrok i skupił uwagę na tafli zbrojonego drutem szkła w drzwiach.Od strony holu zbliżali się do nich Pan Magazyn Ilustrowany oraz dwaj inni bandyci.Jeszcze kilka sekund i wtargną na podest.A wokoło wciąż nie było nikogo.Blackburn stał bez ruchu z wyprostowanymi i przyciśnięty­mi do boków rękami.Ostrze noża uciskało tętnicę po prawej stronie szyi, niecały cal poniżej ucha.Wystarczyłby jeden ruch napastnika, by ją przeciąć.Krople krwi kapały z miejsca, w którym ostrze uszkodziło skórę.Umysł Maxa pracował jak oszalały.W kaburze przy pasku miał pistolet Heckler & Koch MK23, wątpił jednak, by na­pastnik dał mu szansę go wydobyć.Znalazł się w najbardziej niedogodnym do walki miejscu, jakie mógłby sobie wyobrazić, a ograniczona przestrzeń zostawiała bardzo niewielkie pole manewru.Co robić?Nie mógł tracić cennych sekund na jałowe rozważania.Bły­skawicznie poderwał lewą rękę, zakreślił nią szeroki łuk i ude­rzył zewnętrzną częścią przedramienia rękę, w której napast­nik trzymał nóż.Odepchnąwszy ostrze od swojej szyi, chwycił nadgarstek Pana Łamiącego Przepisy, by powstrzymać kolej­ny atak.Zaskoczony bandyta usiłował się wyrwać, lecz Max dopadł do niego i kopnął kolanem w krocze.Cios był tak silny, że mężczyzna zgiął się w pół.Próbując złapać oddech, upuścił swój nóż motylkowy.Stal zagrzechotała o beton.Blackburn ponownie zbliżył się do pirata i trafił go w głowę błyskawiczną kombinacją ciosów - lewym sierpowym, prawym prostym i lewym hakiem.Chwytając wciąż oddech, z krwawiącym no­sem i ustami, Pan Łamiący Przepisy zatoczył się chwiejnie na barierkę.Max nie ustąpił ani na moment.Stanął w postawie bokserskiej, opuścił nisko podbródek i wkładając w to całą wagę, trafił go w policzek kolejnym miażdżącym ciosem.Chciał skończyć z facetem, nim ten dojdzie do siebie.lub przyjdą mu z pomocą przyjaciele.Jednak tylko w połowie osiągnął swój cel.Gdy Pan Łamiący Przepisy stracił przytomność i padł jak kłoda, drzwi pożarowe otworzyły się z trzaskiem i na podest wypadli następni bandy­ci.Pierwszy z nich był niski i przeraźliwie chudy.Miał na so­bie workowatą, brązową koszulkę, bawełniane spodnie i oku­lary przeciwsłoneczne od Oakleya.Biegnący tuż za nim Pan Magazyn Ilustrowany był może o głowę wyższy i znacznie tęższy.A jednak to mężczyzna w okularach okazał się najgroźniej­szym przeciwnikiem.Zaatakował w sposób, którego Blackburn nie mógł przewidzieć.Max sięgał właśnie po pistolet, gdy drobny Azjata opadł do przysiadu, wyrzucił równolegle do podłoża jedną nogę i obra­cając się na drugiej, zatoczył nią łuk.Zupełnie nie przygoto­wany na tak celne i silne podcięcie, trafiony w kostkę Blackburn poczuł ogromny ból, promieniujący aż do kolana.Zato­czył się, kulejąc i wyciągając niezdarnie ręce w stronę poręczy, tym razem jednak nie zdołał jej chwycić i spadł na schody.Przekoziołkował dwukrotnie, z prawą ręką na chwycie pisto­letu, lewą zaś wykręconą w dole po tym, jak wyciągnął ją, by zmniejszyć siłę upadku.Uderzył z hukiem o podest i wykrzywił twarz, poczuwszy ogromny ból w lewym boku.Nie miał wątpli­wości, że poważnie zranił, a może nawet złamał łopatkę.Mimo to wciąż miał pistolet.Wciąż trzymał w dłoni odbez­pieczoną i gotową do strzału broń.Obróciwszy się na plecy, ujrzał, jak facet w okularach przeciw­słonecznych zbiega po schodach i kieruje się prosto na niego z impetem jakiegoś cholernego pocisku rakietowego.Zwężone oczy napastnika nie przestawały patrzeć pustym wzrokiem.Świadomy, że przegra, jeśli chybi, Max podniósł pistolet, wy­celował starannie w serce i pociągnął za spust.Odgłos strzału zabrzmiał dziwnie sucho i nie odbił się na­wet echem w betonowej klatce schodowej, niemniej jednak jego skutek był dramatyczny.Gdy bandytę dosięgła ciężka kula kaliber.45, z jego koszuli trysnęła krew i fragmenty tkanki.Okulary przeciwsłoneczne spadły mu z nosa i uderzyły w ścia­nę.Siła uderzenia odrzuciła ciało do tyłu i Blackburn zoba­czył, jak mężczyzna wymachuje bezradnie ramionami i szero­ko, z niedowierzaniem otwiera oczy.Po chwili napastnik roz­ciągnął się bezwładnie na schodach.Max spojrzał ponad zwłokami na górny podest, dostrzegł, że Pan Magazyn Ilustrowany wsuwa dłoń pod obszerną ko­szulę, i strzelił raz jeszcze, nim tamten zdołał wyciągnąć to -cokolwiek to, do diabła, było - po co sięgał.Rozległ się kolejny głuchy odgłos wystrzału i facet z przy­stanku padł na beton, chwytając się kurczowo za pierś.Pracownik Rogera Gordiana wiedział doskonale, że zyskał jedynie chwilową przewagę, i z trudem usiadł.Trzej napastni­cy, z którymi się uporał, nie mogli aż tak bardzo wyprzedzać reszty swoich kompanów.Jeśli tylko pozostawali ze sobą w kon­takcie, co było wysoce prawdopodobne, tamci mogli w każdej chwili wpaść przez drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •