[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co więc powiesz, Renisenb? Nie wiem powtórzyła znowu Renisenb.Czuła okropne znużenie. Jest przystojny i miły, zgadzasz się? O, tak.125 Ale nie chcesz go poślubić? spytał Jahmose łagodnie.Renisenb posłała bratu pełne wdzięczności spojrzenie.Zdecydowanie obstawał, abyjej nie przynaglać czy zadręczać i zmuszać do zrobienia czegokolwiek wbrew jej woli. Naprawdę nic wiem, czego chcę powiedziała spiesznie. To głupie, wiem, aledzisiaj jestem głupia.To przez.przez napięcie, w którym żyjemy. Z Kamenim u boku będziesz się czuła bezpiecznie zauważył Imhotep. Czy myślałeś o Horim jako ewentualnym mężu dla Renisenb? spytał ojcaJahmose. Cóż, tak, jest taka możliwość. Jego żona umarła, kiedy był jeszcze młodym człowiekiem.Renisenb zna go do-brze i lubi go.Renisenb siedziała jak we śnie, gdy obaj mężczyzni dyskutowali.Omawiali jej mał-żeństwo, a Jahmose próbował pomóc wybrać to, czego ona chciała, ale czuła się tak po-zbawiona życia, jak drewniana lalka Teti.W końcu odezwała się nagle, przerywając ich rozmowę, nie słuchając nawet, co majądo powiedzenia: Poślubię Kameniego, jeśli uważacie, że tak jest dobrze.Imhotep wydał okrzyk zadowolenia i pobiegł do domu.Jahmose podszedł do siostry.Położył jej rękę na ramieniu. Czy chcesz tego małżeństwa, Renisenb? Czy będziesz szczęśliwa? Czemu nie miałabym być szczęśliwa? Kameni jest przystojny, wesoły i dobry. Wiem. Jahmose nadal był niezadowolony i patrzył na nią z niepewnością. Ale ważne jest twoje szczęście, Renisenb.Nie możesz pozwolić, aby ojciec popchnąłcię do czegoś, czego sama nie chcesz.Wiesz, jaki on jest. Tak, tak, kiedy coś sobie wbije do głowy, wszyscy musimy się podporządkować. Niekoniecznie. Jahmose mówił stanowczo. Ja nie ustąpię w tym wypadku,chyba że ty będziesz chciała. Och, Jahmose, nigdy nie sprzeciwiasz się ojcu. Ale teraz to zrobię.Nie może mnie zmusić, abym się z nim zgadzał, a ja tego niezrobię.Renisenb spojrzała na niego.Jak śmiało i zdecydowanie wyglądała jego zwykle takniezdecydowana twarz! Jesteś dla mnie dobry, Jahmose powiedziała z wdzięcznością. Ale ja nie ustę-puję pod przymusem.%7łycie tutaj, życie do którego z radością wróciłam, już odeszło.Kameni i ja stworzymy razem nowe życie i będziemy żyli tak jak powinni żyć brat i sio-stra. Jeśli jesteś pewna. Jestem pewna odparła Renisenb i uśmiechnęła się do niego z sympatią.126Wyszła na dziedziniec.Na brzegu jeziora Kameni bawił się z Teti.Renisenb zbliży-ła się bardzo cicho i obserwowała ich, podczas gdy oni byli nieświadomi jej obecności.Wydawało się, że Kameni, wesoły jak zawsze, znajdował taką samą przyjemność w za-bawie jak dziecko.Serce Renisenb poczuło do niego sympatię.Pomyślała: Będzie do-brym ojcem dla Teti.Kameni odwrócił głowę, ujrzał ją i podniósł się ze śmiechem. Zrobiliśmy lalkę Teti kapłanem ka powiedział. Składa ofiary i odprawia ce-remonie przy grobowcu. Ma na imię Meripta dodała Teti.Była bardzo poważna. Ma dwoje dzieci i pi-sarza jak Hori.Kameni roześmiał się. Teti jest bardzo inteligentna powiedział. Jest też silna i śliczna.Przeniósł oczy z dziecka na Renisenb i w ich czułym spojrzeniu Renisenb wyczytałajego myśli o dzieciach, które ona mu pewnego dnia urodzi.Wywołało to lekki dreszcz.ale równocześnie nagły, przenikliwy żal.Wolałaby w tejchwili zobaczyć w jego oczach swój własny; wizerunek.Pomyślała: Dlaczego on niemoże widzieć tylko mnie?Zaraz jednak uczucie to przeminęło i uśmiechnęła się do niego łagodnie. Ojciec rozmawiał ze mną rzekła. I zgadzasz się? Zgadzam się.Powiedziane zostało ostatnie słowo, to był koniec.Wszystko było postanowione.Chciałaby nie czuć się taka zmęczona i odrętwiała. Renisenb? Tak, Kameni. Czy popływasz za mną po rzece dla przyjemności? To właśnie zawsze chciałemz tobą zrobić.Dziwne, że to powiedział.W pierwszej chwili, gdy tylko go ujrzała, pomyślała o sze-rokich ramionach Khaya i jego uśmiechniętej twarzy.A teraz zapomniała twarz Khayai zamiast tego zobaczy pod żaglem na rzece Kameniego, który uśmiecha się do niej.To przez śmierć.To zrobiła z nią śmierć.Mówi się: czuję to, czuję tamto ale taksię tylko mówi, naprawdę nie czuje się nic.Umarli to umarli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]