[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapadła cisza.Przerwała ją Jane Helier wybuchając z oburzeniem:— Ależ nie może pan przerwać tej historii w najciekawszym momencie.Proszę mówić dalej!— Przykro mi, panno Helier, ale to nie powieść w odcinkach.To po prostu życie, a życie samo dyktuje, gdzie należy się zatrzymać.— Ale ja tak nie chcę — protestowała Jane.— Chcę znać prawdę do końca.— Tu właśnie musimy zrobić użytek z naszego umysłu — wyjaśnił jej sir Henry.— Dlaczego Mary Barton zabiła swą towarzyszkę? To pytanie postawił nam dr Lloyd swym opowiadaniem i my mamy znaleźć na nie odpowiedź.— Oh, mogła ją zabić z wielu powodów — powiedziała panna Helier.— Na przykład.No, sama nie wiem.Mogła jej działać na nerwy albo z zazdrości, choć dr Lloyd nie wspominał o żadnych mężczyznach.Ale na morzu, cóż, sami wiecie, co się mówi o podróżach, zwłaszcza statkiem.Panna Helier umilkła, jakby wyczerpana tym potokiem słów, a reszta zebranych ostatecznie doszła do wniosku, że to, co znajdowało się na ślicznej główce aktorki, było niewspółmiernie bogatsze od tego, co kryje jej wnętrze.— Najchętniej podałabym wszystkie rozwiązania jakie przychodzą mi na myśl, ale wiem, że muszę wybrać tylko jedno — zabrała głos pani Bantry.— Uważam, że ojciec panny Barton zdobył fortunę rujnując tym samym ojca Amy Durrant, więc Amy postanowiła zemścić się.Oh, nie! To zupełnie na opak! Co za kołomyjka! Po co bogata dama miałaby zabijać swą towarzyszkę, biedną i niepozorną? Już mam! Panna Barton miała młodszego brata, który popełnił samobójstwo z miłości do Amy Durrant.Panna Barton czekała na odpowiedni moment.Amy zjawiła się w końcu w jej życiu.Została przyjęta do pracy przez pannę Barton jako jej dama do towarzystwa i wyjechała z nią na Wyspy, i tam panna Barton dokonała swej zemsty.Co wy na to?— Wspaniale — podchwycił sir Henry.— Szkopuł w tym jednak, że nic nie wiadomo o istnieniu brata panny Barton.— Możemy to przecież wywnioskować — broniła swych racji pani Bantry.— Gdyby nie miała brata, nie miałaby motywu zbrodni.A więc musiała go mieć.Zgadza się pan z tym, Watsonie?— Wszystko ładnie pięknie, Dolly — wtrącił się pułkownik.— Ale to tylko twój domysł.— No pewnie.Ale wszystko, co możemy zrobić w tej sytuacji — to snuć domysły.Nie mamy przecież żadnych jasnych przesłanek.Spróbuj ty zgadnąć, mój kochany.No proszę, słuchamy.— Daję słowo, nie wiem, co powiedzieć.Myślę, że jest coś w tym, co powiedziała panna Helier.Może chodziło o jakiegoś mężczyznę.Dajmy na to, że jakiś wysoko postawiony duchowny zjawił się w ich życiu.Obie haftowały dla niego obrus na ołtarz czy coś podobnego, a on podziękował pannie Durrant jako pierwszej.Mogło przecież się to odbyć w ten sposób.Zauważ tylko, że na końcu udała się właśnie do pastora.Takie kobiety często tracą głowę dla przystojnego duszpasterza.Stale się o tym słyszy.— Sądzę, że moje rozwiązanie będzie trochę bardziej szczegółowe, choć i ja muszę przyznać, że nie mogę niczego twierdzić z całą pewnością — zabrał głos sir Henry.— Wydaje mi się, że panna Barton zawsze była osobą psychicznie niezrównoważoną.Takich wypadków zdarza się więcej, niż mogliby państwo przypuszczać.Jej mania przybierała na sile, aż w końcu i ona zaczęła wierzyć, że jej posłannictwem jest uwolnić świat od pewnych kobiet — femmes fatale, jak się o nich mówi potocznie.Nic nie wiemy o przeszłości Amy Durrant, ale możliwe, że miała tzw.czarne karty w swym życiu.Panna Barton dowiaduje się o tym i decyduje się zabić.Później jej idea „posłannictwa” zaczyna się chwiać, a ją samą ogarniają wyrzuty sumienia.Jej samobójstwo jest dowodem na załamanie psychiczne.Cóż, widzę, że zgadza się pani ze mną, panno Marple.— Obawiam się, że niezupełnie, sir Henry — odparła starsza pani uśmiechając się przepraszająco.— Wydaje mi się, że właśnie jej samobójstwo wskazuje na nią jako na bardzo sprytną i przemyślną osobę.Jane Helier wykrzyknęła raz jeszcze przerywając pannie Marple.— Oh! Jakaż jestem głupia! Czy mogę jeszcze raz typować? Oczywiście to musiało być właśnie tak.Szantaż!! Dama do towarzystwa szantażowała pannę Barton.Nie wiem tylko, dlaczego panna Marple twierdzi, że była bardzo sprytna popełniając samobójstwo.Nie, nic z tego jednak nie rozumiem.— Ah! — rzucił sir Henry.— Widzi pani, panna Marple przypomniała sobie zapewne o podobnej sprawie, która kiedyś wydarzyła się w St.Mary Mead.— Jak zawsze naśmiewa się pan ze mnie, sir Henry — z wyrzutem odparła starsza pani.— Muszę jednak przyznać, że istotnie ta sprawa przypomina mi nieco panią Trout.Pobierała ona starczą rentę w trzech różnych urzędach opieki społecznej za trzy staruszki, które już nie żyły.— Wygląda mi to na bardzo skomplikowane i pomysłowe przestępstwo — rzekł komisarz.— Nadal jednak nie widzę, jakie miałoby to rzucać światło na wydarzenia z opowiadania doktora Lloyda.— No tak, pan nie może widzieć żadnego związku w tych dwóch sprawach — wyjaśniła panna Marple
[ Pobierz całość w formacie PDF ]