[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy zmieniła nazwisko i podała siebie samą za pozostałą przy życiu Mary Barton, a później upozorowała samobójstwo, nikomu nie przyszło do głowy, że jedna osoba spowodowała obie śmierci.Tak.to prawie zbrodnia doskonała!— A co się z nią stało? — spytała pani Bantry.— Czy zajął pan jakieś stanowisko w tej sprawie, doktorze?— Znalazłem się w wyjątkowo trudnej sytuacji, proszę pani.W rozumieniu prawa nie miałem w ręku żadnych dowodów winy.Poza tym moje lekarskie oko dostrzegło pewne oznaki choroby w wyglądzie tej kobiety, choć na pierwszy rzut oka mogło się zdawać, że jest krzepka i zdrowa.Wiedziałem jednak, że niezbyt długo będzie chodzić po tym świecie.Na jej zaproszenie poszedłem z nią do domu, gdzie poznałem resztę rodziny.Byli to bardzo mili ludzie, szczerze kochający swą najstarszą córkę — zdawali się nie mieć najmniejszego pojęcia o jej zbrodni.Po cóż więc było sprowadzać na ten dom nieszczęście i rozpacz, zwłaszcza że nie miałem przecież niezbitych dowodów przestępstwa.To, co mi wyznała, słyszałem tylko ja sam.Świadków naszej rozmowy nie było.Zostawiłem więc wszystko losowi.Panna Amy Barton zmarła sześć miesięcy później.A ja często się zastanawiałem, czy do końca pozostała spokojna i niezachwiana w słuszności swego czynu.— Na pewno nie! — podkreśliła z mocą pani Bantry.— Mam nadzieję — rzekła panna Marple.— Choć pani Trout nie okazała skruchy.Jane Helier wstrząsnęła się leciutko.— No cóż, to było bardzo, bardzo zajmujące.Nie zanadto wprawdzie rozumiem, kto kogo utopił.I jaką rolę odegrała w tym wszystkim pani Trout?— Nie odegrała żadnej, kochanie — zdobyła się na cierpliwość jedynie panna Marple.— To po prostu jedna kobieta, niezbyt przyjemna nawiasem mówiąc, z mojej wsi.— Oh, taki — wykrzyknęła Jane.— Ale na wsi nigdy nic ciekawego się nie dzieje, prawda? Jestem pewna, że gdyby mi przyszło mieszkać na wsi, zgłupiałabym zupełnie — dodała wzdychając.IXCzterech podejrzanychRozmowa przy stole toczyła się na temat zbrodni, które nigdy nie zostały wykryte przez policję, a zbrodniarze nie ponieśli zasłużonej kary.Każdy po kolei wyrażał swoje zdanie: pułkownik Bantry, jego o obfitych kształtach żona, aktorka Jane Helier, doktor Lloyd, a nawet panna Marple.Jedna tylko osoba milczała przysłuchując się pozostałym, choć był to człowiek najbardziej z nich wszystkich upoważniony do zajęcia stanowiska w tej sprawie.Sir Henry Clithering, były komisarz Scotland Yardu, siedział cicho, od czasu do czasu podkręcając wąsa i jakby z rozbawieniem uśmiechając się leciutko do własnych myśli.— Sir Henry — nie wytrzymała w końcu pani Bantry.— Jeśli dalej będzie pan tak milczał, zacznę chyba krzyczeć.Niechże mi pan wreszcie powie, czy naprawdę jest aż tak wiele nie wykrytych zbrodni?— Ma pani na myśli nagłówki w gazetach, pani Bantry.Coś w rodzaju „Scotland Yard znów bezsilny” — a pod spodem cała lista spraw, które już na zawsze pozostaną tajemnicą.— I które w rzeczywistości stanowią znikomy procent w ogólnej liczbie przestępstw — dodał dr Lloyd.— Ma pan rację.Całe setki rozwiązanych zagadek kryminalnych i ukaranych przestępców pozostają nieznanym faktem dla społeczeństwa.Ale nie o tym była mowa, prawda? Często ludzie mylą dwa terminy, którymi określa się przestępstwa, bowiem „zbrodnia nie wykryta” a „zbrodnia nie rozwiązana” to dwie zupełnie różne rzeczy.Do kategorii pierwszej zaliczamy te sprawy, które nigdy nie wyszły na jaw, Scotland Yard nic o nich nie wie.Nie wie w ogóle nikt, że takie zbrodnie zostały popełnione.— Ale nie jest ich chyba dużo? — spytała pani Bantry.— Tak pani sądzi?— Sir Henry! Czy ma pan na myśli, że jest?!— Wydaje mi się, że musi ich być całkiem sporo — powiedziała w zamyśleniu panna Marple.Stwierdzenie to z niezmąconym spokojem padło z ust starszej pani o ujmującej, staroświeckiej powierzchowności.— Ależ droga panno Marple — zaoponował pułkownik Bantry.— Jest oczywiście dużo głupich ludzi, którzy szybko popełniają błędy i łatwo dają się złapać.Ale dużo jest tych inteligentnych i aż strach pomyśleć, czego mogliby dokonać, gdyby nie mieli głębokich zasad moralnych.— Ano właśnie — dorzucił sir Henry.— Jest dużo ludzi inteligentnych.Jakże często jakaś zbrodnia wychodzi na jaw z tej prostej przyczyny, że przestępca popełnił błąd i źle zatarł po sobie ślady.Zawsze wtedy można zadać pytanie: czy zostałoby to wykryte, gdyby nie spartaczono roboty?— Ależ to bardzo poważny problem, Clithering — zaniepokoił się pan Bantry.— Naprawdę bardzo poważny.— Czy tak?— Cóż ty mówisz! Oczywiście, że tak!— Twierdzisz, że to poważna sprawa, gdy prawo nie może ukarać za zbrodnię.Ale czy naprawdę przestępca uniknie kary? Istnieją przecież siły wyższe nad prawo.Powiedzenie, że „nic w naturze nie ginie” można uznać na frazes.A jednak uważam, że jest w tym głęboka prawda.— Może, może — ciągnął pułkownik.— Ale to nie zmienia faktu, że.że.— Urwał zgubiwszy wątek.Sir Henry uśmiechnął się do niego.— Dziewięćdziesięciu dziewięciu ludzi na sto jest tego samego co ty zdania.A przecież nie osoba winowajcy liczy się najbardziej.Najważniejsze to ochronić niewinnego.A tej prostej prawdy nikt nie może sobie uświadomić.— Nie rozumiem — powiedziała Jane Helier.— A ja tak — wtrąciła panna Marple
[ Pobierz całość w formacie PDF ]