Home HomeCameron Christian Tyran 1 TyranFowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarówChristopher J. O'Leary, Robert A. Straits, Stephen A. Wandner Job Training Policy In The United States (2004)Œwietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq ChristianJacq Christian Œwietlisty kamień 03 Paneb OgnikFL ActionScript RefWyndham John Dzien Tryfidow (2)§ Johnson Denis Drzewo dymuFeist Raymond E Srebrzysty Ciern (2)
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oknapcv.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Na niebie pokazało się słońce, powietrze sta­ło się chłodne i rześkie.Sprowadzono na werandę panią Luttrell i usadowiono ją w wygodnym fotelu.Była w doskona­łej formie - roztaczała swoje uroki ze znacznie mniejszą em­fazą niż zazwyczaj i była stanowczo znacznie mniej uszczypli­wa.Wprawdzie strofowała, jak to ona, męża, ale z widoczną sympatią, co doskonale na niego działało.Aż miło było popa­trzeć na tę zaprzyjaźnioną ze sobą w gruncie rzeczy parę.Poirot także kazał się wynieść na powietrze i był w do­skonałym nastroju.I jemu widok małżeństwa Luttrellów sprawiał przyjemność.Pułkownik Luttrell jakby odmłodniał o kilka lat.Był znacznie bardziej pewny siebie i znacz­nie rzadziej skubał wąsy.Zaproponował nam nawet partię brydża na wieczór.- Daisy, stęskniłem się za małym brydżykiem - oświad­czył.- Jeszcze jak! - dodała jego żona.Norton zapytał, czy nie byłoby to dla niej zbyt wyczerpu­jące.- Zagram tylko jednego robra - powiedziała pani Lutt­rell i dorzuciła z figlarnym błyskiem w oku: - I przyrzekam, że nie będę się złościła na mojego biednego George’a.- Ależ, kochanie - protestował pułkownik.- Przecież wiem, że jestem fatalnym graczem.- No i dobrze - roześmiała się pani Luttrell.- Przynaj­mniej będę miała okazję, aby ci dokuczyć i ponaigrawać się z ciebie.Rozśmieszyło nas to, a pani Luttrell dodała:- O tak, znam swoje wady, ale trudno, jestem za stara na to, żeby się zmienić.George będzie musiał się już męczyć ze mną do grobowej deski.Pułkownik Luttrell patrzył na żonę wzrokiem pełnym czułości.Sądzę, że widok tych dwojga pogodzonych ze sobą sta­rych ludzi naprowadził rozmowę na zagadnienie małżeństwa i rozwodu.Czy obecne ułatwienia w otrzymaniu rozwodu są słuszne, czy też lepiej było, kiedy - mimo chwilowych tarć czy niepo­rozumień - trzeba było sobie radzić we dwoje.Jakże często wygasłe uczucia powracają albo przekształcają się w przy­jaźń.Taki był temat naszych rozważań.Ile to razy zaobserwowałem, że poglądy ludzi bywają cał­kowicie sprzeczne z ich osobistym życiem.Moje małżeństwo było niezwykle szczęśliwe.Mam raczej konserwatywne poglądy, a mimo to jestem zwolennikiem stosunkowo łatwych rozwodów.Uważam, że to daje szansę uniknięcia pełnego bankructwa życiowego i stworzenia so­bie nowej egzystencji.Boyd Carrington, którego małżeństwo było katastrofalne, stał na stanowisku nierozerwalności więzów małżeńskich.Żywił głęboki szacunek dla tej instytucji, jest ona bowiem podstawową komórką społeczeństwa.Norton, który nigdy nie był żonaty, stanął po mojej stro­nie.Franklin - nowoczesny naukowiec - był, ku mojemu zdumieniu, stanowczym przeciwnikiem rozwodu.Takie miał widać zasady życiowe.Człowiek, który bierze na siebie ja­kąś odpowiedzialność, twierdził, musi ponosić wynikające z niej konsekwencje.Umowa, dodał, jest umową.Zawiera się ją z własnej, nieprzymuszonej woli, trzeba jej przestrze­gać.Wszystko inne staje się źródłem rozkładu i stwarza dwuznaczne sytuacje i chaos.Wcisnął się w oparcie fotela i bezwiednie stukał czub­kiem buta w nogę stolika.- Mężczyzna wybiera sobie żonę i jego obowiązkiem jest opiekowanie się nią do śmierci.Jej śmierci albo jego.- Licząc na szczęśliwe zrządzenie losu - zażartował Nor­ton.Roześmieliśmy się, a Boyd Carrington zawołał:- Panu dobrze mówić, pan nigdy nie był żonaty.- A teraz jest już za późno - powiedział Norton nie bez żalu.- Czyżby? - uśmiechnął się Boyd Carrington.- A może nie?W tym właśnie momencie przyłączyła się do nas Elizabeth Cole.Wracała od pani Franklin.Nie wiem, czy wyobraziłem to sobie, czy tak naprawdę było, ale zdawało mi się, że Boyd Carrington spojrzał na Nortona wymownym wzrokiem, a Norton się zarumienił.To mi dało wiele do myślenia.Przyjrzałem się uważniej Elizabeth Cole.Była to rzeczywiście kobieta jeszcze zupeł­nie młoda, a do tego wcale przystojna, sympatyczna i pełna wdzięku.Jestem pewien, że potrafiłaby dać szczęście sa­motnemu mężczyźnie.Spędzała ostatnio wiele czasu w to­warzystwie Nortona.Razem szukali nieznanych odmian polnych kwiatów i ptaków.Przyjaźnili się.Przypomniało mi się, że niedawno wspomniała coś o łagodnym usposobieniu Nortona.No cóż, jeżeli tak jest, pomyślałem, to można jej tylko powinszować.Miała za sobą głodne i smutne dzieciństwo i młodość.Tragedia, jaka zniszczyła jej życie, przestanie być wreszcie przeszkodą na drodze do szczęścia osobistego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •