[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jest jeszcze gorzej.- Co ty tu widzisz jeszcze gorszego?- Możliwe, że znów popełnimy przestępstwo, bo musimy znaleźć jeszcze dwie róże.Trzeba posadzić z trzech stron, żeby wreszcie było zasłonięte, bo tak jak teraz, to wszyscy mają dostęp.Sam widziałeś.Zrujnowaliśmy im życie i nie ma rady, musimy uczciwie odpracować,a małe róże rosną tylko tam.- O rany.! - jęknął Pawełek.- Jak uczciwie, to i kloce trzeba przytargać.Jakieś sękate.Zanim się te róże rozrosną.- I musimy je chyba podlać.Pawełek znów jęknął.Nagle poczuł, że te wakacje zapowiadają się potwornie pracowicie, jak żadne.Kopiąc w kierunku domu wielką szyszkę, wyliczył sobie w myśli: cała robota przy mrowisku, wyszukanie i transport jeszcze dwóch róż.Nie wiadomo, ile ta koszula wytrzyma.Budowa palisady z sękatych konarów, zbieranie i donoszenie mrówkom igieł sosnowych.Czatowanie na dziki, roznoszenie po lesie przynęty, śledztwo w kwestii cmentarza.Mieli obejrzeć teren za dnia, do tej pory nie zdążyli.- A swoją drogą, ja bym chciał wiedzieć, kto to jest, ten cały szakal cmentarny - odezwał się z niechęcią.- Szuka, niech mu będzie, ale on szuka jakoś podejrzanie.Kto to właściwie jest?- Nie wiem - odparła Janeczka.- Całkiem nie wiem.Ale musimy się dowiedzieć koniecznie, bo inaczej, jestem pewna, że umrę.Pana Chabrowicza od dawna już nie dziwił żaden temat poruszany przez jego dzieci.Bez zaskoczenia przyjął w czasie obiadu nagłe zainteresowanie Pawełka tajnymi dokumentamiz czasów ostatniej wojny.- Oczywiście, że się szuka takich rzeczy - odpowiedział na pytanie.- Czasem się nawet znajduje.- Kto szuka?- Różnie.Przeważnie zajmują się tym wywiady.Każdy wywiad chce coś takiego uzyskać dla siebie.- I szukają w tajemnicy?- No, raczej tak.Nie lubią robić sensacji i budzić zbyt wielkiego zainteresowania.Pawełkowi ciągle coś nie pasowało.- No dobrze, a jeżeli u nas na przykład wiadomo, że takie tajne dokumenty są.No, na przykład.zamurowali je gdzieś.albo.No, zakopali.Albo co.I wiadomo, że tu, ale nie wiadomo dokładnie gdzie, na przykład.w której ścianie zamurowali.Albo w którym.znaczy, no.pod którym drzewem.To co?- To szukają.- Jak szukają?- Jak to, jak szukają, zwyczajnie.Nie wiem, co masz na myśli?- No, przychodzą w nocy.Skradają się między ludźmi, czy przebierają za coś, czy tam za kogoś, czy jak.?- A po cóż się mają przebierać, czy skradać? Są przecież u siebie.Zwyczajnie przychodzą, sprawdzają, znajdują i zabierają.Albo nie znajdują.- A ludzie?- Co ludzie?- No, ludzie, którzy tam siedzą.Albo mieszkają.Co im mówią?- Że to niewypał - podsunęła Janeczka.Pan Chabrowicz zakłopotał się nieco.Szczegóły pracy wywiadowczej nie były mu dokładnie znane, ale nie mógł przecież rozczarować i zawieść własnych dzieci.Postanowił skupić się, pomyśleć logicznie i stanąć na wysokości zadania.- Chyba rzeczywiście powinni robić coś w tym rodzaju - przyznał niepewnie.- Co prawda takie historie zdarzają się niezmiernie rzadko, a wszystkie materiały z ostatniej wojny zostałyjuż dawno poodnajdywane, ale gdyby istotnie wykryto, że coś tam jeszcze gdzieś jest, załatwiono by właśnie w taki sposób.To najprościej.Przeprosić grzecznie, wyjaśnić, że trzeba wydobyć jakiś przedmiot, zagrażający bezpieczeństwu, właśnie może niewypał, może pociski.Usunąć wszystkich i zrobić swoje.Ja bym tak postąpił.Pociski czy niewypały to nic nadzwyczajnego, wszyscy by szybko o tym zapomnieli.- Poza tymi, którzy na tych pociskach parę lat siedzieli - mruknęła pani Krystyna.- A co najważniejsze, byłaby to prawda - ciągnął pan Chabrowicz, czując, jak mu się nagle coraz więcej przypomina.- Wszelkie tajne, poukrywane materiały, dokumenty,czy fotografie prawie zawsze były zabezpieczane w ten sposób, że mogły wybuchnąć.Nawet musiały wybuchnąć, jeżeli poruszył je niefachowiec.Poruszył, wyjmował, czy próbował rozpakować.A zatem jasne, że ludzi ostrzeżono by przede wszystkim przed niebezpieczeństwem.- I zrobiliby to jawnie, z milicją i z wojskiem? - upewnił się Pawełek.- Możliwe, że nawet z saperami i strażą pożarną.- To znaczy, że jeżeli ktoś by szukał nie jawnie, tylko po cichu, i ukrywał się.To znaczy, że co?- Zazwyczaj oznacza to, że szuka nielegalnie.I na ogół to coś, czego szuka, chce sobie bezprawnie przywłaszczyć.Niekoniecznie muszą to być dokumenty.Tak przeważniew życiu bywa.- Słuchajcie, zróbcie to dla mnie i przerwijcie na chwilę tę opowieść szpiegowsko-kryminalną - poprosiła pani Krystyna.- Pobawcie się z Mizią chociaż do kolacji.Jej matkami życie zatruwa, obiecałam w końcu, że na was wpłynę.Odpowiedział jej najpierw zgodny, podwójny jęk, a potem pełne protestu milczenie.Przerwał je pan Chabrowicz.- Ostatecznie moglibyście uszanować wymuszoną obietnicę własnej matki - zauważyłz naganą.- Jeszcze nam tylko tego brakowało.- mruknął pod nosem Pawełek.- No dobrze - zgodziła się Janeczka z niechęcią i ociąganiem.- Ale jakby co.- W porządku, będę wam dłużna - rzekła pośpiesznie pani Krystyna.- Możecie liczyćna moją wdzięczność! Mur-beton.Mizia czekała już przed domem, bardzo zdenerwowana, bo kot zabrał jej piłeczkę.Odepchnął ją kawałek i czaił się obok.Mizia czyniła krok ku niemu i cofała się, nie próbując nawet wyciągnąć ręki tamtą stronę.Pawełek odturlał piłeczkę dalej, kot popędził za nią, Mizia kwiknęła i uskoczyła za węgieł.Janeczka zeszła po schodkach z dużą puszką po konserwach, pełną wody.- Idziemy podlewać kwiatki - zarządziła.- Jakie kwiatki? - zainteresowała się Mizia.- Leśne.Mają sucho.- Ojej! Leśne kwiatki!- A potem możemy iść na spacer do granicy - zaproponował Pawełek z nadzieją, że może uda im się nie zmarnować całego popołudnia.Mizia, ostatecznie, patrzeć nie przeszkadza,pod pozorem spaceru poszukają następnej róży.- Ojej! - kwiknęła Mizia lękliwie.- Tam są komary.Janeczka spojrzała przed siebie i nagle zatrzymała się na chodniczku, prowadzącymku furtce.- Rzeczywiście, tam są straszne komary - potwierdziła z przekonaniem.- Lepiej chodźmy w drugą stronę, do tamtego portu.Zobaczymy, jak przypływają łodzie z Zalewu.Zaskoczony Pawełek wybałuszył oczy na siostrę.Janeczka ruchem głowy wskazała mu drogę, po której tam i z powrotem snuli się ludzie.Spojrzał na drogę i zrozumiał.Rudy Sprężynowiec akurat mijał ich furtkę.Z założonymi na plecach rękami i beztroskim wyrazem twarzy maszerował w dół, w kierunku portu na Zalewie.Po chwili usunął się niecona bok, bo z bramy przed garażem wyskoczył na motorze ich gospodarz, pan Jonatan, z rykiem silnika zakręcił i popędził również w dół, wzniecając tylnym kołem potężny tuman kurzu.Za motorem podskakiwał na dwóch kółkach przyczepiony do niego mały wózeczek, służącydo przewozu skrzynek z rybami.Janeczka wepchnęła Pawełkowi w ręce puszkę z wodą.- Leć i podlej różę - szepnęła, wykorzystując: głuszący wszystko hałas silnika.- Ja z nią będę lazła powoli.Weź Chabra i wracaj zaraz!- Ojej, gdzie Pawełek? - zaniepokoiła się Mizia.- On idzie do lasu? Sam?- Nie sam.Z psem.Zaraz wrócą.Niepokój Mizi był krótkotrwały.- Tu jedna pani pokłóciła się strasznie z drugą panią - oznajmiła tajemniczo, ostrożnie omijając rozsypaną kupkę żużla.- Bo tamta pani weszła do łazienki, jak tam jeszcze zostało mydło tej pani.I tamta pani pytała| czy ta pani sobie myśli, że ona jej chce ukraść mydło,a ta pani powiedziała, że nikomu teraz nie można wierzyć, i pokłóciły się strasznie, i ta pani powiedziała, że jednej pani ukradli z samochodu złoty łańcuch, chociaż był zamknięty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]