[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogli rozmawiać szeptem, chyba że wprost do ucha, bo z jednej strony grałoczyjeś radio, a z drugiej darły się dzieci.Wprost do ucha odpadało, robili wrażenie, żesię nie znają, mówili głośno w przestrzeń..a jak wyżyje? powiedział siedzący. Prędzej zdechnie uszkodzony niż żywy padła odpowiedz spod chustki. Spływaj!Siedzący podniósł się i odbiegł w skokach, równie zręcznie jak poprzednio.Namnie nawet nie spojrzał, w ogóle mnie nie zauważył, nie było w tym nic dziwnego,zlazłam delikatnie i nie grałam na trąbie.Zabrałam sandał, ruszyłam w górę, ale zanimprzekroczyłam wydmy, obejrzałam się bez wyraznego powodu.Ten leżący już teżsiedział i wycierał sobie chustką całą twarz, skutecznie zasłaniając ją przed ludzkimokiem.Ta chustka chyba miała znaczenie zasadnicze, ponieważ każdego gnębi własnyszmergiel.Zła, spragniona wejścia do wody, niecierpliwie zajęta myślą o Leśniczówce, bliskoparkingu zatrzymałam się nagle.Przez upał i wściekłość przebiło się jakieś wrażenie.Coś mi się wydało nie tak, nie mogłam sobie uświadomić co, ale jakieś zjawisko obudziłonie tyle może niepokój, ile zaskoczenie.Zaczęłam sobie przypominać oglądaną przedchwilą scenę, szczegół po szczególe, nie szło mi to najlepiej.Przy deptaku stała ławka,usiadłam na niej, żeby się nie rozpraszać ruchem, i straciłam z oczu świat.Upłynęło co najmniej parę minut, zanim pojęłam, o co mi chodzi.Otóż brodatyfacet skakał w biegu jak osiemnastoletni chłopak, wczesna młodość biegła razem z nim.Tymczasem, kiedy się zbliżył, kiedy zobaczyłam jego twarz, okazało się, że musiał miećze czterdzieści, może i młodość, ale już nie wczesna.Stanowiło to kontrast, uderzyło78mnie w którąś komórkę urządzenia pod ciemieniem.Zrozumiałam, uspokoiłam sięi podniosłam głowę.Przede mną przechodził deptakiem, od morza do lądu, osobnik, który przedtem leżałna brzuchu i rozmawiał z tym skaczącym.Miał spodnie i koszulę, także ciemne okulary,i stwierdziłam jego tożsamość wyłącznie po chustce, którą niósł w ręku.Za duża była,żeby ją wepchnąć do kieszeni.Rozpoznanie czegoś, co stanowi świetne zestawieniekolorystyczne, nigdy w życiu nie stwarzało mi najmniejszych trudności, przeciwnie,stanowiło właśnie moje prywatne hobby, chustka zaś była w kolorach złamanegobeżu z akcentami w barwie cynobru i stanowiła arcydzieło.Prawdopodobnie już napierwszy rzut oka zdążyłam pomyśleć coś o nietypowości, wszystko na tej plaży byłoprzerazliwie pstrokate, wściekle czerwone, jadowicie zielone, dziko żółte, wystrzałowobłękitne, różowe i fioletowe w odcieniu, od którego zęby bolały, ta chustka, spokojnai stonowana, a zarazem efektowna, przynosiła ulgę bez granic.Rozpoznałam zatem faceta, najpierw po chustce, a potem z twarzy.Okularami mógłsię wypchać.Siedziałam jak fragment ławki dosyć długo.Potem coś mi się zrobiło w sobie.Beznajmniejszych wątpliwości rozpoznałam cholernego bossa, zidentyfikowanego dziśrano.Na własne uszy usłyszałam, jak przed chwilą powiedział, że uszkodzony prędzejzdechnie.I powiedział to do wysokiego, szczupłego, brodatego.Jezus kochany, Bodzio.!!!* * *Co przeżyłam, to moje.Bodzia, ku własnej, niebotycznej uldze, znalazłam żywego i w dobrym stanie nadworcu autobusowym.Rozluzniłam szczęki, okazało się bowiem, że przedtem miotałamsię po całej Krynicy Morskiej ze ściśle zaciśniętymi zębami.Spodziewałam się raczejjego zwłok, nie wiedziałam tylko, gdzie powinnam ich szukać.Bodzio przejął się średnio. I myśli pani, że na mnie się czają? spytał z niedowierzaniem. Przecież tekombinacje jeszcze im nie wyszły? Może to jest pieśń przyszłości.Kombinacje wyjdą, a zaraz potem ciebie się załatwi.Nie denerwuj się, zamierzam do tego nie dopuścić, nie wiem jak, nie będziesz przecieżchodził w zbroi! Na wszelki wypadek nic nie jedz i nie pij w ich towarzystwie! Jak na razie, to na posiłki mnie nie zapraszają.Co do zbroi, to może i niezła myśl,gdzie jest najbliższe muzeum? Bo nie znam innego zródła.Jeść i pić nie muszę, w razie79czego potrącę szklankę i niech się wyleje, na wszystkich kryminalnych filmach to jestnajlepszy sposób. Prosiłam, żebyś mnie nie denerwował, bo ci powiem, co o tobie myślę w prostych,budowlanych słowach.! Proszę, proszę! zachęcił mnie Bodzio z żywym zainteresowaniem.Chyba przez chwilę pozgrzytałam sobie zębami.Z dużym wysiłkiem spróbowałamsię opanować. %7łyczę sobie nie tracić cię z oczu.Gdzie my w ogóle jesteśmy?! Może pani skręcić do Leśniczówki.Skorzystałam z jego propozycji.Dośćwyraznie czułam, że tylko zimna woda pomoże mi odzyskać odrobinę równowagi,Bałtyk pod tym względem zaspokajał wymagania.Bodzio, aczkolwiek pełen sceptycyzmu w kwestii własnego zejścia, na wszelkiwypadek spełnił moje histeryczne wymysły i wysiadł na czworakach pod ołtarzempolowym.Przekradł się ku wodzie.Wykąpałam się, dzięki czemu wróciło mi niecoprzytomności umysłu, Bodzio zaś, dopadłszy morza, popłynął w dal i wrócił bezproblemu.Jedno, czego nie bałam się wcale, to jego pobytu w wodzie, znałam good dzieciństwa i wiedziałam, do czego jest zdolny.Moim prywatnym zdaniem,były to możliwości nadnaturalne i pojąć nie potrafiłam, dlaczego nie bierze udziałuw konkurencjach olimpijskich.Pewnie zaszkodził mu ojciec.W porównaniu z Krynicą Morską w Leśniczówce panowała cudowna pustka, dalejw kierunku Piasków plątali się tylko nudyści, co nieszczególnie nas obchodziło.Chcą,niech sobie te pośladki opalają, przeważnie mieli je w takim kolorze, jak któryś gatunekmałp, zdaje się, że pawiany, albo może rezusy, nie byłam pewna, postanowiłam nawetsprawdzić to w ogrodzie zoologicznym.Duże, kudłate i z malinowym tyłkiem.Jedennudysta pasował idealnie.Wspólnie, rozsądnie i bez histerii zaczęliśmy zastanawiać się, jak utrzymać wzajemny,nieprzerwany kontakt.Nie było nam w końcu wiadomo, co przeciwnicy uznają zarealizację zamierzeń
[ Pobierz całość w formacie PDF ]