[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Produkcja polegała na dozowaniu sody, możliwe, że z czymś mieszanej, i paczkowaniu preparatu w małych torebkach.Zostałam zatrudniona przy klejeniu torebeczek i kiedy usłyszałam, że zarobię sto złotych dziennie, niebo się przede mną otwarło.Po choinkowych ozdobach klejenie czegokolwiek przychodziło mi bez trudu, odwalałam te torebeczki z zapałem, nie gorzej niż osoby dorosłe, i rzeczywiście zarabiałam sto złotych dziennie, z tym że krótko.Coś fabryczkę wykończyło, pojęcia nie mam co.Twórczość pisarska pozostała mi na dłużej.Bajek próbowałam, ale jakoś mi nie szły, przystąpiłam do powieści.W banku u ojca pozwolono mi pisać na maszynie, spodobało mi się to zajęcie nadzwyczajnie i rozpoczęłam pierwszy utwór.Pamiętam, że oprócz bohaterki występował w nim samochód, który stał ukryty za krzakami i wystawał mu albo przód, albo tył, w każdym razie wystawanie było elementem istotnym.Więcej na ten temat nie wiem, a powieść nie tylko nigdy nie została ukończona, ale zdaje się, że w ogóle nie wyszła poza wstęp.Rzecz jasna, wszystkie te próby literackie utrzymywałam w najgłębszej tajemnicy.Z czwartej klasy szkoły podstawowej pamiętam tyle, że zostałam śmiertelnie obrażona.W grę wchodził język polski.Coś nam zadano do domu, było krótkie, zajmowało zaledwie trzy czwarte strony.Napisałam to w pośpiechu, trzeba przyznać, że niezbyt starannie, i beztrosko zaniosłam do szkoły.Nauczyciel wezwał mnie do katedry.— Kto ci to napisał? — spytał z naganą.W pierwszej chwili tylko się zdziwiłam.— Nikt.Ja sama napisałam.— Niemożliwe.Przyznaj się od razu, bo wezwę rodziców.Kto to napisał?Teraz już oburzyłam się, wstrząśnięta podwójnie.Primo, posądza mnie o głupie oszustwo, secundo, zarzuca mi kłamstwo.Nie pamiętam, czy się rozpłakałam, ale zaprotestowałam przeciwko insynuacjom pazurami i zębami.W namiętnej awanturze dopytywałam się z furią, dlaczego miałby to pisać ktokolwiek inny, a nie ja, nikt za mnie niczego nie pisze, skąd mu się wziął taki dziki pomysł?! Niech sobie wzywa całą rodzinę, proszę bardzo, ale niech ja się dowiem, z jakiej racji jestem szkalowana?! Dowiedziałam się.— Niemożliwe, żebyś to napisała — rzekł z przekonaniem nauczyciel — bo nabazgrane jest okropnie, a nie ma w tym ani jednego błędu ortograficznego! Uspokoiłam się od razu i dumnie wyjaśniłam mu, że błędów ortograficznych już dawno nie robię, powinien był to zauważyć.Chyba przypomniał sobie ten fakt, bo odczepił się i nikogo nie wzywał.Błędów ortograficznych rzeczywiście nie robiłam, prawdopodobnie dzięki pamięci wzrokowej.Przy tej ilości lektur musiałam zapamiętać, jak się co pisze.W dwadzieścia lat później błędy ortograficzne przyniósł ze szkoły mój starszy syn.Zgniewał mnie.— Nie, kochane dzieciątko — powiedziałam stanowczo.— Czego jak czego, ale błędów ortograficznych robił nie będziesz, nie pozwolę, żebyś mi przynosił taki wstyd i taką hańbę.Jazda, od dziś odwalamy dyktanda i potrwa to tak długo, aż się nauczysz pisać.Dyktanda trwały trzy popołudnia.Usiłowałam wynajdywać najtrudniejsze słowa, nie bacząc na treść.Kiedy obydwoje uświadomiliśmy sobie, że napisał właśnie zdanie: „Na jarzębinie siedziały wspólnie krówka z jastrzębiem, żerując protokolarnie poprzez instruktarzowe okulary”, dostaliśmy takiego ataku śmiechu, że niemożliwe było dalej prowadzić szkolenie.Zdołałam mu jeszcze tylko wyjaśnić różnicę pomiędzy instruktarzem a instruktażem, po czym moje dziecko, jak nożem uciął, przestało robić błędy.Nie miał problemów aż do matury.Po egzaminie maturalnym wyznał, że przeżył straszne chwile, przy pracy z polskiego doznał nagle zaćmienia umysłu i zapomniał, jak się pisze „także”.Nie mógł sobie przypomnieć za skarby świata, sztuki zatem czynił stylistyczne, żeby ominąć słowo, zastępując je przez „również”, „też” i w ogóle zmieniając szyk zdań.Na parę godzin „także” zatruło mu życie, a co gorsza w pamięci tkwiły mu podobno te krówki i jarząbki na drzewie.Zdaje się, że znów udało mi się popełnić dygresję, ale już wracam do chronologii.Chociaż może niezupełnie, bo odrobinę powinnam się cofnąć.Kontakt z rodziną mojego ojca był zdecydowanie rzadszy i luźniejszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]