[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie musiał siętłumaczyć przed Cindy.Zresztą ona nie żądała od niego wyjaśnień. W każdym razie odezwała się zamierzam założyć nowe konto.Powoli będęje wypełniać pieniędzmi, aż uzbieram dwadzieścia tysięcy dolarów.Jeśli nie przyjmieszich ode mnie, nazwę je funduszem Dona Larka i postaram się spożytkować je tak szla-chetnie, jak ty. Dzięki nim ja też uniknąłem kłopotów, nie tylko ty.101 Akurat. Roześmiała się. Ty byś nie stracił licencji. Niech ci się nie wydaje, że jestem taki szlachetny.Muszę ci powiedzieć, że w tejchwili mam straszną ochotę cię pocałować. Ja też. Człowiek szlachetny nie dopuściłby do czegoś takiego.Podeszła, oparła mu dłonie na piersi, pozwoliła się znowu otoczyć ramionami i od-dała mu słodki, ciepły pocałunek.Nie taki jak w łazience czy samochodzie, nie byłow nim tamtej pożądliwości.To było pożegnanie.A także miłość, której potrzebowałi którą mu dała, i której także potrzebowała od niego, więc może dzięki temu zbliżyli sięnieco bardziej ku życiu i szczęściu.Dlatego pocałunek trwał długo.Ale kiedy się skoń-czył, Cindy bardzo szybko ruszyła do drzwi.Na dworze, oparty o jej samochód, stał Ryan Bagatti.Uśmiechnięty od ucha doucha. Smakowite danie w przerwie obiadowej powiedział. Ale to chyba fastfood?Patrzył na Cindy.Może nawet nie zdawał sobie sprawy, że Don także tu jest.Nieważ-ne.Tym razem przeholował.Don zbiegł po schodkach. %7łartowałem! %7łartowałem! zawołał Bagatti. Don, nie! krzyknęła Cindy.Nie musiała go ostrzegać.Pragnął zrobić krzywdę Bagattiemu, ale nie zamierzałprzekroczyć granicy.Stanął przy nim, najbliżej jak mógł.Bagatti powoli rozprostowałskulone ramiona, lecz okazało się, że musi się oprzeć o samochód, jeśli nie chce się przy-tulić do szerokiej piersi Dona. No, cofnij się, na żartach się nie znasz?Don stał bez ruchu.Czekał, co zrobi Bagatti.Nie musiał czekać długo.Takie typy zaczynają się czuć bezkarnie, kiedy się im nieodda.Dlatego Bagatti znowu zaczął podskakiwać. Trzeba mieć poczucie humoru oznajmił.A potem lekko popchnął Dona. Odsuń no się trochę.Don tylko na to czekał.Chwycił obie dłonie Bagattiego i zgniótł je w stalowych pal-cach.Mocno.Bagatti kwiknął.Don rozkrzyżował mu ręce, tak że agent stanął z nosemprzy jego piersi.Szarpnął się, ale im bardziej się opierał, tym mocniej ściskał Don. Zabijesz mnie! Nie tym razem odparł Don.Pochylił się nisko i szepnął prosto w jego ucho: Słuchaj uważnie, bo drugi raz ci tego nie powiem.Koniec z kawałami, koniec z dow-cipami, koniec z chodzeniem za Cindy.W pracy masz ją traktować grzecznie.Nigdy jejnie krytykuj ani nawet nie gadaj o niej z innymi.Koniec brzydkich numerów, koniecplotek, koniec szpiegowania.Chwytasz?102 Tak przyświadczył gorliwie Bagatti. Jesteś bydlakiem, bo prześladujesz bezbronnych.Dobrze się poznałeś na Cin-dy.Rzeczywiście była bezbronna.Do teraz.Nie jesteśmy i nie byliśmy kochankami,co w ogóle nie powinno cię obchodzić.Ale jesteśmy przyjaciółmi.A ja dbam o moichprzyjaciół, panie Bagatti. Tak, jasne wybełkotał Bagatti. Zrozumiałem.Absolutnie. Nie jestem pewien.Chyba się powoli uczysz. Nie, uczę się szybko. Ale kiedy tylko cię puszczę, o wszystkim zapomnisz. Nie, nie zapomnę. Kiedy tylko cię puszczę, zaczniesz wrzeszczeć, że ci groziłem i na ciebie napadłem,a jeśli usłyszę coś takiego. Nie, nic nie powiem. Więc mogę cię puścić? Zdecydowanie.Tak.Jak najbardziej.Don puścił ręce Bagattiego.Nawet nie zdawał sobie sprawy, że ściska go tak mocno.Ten głupek będzie miał siniaki.Rzeczywiście, Bagatti oparł się bezwładnie o samochódi złapał się za jedną dłoń, a potem za drugą, aż wreszcie wyprostował je niezdarnie, jak-by stracił w nich czucie. Widzisz, co mi zrobiłeś? jęknął. Według mnie powiedział Don sam to sobie zrobiłeś.Gdybyś nie przylazł tu-taj nękać Cindy, ręce by cię nie bolały. Popełniłeś przestępstwo, bracie syknął Bagatti.Don natychmiast chwycił go za ręce; agent wrzasnął przerazliwie i usiłował się wy-szarpnąć. Obiecałeś szepnął Don. Tak.Tak, obiecałem.Obiecuję.Nie było przestępstwa, wszystko w porządku. Przede wszystkim musisz zapamiętać, że jestem wariatem.Cokolwiek ci zrobię,ujdzie mi na sucho. Tak, zapamiętam.Już nic nie powiem.Naprawdę!Teraz Don nie ściskał już jego dłoni.Bagatti mógłby je cofnąć, ale nawet nie próbo-wał.Poddał się.To powinno sprawić Donowi przyjemność.I sprawiło, niewielką.Pew-nie teraz Bagatti rzeczywiście zostawi Cindy w spokoju.Więc może postąpił słusznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]