[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Był bardzo blady.- Bardzo mi przykro, ale obawiam się, że będę musiał was opuścić.Otrzymałem właśniebardzo złą wiadomość.W kopalni w Wiltshire, której jestem właścicielem, niedaleko wioskiHedgemoore, nastąpiło tąpnięcie.Nie znam jeszcze losu moich pracowników ani żadnychinnych szczegółów.Służący właśnie pakuje moje rzeczy i już poleciłem przyprowadzićpowóz.- Spojrzał pytająco na swoich gości.- Sir Wilfred i jego żona, mam nadzieję, będąpełnić honory domu pod moją nieobecność.Przy wtórze głosów wyrażających zaskoczenie,wyszedł z pokoju.W drzwiach stanął jeszcze na chwilę.- Lizo? - zapytał niepewnie.- Czymogę cię prosić na słówko?Wiadomość o nagłej katastrofie ostudziła jej wcześniejszy gniew, tak że bez namysłupodniosła się i poszła za nim.W hallu Chad ujął jej dłonie.- Chciałem porozmawiać z tobą pózniej o Charity i Johnie, i całym tym niedorzecznymzamieszaniu, ale zdaje się że nie będę już miał okazji.Proszę, uwierz mi, że ofiarowującJohnowi pracę miałem na uwadze dobro jego i twojej siostry.W żaden sposób nie chciałemcię skrzywdzić.Wiem, że gdy tylko spokojnie się nad tym zastanowisz, zrozumiesz, że tedzieciaki naprawdę się kochają.Charity nie będzie szczęśliwa z nikim innym.A przecież to najej szczęściu przede wszystkim ci zależy, prawda? Nie znajdzie go ani w bogactwie, ani wtytułach, ani w wyższych sferach; podobnie jak ty go tam nie znalazłaś.Przez moment jego zielone oczy zatopiły się w niej.Pochylił się i musnął wargami jejpoliczek, po czym odwrócił się do Jema, który schodził z walizkami po schodach.- Nie - odpowiedział krótko na jego pytanie.- Jestem pewien, że niczego nie zapomniałeś.Nawet jeżeli tak, to zatrzymam się po drodze i kupię coś.W następnej chwili już go nie było.Zniknęły także walizy i Jem, a Liza pozostała, samotna,z dłonią przyciśniętą policzka.17W dniach, które nastąpiły po wyjezdzie Chada z Berkeley Square, Liza powtarzała sobie,że chociaż, oczywiście, martwi się katastrofą, która zaszła w jego kopalni, wcale za nim nietęskni.Nawet nie wiedziała, że miał kopalnię.Co prawda nie musiał jej mówić o swoichinwestycjach, zastanawiała się jednak, jakie jeszcze niespodzianki chowa dla niej w zanadrzu.Wróciła do swoich rutynowych obowiązków, lecz na dnie serca nosiła wizerunek Chada,który tylko czekał okazji, by jej o sobie przypomnieć.Jeśli nie pochłaniały jej myśli dotycząceinteresów, w najróżniejszych miejscach widziała zielone oczy uśmiechające się do niej - nadnie filiżanek kawy, w szybach wystaw sklepowych, w migotliwym płomieniu nocnej lampki.Na widok rudawego blasku wywołanego promieniami słonecznymi na skórzanej poręczyfotela jej nieposłuszne myśli natychmiast biegły do Chada.Starała się jednak opanować.Nie mogła przecież zachowywać się jak pierwsza lepszazadurzona podfruwajka! Pomimo kradzieży naszyjnika nadal bardzo chciała wygrać ich zakład.Nie miała pojęcia, jak idzie Chadowi, ale była zadowolona ze swych zysków.W rzeczy samejrada Nathana Rotschilda okazała się doskonała.Nabyła sporo ziemi nie opodal małej wioskiTittiesfield, a po miesiącu odsprzedała ją panu Horacemu Pellharnowi za kilkakrotnie wyższącenę.Wracając do domu z kolejnego spotkania z Thomsem Liza uśmiechała się do siebie zzadowoleniem.Pozostałe inwestycje poczynione za wstępny tysiąc funtów były równierentowne co ziemia w Tittiesfield, tak więc Liza zaczęła nabierać coraz większej pewności, żejednak uda się jej wygrać zakład.A co potem? Będzie właścicielką Brightsprings i Naszyjnika Królowej, bo przecież Chadbył święcie przekonany, że go odzyska.Otrząsnęła się energicznie.Gdy powóz zajeżdżał przed dom na Berkeley Square,dziewczynie wyrwało się westchnienie ulgi.Od rana była zbyt zajęta, by mieć czasrozpamiętywać kradzież.Weszła do domu i przekonała się, że czeka na nią Charity, ubrana w piękną suknięprzyozdobioną francuską koronką.Dobry Boże! - pomyślała Liza obserwując zniecierpliwionąminę siostry i słysząc bynajmniej niedelikatne tupanie małej stopki pod złocistą spódnicą.- Lizo! - zaczęła bez zbędnych wstępów Charity.- Minęło już pięć dni, odkąd Johnprzyszedł, by prosić o moją rękę, a ty nie tylko nie raczyłaś go przyjąć, gdy był tu ostatnio, alenawet nie byłaś łaskawa porozmawiać na ten temat ze mną.- Bardzo mi przykro, kochanie, ale byłam.-.bardzo zajęta.Tak, wiem.Ale wreszcie jesteś w domu i o ile wiem, żadna z nas nie maplanów na popołudnie.Liza opadła na kanapkę i poprosiła gestem, by siostra spoczęła obok.- Masz rację.To prawda, że cię unikałam - powiedziała z westchnieniem, po czym dodałaimpulsywnie: - Och, Charity, wiesz przecież, że mam na uwadze jedynie twoje dobro, Mamatakże.- Wiem o tym i doceniam to.Ale całe życie wszystko za mnie załatwiałaś.Mama zawszepolegała na twoim zdaniu, nawet gdy byłaś jeszcze bardzo młoda.może dlatego, że takbardzoprzypominasz papę.Ja nie chcę jednak, by tak było nadal.- Charity wstała i zaczęła nerwowoprzechadzać się po pokoju.- Chcę poślubić Johna i to nie z powodu głupiego kaprysu.Znamwłasne serce i wiem, że nie ma w nim miejsca dla nikogo innego.- Stanęła przed siostrą ispojrzała jej prosto w oczy.- Nie mówię tego, by cię zranić, ale jeżeli nie dasz nampozwolenia na ślub, uciekniemy.- Charity! Nie zrobisz tego! Byłabyś zrujnowana!Usta dziewczyny ułożyły się w dziwnie dojrzały uśmiech, nie pasujący do jej pyzatej buzi.- Masz rację, nie sądzę, żeby mi to bardzo przeszkadzało, gdy będę już mieszkała wNorthumberland.To oświadczenie wprawiło Lizę w jeden z rzadkich u niej momentów osłupienia.Wspaniała przyszłość, o której śniła dla swojej małej siostrzyczki, obracała się w pył.Dlaczego Charity nie potrafiła dostrzec, jak wspaniała przyszłość ją czeka? Poślubiającwiceksięcia Wellbourne zapewniłaby sobie wysoką pozycję w towarzystwie orazstabilność ibezpieczeństwo do końca życia.- Co ty takiego widzisz w Johnie? - zapytała ze zdumieniem.Charity zastanowiła się chwilęi odrzekła:- Przede wszystkim jego dobroć.i szczerość.Podoba mi się jego determinacja iinteligencja, a także skromność.Jest zupełnie inny niż ci wszyscy nadęci panowie, którychspotykamy na przyjęciach i balach.Nie uważam też, by było coś złego w tym, że lubięrozmawiać z nim o czymś innym niż rozdarcie płaszcza, ostatnie polowanie czy ostatnia partiapokera
[ Pobierz całość w formacie PDF ]