Home HomeAlistair Maclean Szatanski Wirus poprawiony v 1 (2)Alistair Maclean Szatanski Wirus poprawionyAlistair Maclean Lalka na lancuchu 1 z 2 (2)Alistair Maclean Pociag SmierciAlistair Maclean Pociag Smierci (3)Alistair MacLean HMS UlissesAlistair MacLean HMS Ulisses (2)Alistair MacLean HMS Ulisses (3)Wolski Marcin Krowy tluste.Krowy chudeKing Stephen Mroczna Wieza II Powolanie trojki
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • angamoss.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .- Nie ufa Bowmanowi?- To raczej łagodnie powiedziane.- No to mamy pata.Chyba tak to się nazywa w szachach.Wiesz, co Bowman myśli o nim, i obawiam się, że się z nim zgadzam.Załatwił dzisiaj następnego oprycha.' - Co zrobił?!- Wrzucił go do Rodanu.Sama widziałam.Powiedział, że.- To dlatego wyglądałaś jak duch, gdy cię zobaczyłam.- Czuję się nie najlepiej.Powiedział, że już zabił dwóch i ja mu wierzę.Sama widziałam, jak rozprawiał się z tymi bandytami.Nie jest z nimi w zmowie.Różne rzeczy się robi, by zyskać wiarygodność, ale udawanie trupa to byłaby przesada.- To wszystko stanowczo mi się nie podoba - przyznała Lila.- Nie mogę połapać się, o co tu chodzi i nie wiem, jak postępować.No i co ' mamy teraz robić?- Wiem tyle co i ty.Robić to co nam kazano, to chyba najrozsądniej­sze, prawda?- Chyba masz rację - Lila westchnęła ciężko i na jej twarzy znów pojawiło się przygnębienie.Cecile spojrzała na nią podejrzliwie.- Gdzie Charles? - spytała.- Odjechał z tą swoją szoferową, jak ją czasami nazywa - odparła ponuro Lila.- Kazał mi tu czekać.- Lila! - w głosie Cecile brzmiało oskarżenie.- To niemożliwe, żeby§.- A dlaczego nie? Co złego jest w Charlesie?- Nic - Cecile szybko się wycofała.- Zupełnie nic.Dobra, muszę lecieć.Za dwie minuty mamy się spotkać, a pan Bowman bardzo nie lubi czekać.- Kiedy sobie pomyślę o tej panience w liberii.- Wygląda na uroczą i całkowicie niegroźną - przerwała jej Ce­cile.- Też tak sądziłam.Ale to było godzinę temu!Wielki książę nie był jednak z panienką w liberii.Nie był nawet w jej pobliżu.Na placu, na którym parkowały cygańskie wozy, niebyło śladu ani Carity, ani rolls-royce'a, a z pewnością trudno byłoby ich nie zauważyć.Natomiast de Croytor był obecny i jak zwykle rzucał się w oczy.Stał z notesem w ręku niedaleko zielono-białego wozu, pogrążony w dyskusji z Simonem Searlem.W pobliżu znajdował się Czerda, ale nie brał bezpośredniego udziału w rozmowie.Searl, sądząc z ledwo dostrzegalnych oznak uczuć na jego ascetycznej twarzy, nie był nią zachwycony.- Jestem ojcu niezmiernie zobowiązany.Niezmiernie - de Croytor był u szczytu swej książęcej łaskawości.- Trudno mi opisać wrażenie , jakie wywarło na mnie nabożeństwo odprawione dziś rano.Kazanie, które ojciec wygłosił, było wzruszające.Mogę powiedzieć, że roz­szerzyłem swoją wiedzę.Ale, ale.czyżby coś było nie w porządku z ojca nogą?- Lekkie nadwerężenie, nic więcej.Nadwerężenie było widać przede wszystkim na twarzy i słychać w głosie Searla - nadwerężenie cierpliwości.- Należy zwracać uwagę na najlżejsze nawet kontuzje.Mogą z nich wyniknąć całkiem poważne komplikacje.Tak, w rzeczy samej, bardzo poważne.- De Croytor wyjął z oka monokl i przyjrzał się uważnie rozmówcy.- Czy ja ojca już gdzieś nie widziałem.poza opactwem naturalnie.Tak, oczywiście! Koło hotelu dziś w południe.Dziwne, ale nie przypominam sobie, żeby ojciec wtedy kulał.No tak, z drugiej strony moje oczy nie są już takie jak dawniej.Serdeczne dzięki i pro­szę uważać na nogę.Doradzałbym nadzwyczajną ostrożność.Dla pań­skiego dobra.Książę założył monokl, notes schował do wewnętrznej kieszeni i od­dalił się majestatycznie.Czerda spojrzał na Searla.Twarz Cygana, częściowo zakryta bandażem, nie wyrażała żadnych uczuć.Searl nerwowo oblizał wyschnięte wargi, obrócił się bez słowa i odszedł.Człowiek w niebieskim citroenie, zaparkowanym w pobliżu hotelu, nawet uważnemu obserwatorowi nie przypominał Bowmana.Był ubrany w ekstrawagancką błękitno-białą koszulę, haftowaną czarną kamizelkę, moleskinowe spodnie i wysokie buty, oczy zasłaniały mu okulary prze­ciwsłoneczne, a na głowie nosił białe sombrero.Cerę miał teraz jaśniej­szą, a wąs bujniejszy, ale rzeczywiście to był Bowman.Obok niego na siedzeniu leżała niewielka torba.Przednie drzwi po stronie pasażera otworzyły się i do wnętrza zajrzała Cecile nieco zaskoczona i niepewna.94- Nie gryzę - zachęcił ją Bowman.- Dobry Boże! - jęknęła wsiadając.- Co.czym ty jesteś?- Guardian, tutejszy kowboj w odświętnym stroju.Pełno ich dokoła.Mówiłem ci, że byłem na zakupach.Teraz twoja kolej.- Poncho, naturalnie.Gdy ruszyli w stronę tego samego magazynu odzieżowego, który odwiedzili rankiem, przyjrzała mu się z podejrzliwością, która wchodzi­ła już jej w nałóg.Właścicielka, jak poprzednio, rozpływała się w pochwałach nad Ce­cile, tym razem ubranej w odświętny strój młodej mieszkanki Arles.Była to długa, wyszywana suknia z czarnego materiału z białym, koron­kowym stanikiem i kapeluszem w formie toczka z tegoż co suknia ma­teriału.Siedział on na rudej peruce, która zakrywała naturalne włosy dziewczyny.- Madame wygląda.fantastycznie! - oznajmiła z ekstazą właści­cielka.- W takim razie madame pasuje do rachunku - odparł z rezygnacją Bowman, wyciągając pieniądze Czerdy.Cecile wsiadła i z przyjemnością pogładziła materiał sukni.- Przyznaję, ładne - oceniła.- Lubisz ubierać dziewczęta?- Jedynie wtedy, gdy płacą za to kryminaliści.Ale nie o to teraz chodzi.Pewna czarnowłosa Cyganka była dziś widziana w moim towa­rzystwie.W całej Europie nie znajdziesz firmy ubezpieczeniowej, która chciałaby wystawić jej polisę.- Rozumiem - uśmiechnęła się słabo.- I wszystko to dla dobra twojej przyszłej żony?- Naturalnie.A niby z jakiego innego powodu?- Na przykład takiego, że szczerze mówiąc, nie możesz sobie w tej chwili pozwolić na utratę pomocnika.- Nigdy mi to nie przyszło do głowy - stwierdził ze śmiertelną powagą, podjeżdżając do placu, na którym obozował cygański tabor.Zatrzymał wóz, wziął torbę i wysiadł.Odwrócił się i nagle wpadł napokaźnego osobnika, który właśnie przechodził chodnikiem.Mężczyz­na przyjrzał mu się zaskoczony przez monokl - wielki książę nie był przyzwyczajony, by ktoś nań wpadał.- Proszę o wybaczenie - powiedział Bowman.95Książę spojrzał na niego z wyrażnym wstrętem i odparł wyniośle: - Udzielone.Bowman uśmiechnął się przepraszająco, ujął pod ramię Cecile, która zdążyła już wysiąść i odeszli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •