Home HomeAlfred Assollant Niezwykłe choć prawdzie przygody kapitanaJarry Alfred Ubu król czyli Polacyde musset alfred spowiedŸ dziecięcia wiekuAlfred Hitchcock Tajemnica czlowieka z bliznaAlfred Musset SpowiedŸ dziecięcia wiekuHitchcock Alfred Wladca fortunyFoster Alan Dean Przekleci 03 Wojenne lupyJan Lam Pan komisarz wojennyde Gaulle Pamietniki wojenneDav
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kfr.xlx.pl
  •  

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    .Tomek nie należał do tego typu chłopców.Od najmłodszych lat musiał sam sobie radzić w najrozmaitszych okolicznościach, nabył wiec rozwagi, której tak często brak młodym ludziom.Teraz, zaledwie oddalił się od swych przyjaciół, przyjrzał się otaczającym go jeźdźcom.Wódz Chytry Lis radził mu, by na początku wyścigu trzymał się w pobliżu indiańskich zawodników.Tomek nie lekceważył rady doświadczonego wodza, chociaż nie orientował się w jego intencji.Nil'chi denerwowała się widokiem obcych ludzi i koni.Przysiadała na zadzie, próbowała stawać dęba, a Tomek, jakby nie mógł sobie dać z nią rady, rozglądał się niezdecydowanie.Był to tylko udany manewr, albowiem nieznacznie kierował koniem uściskiem nóg.W ten sposób oddalił się od pięciu dżokejów Don Pedra i zbliżył się jednocześnie do mustangów indiańskich.Gdy znalazł się obok Indian, organizatorzy wyścigu już rozdawali dżokejom numery wymalowane na kawałku płótna.Tomek ściągnął cugle, klacz posłusznie wsunęła się w szereg koni - zatrzymała się przy pierwszym indiańskim mustangu.Tomek otrzymał numer piętnasty, znalazł się więc w środku szeregu dwudziestu ośmiu jeźdźców biorących udział w wyścigu.Dżokeje Don Pedra mieli najniższe numery, to jest od jednego do pięciu.Było to dla nich korzystne, gdyż dzięki temu mieli biec przy wewnętrznym skraju pola wyścigowego.Przed startem odczytano regulamin wyścigu.Każdy jeździec obowią­zany był mijać z prawej strony chorągiewki wytyczające trasę wyścigu.Punkty kontrolne, znajdujące się co pół mili, miały notować numery przejeżdżających dżokejów.W razie niezanotowania danego numeru na dwóch następujących po sobie posterunkach, jeździec podlegał dyskwalifikacji.Dżokeje z trudem utrzymywali konie na linii startu.Rasowe wierz­chowce biły kopytami w ziemię, tańczyły w miejscu i rwały się do biegu.W końcu nadeszła chwila rozpoczęcia wyścigu.Huknął strzał! Konie z miejsca ruszyły galopem.Rumaki Don Pedra od razu wysunęły się do przodu; biegły szeregiem obok siebie, narzucając mordercze tempo reszcie współzawodników.Rozdrażniona dosyć długim postojem na starcie Nil'chi mknęła posuwi­stymi skokami, lecz Tomek, pomny przestrogi Chytrego Lisa, powścią­gnął ją cuglami, aby nie oddalać się od czerwonoskórych jeźdźców.Indianie zdawali się w ogóle nie zwracać uwagi na rwące do przodu konie Meksykanina.Pochylili się tylko mocno ku szyjom mustangów i całą gromadą jechali równym tempem.Tymczasem wierzchowce prowadzące wyścig oddaliły się od nich już co najmniej o dwieście metrów.Tuż za pierwszymi rumakami biegło kilka innych koni; dżokeje nie szczędzili ostróg i biczów, by wyprzedzić czołówkę.Już po pierwszych dwóch milach zawodnicy rozciągnęli się na trasie w długi łańcuch, którego czoło stanowiły rumaki Don Pedra.Tuż za nimi gnało osiem doskonałych koni innych ranczerów.Środek łańcucha tworzyli Indianie wraz z Tomkiem, a dalej, pojedynczo bądź grupkami, pędziła reszta jeźdźców.Tomek zdążył już ochłonąć z pierwszego podniecenia.Z podziwem zerkał na Indian.Teraz dopiero zaczynał rozumieć ich taktykę.Podczas gdy dżokeje Meksykanina i depczący im niemal po piętach jeźdźcy wiedli zaciętą walkę o prowadzenie wyścigu, Indianie zupełnie wyraźnie hamowali swe mustangi, by oszczędzić ich siły na ostateczną rozgrywkę.Na odcinku pierwszych dwóch mil czołówka stale się od nich oddalała, lecz na trzeciej mili czerwono skorzy nie dopuścili już do zwiększenia dzielącej ich odległości.Na przestrzeni czwartej mili czołówka stoczyła zaciętą walkę o prze­wodnictwo.Co chwila pojedynczy zawodnicy usiłowali wyprzedzić konie Don Pedra.Na próżno! Tomek przekonał się teraz o słuszności ostrzeżeń Chytrego Lisa.Dżokeje Meksykanina tworzyli zwarty szereg, przez który, jak dotąd, nikomu się nie udało przedrzeć.Ośmiu jeźdźców dążących za nimi wkrótce zmęczyło swe konie stałymi zrywami do przodu.Przynaglane bądź też z konieczności hamowane wierzchowce słabły zupełnie widocznie.Niektóre pozostawały nawet w tyle.Gdy tylko Indianie to spostrzegli, wydali dziki okrzyk i popędzili mustangi.Tomek również nacisnął kolanami boki klaczy.Nil'chi wstrząsnęła białym łbem i przyspieszyła biegu.Tomek znów musiał przyhamować, aby nie wyprzedzać Indian.Grupa czerwonoskórych razem z Tomkiem szybko doganiała ostat­nie konie za czołówką.Niebawem minęli dwa wierzchowce.Kolejno wyprzedzili trzy następne, podczas gdy trzy dalsze biegły kilka metrów przed nimi.Na początku piątej mili Indianie zaczęli ostrzej przynaglać mustangi.Tomek wolno puścił wodze Nil'chi, która samorzutnie utrzymywała równe tempo z mustangami.Do zakrętu było już niecałe pół mili.Wyższy od innych słup udekorowany flagą Stanów Zje­dnoczonych stawał się coraz bliższy.Naraz jeden z Indian krzyknął przeciągle wysokim głosem; inni natychmiast powtórzyli okrzyk i trza­snęli w powietrzu biczami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • syriusz777.pev.pl
  •